Dzieci nie są gotowe!
Dzieci nie zmieniły się z roku na rok - uważa Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, inicjator ( wraz z żoną Karoliną) akcji "Ratuj maluchy!", tata piątki dzieci.
Wielu nauczycieli przedszkoli i szkół uważa, że współczesne dzieci są lepiej rozwinięte, wyedukowane niż ich rówieśnicy jeszcze dekadę wstecz, stąd przychylnie patrzą na pomysł wcześniejszego posłania maluchów do szkoły, która ma zapewnić im nowe bodźce potrzebne do rozwoju. Czy nie dostają państwo sygnałów, że dzieci w przedszkolach się nudzą?
- Z naszych obserwacji wynika, że nauczyciele przedszkolni i nauczania początkowego zdają sobie sprawę z ułomności reformy obniżenia wieku szkolnego. Mamy sygnały od nauczycieli, którzy omijają nową podstawę programową a nawet o uczelni, która uczy studentów kształcących się na nauczycieli, omijania podstawy.
- Podstawa programowa faktycznie nie uwzględnia faktu, że sześciolatki są jeszcze w zerówkach i nie przewiduje dla nich nauki czytania, choć są do tego gotowe. Mądrzy nauczyciele oczywiście rozszerzają podstawę i uczą sześciolatki czytać, bo nie chcą łamać praw rozwojowych dziecka.
- Trudniejsze zadanie mają nauczyciele nauczania początkowego. Wiedzą, że sześciolatek: nie wytrzyma dłużej niż 20 minut w skupieniu na lekcji, nie ma wyrobionej rączki do nauki kaligrafowania, że ma prawo nie rozróżniać słuchem dźwięków, które każe mu się zapisywać (jak dź i ć). Nowa podstawa programowa łamie prawa rozwojowe dzieci. Być może współczesne sześciolatki lepiej radzą sobie z komputerem niż dzieci 20 lat temu, ale ich rozwój psychiczno-fizyczno-emocjonalny aż tak nie przyspiesza. Nie można zadekretować szybszego rozwoju dzieci z roku na rok.
- Wysyłanie dzieci sześcioletnich (również niespełna sześcioletnich, bo w Polsce decyduje rocznik, nie ukończony wiek) do pierwszej klasy i narzucanie im nowej podstawy programowej łamie ich prawa rozwojowe. Powoduje falę niepowodzeń szkolnych, są przypadki powtarzania przez sześciolatki pierwszej klasy. Dotychczas poradnie psychologiczno-pedagogiczne diagnozowały gotowość szkolną u małej części sześciolatków. Dzieci nie zmieniły się z roku na rok, więc odstąpiono od obowiązkowej diagnozy. Dzieci nie są gotowe! Bodźce odpowiednie do rozwoju dzieci sześcioletnich zapewnia edukacja przedszkolna, która przewiduje naukę przez zabawę.
Stowarzyszenie porusza także kwestię, o której rzadko się wspomina - pieniądze. Uważają państwo, że reforma ma na celu oszczędności kosztem dzieci?
-
Reforma od początku jest robiona małym nakładem finansowym. Jej ciężar mają udźwignąć samorządy. Rząd obiecywał 350 mln rocznie na dostosowanie placówek. Było to mało, ale i te pieniądze w kryzysie zostały obcięte o 90 proc., do 40 mln. A i ta suma została przeznaczona na dofinansowanie nowych placów zabaw. Tymczasem większość szkół w Polsce boryka się z tak podstawowymi problemami jak tłok i konieczność nauki na dwie zmiany nawet dla najmłodszych uczniów oraz brak ciepłej wody czy mydła (kilkadziesiąt szkół w Polsce jest w ogóle nieskanalizowanych!).
- Tymczasem reforma przynosi pogorszenie tego stanu rzeczy. Pieniędzy nowych nie ma, są za to przepisy pozwalające na łatwą likwidację małych szkół i przedszkoli. Zdjęto kontrolę nad samorządami a te ostatnie dostały wolną rękę w oszczędzaniu na edukacji. Władze gmin tworzą duże zespoły szkół podstawówka-gimnazjum-oddział przedszkolny, tanie i kiepskiej jakości.
Co będzie, jeśli nie uda się zgromadzić 100 tys. podpisów pod akcją "Ratuj maluchy!"?
- Liczymy na to, że zbierzemy 100 tys. podpisów. Co stanie się z sześciolatkami, to kwestia otwartości rządzących na rozwiązanie ewidentnych problemów, które spowodowała reforma obniżenia wieku szkolnego. Dla nas nie ulega wątpliwości, że stan obecny nie ma szans się utrzymać i problemy edukacji najmłodszych trzeba będzie rozwiązać, pytanie tylko kiedy: wcześniej czy później.
Rozmawiała Anna Piątkowska