Dzieci a koronawirus
Dzieci czują przez skórę strach dorosłych, nie tylko obserwując ich. Emocje związane z koronawirusem udzielają się całemu światu.
A świat ten dla dziecka, które zostało zabrane ze żłobka, przedszkola czy szkoły, zawęził się teraz do czterech ścian i domu.
Dobrze, że władze podjęły taką decyzję. Dobro ogółu i społeczeństwa jest ważniejsze niż wolność jednostki, po prostu.
Nikt nie był i nie jest przygotowany na to, co teraz się dzieje. Boimy się, a część z nas wpada w panikę, co wydaje się naturalne, gdy prowadzisz nierówną walkę z wrogiem, którego nie znasz. Za to możesz zrobić wszystko, by nie zapraszać go do siebie.
Tak - myjmy ręce, odpuśćmy sobie spacery i wyjścia z domu, które nie są konieczne. Kto może pracować zdalnie, niech to robi - dla dobra innych.
Pamiętajmy jednak o jednym - koronawirus zostanie opanowany, pracują nad nim tęgie głowy. Nie wiadomo tylko, jakie będą koszty pandemii. Bo, niestety, jestem przekonana, że koszta owe mogą odbić się na naszych dzieciach jeszcze długo po opanowaniu zarazy. One czują i przeżywają wszystko bardziej niż dorośli. Nie mają jeszcze wytworzonych mechanizmów obronnych, które chronią nas.
Jak ma się czuć córka, dla której tata jest nieustraszonych bohaterem, teraz trzęsącym się jak osika i mówiącym w kółko o jednym? Jak ma czuć się syn, biorący przykład z ojca? A co z mamą, na którą zawsze można było liczyć, a teraz nie chce rozmawiać, tylko ogląda w kółko najnowsze doniesienia w TV, albo nerwowo przegląda informacje w internecie? Dziecko zostawione samo sobie ma w głowie tysiące pytań i żadnej odpowiedzi.
Stres zbudowany przez lęk urasta do rozmiarów smoka z siedmioma głowami. Nawet jak zetniesz jedną, zaraz odrasta następna.
Co zapamiętają?
Nasze dzieci mogą zapamiętać z przymusowej kwarantanny strach i przerażenie. Albo to, że rodzice byli obok, wspierali je, a nawet dobrze się bawili. Bo można było wtedy obejrzeć długą bajkę, albo film, jeśli mowa o starszakach, zagrać w grę planszową, czy pogimnastykować się, próbując na macie dotknąć tylko zielonego koloru (grę w twistera zawsze polecam). Absolutnie nie lekceważę zagrożenia.
Nie namawiam, by udawać, że go nie ma. Apeluję tylko o rozsądek, który przydaje się w każdej sytuacji. Jeśli już musimy rozmawiać o ofiarach śmiertelnych i tym, co dzieje się na świecie, poczekajmy, aż nasze pociechy pójdą spać. Nie przelewajmy na nich naszych lęków i lęków społeczeństwa. One naprawdę są dużo wrażliwsze od nas, nawet jeśli tego nie pokazują.
Często lekiem na strach jest śmiech. To jeden z naszych mechanizmów obronnych. Już pojawiają się dowcipy o niebezpieczeństwie związanym z zakażeniem, czy różnego rodzaju memy albo ogłoszenie w czeskiej szkole, które mówi: "Myjcie ręce, bo złapiecie koronawirusa. Od tego nie umrzecie, ale na oddziale zakaźnym nie ma Wi-Fi, a tego nie przeżyjecie". Nie zostawiajmy w spadku pociechom naszego przerażenia i lęku.
Bądźmy dla nich opoką w tym trudnym czasie, nie dodatkowym ciężarem.