Aleksander Żabczyński: Pierwszy amant
Przedwojenny gwiazdor miał talent, nieprzeciętną urodę, zniewalający głos i nienaganne maniery. Nic dziwnego, że zakochane w nim panny wystawały przed jego domem i teatrem.
Nie musiał zabiegać ani o kobiety, ani o pieniądze, ani o doborowe towarzystwo. Wszystko to miał. W dodatku scenarzyści pisali role pod niego", mówi historyk filmu, Stanisław Janicki, w dokumencie o Aleksandrze Żabczyńskim (†58).
Jeden z najpopularniejszych aktorów polskiego kina przedwojennego faktycznie miał wszystko. Swoją urodą i talentem aktorskim przebijał nawet Eugeniusza Bodo i Adolfa Dymszę. Jego obiecującą karierę złamała jednak wojna.
Aktor z przypadku
Syn polskiego generała dywizji Wojska Polskiego chciał zostać żołnierzem - z wyróżnieniem ukończył poznańską szkołę podchorążych. Jednak po powrocie ze służby wojskowej rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim. Pociągały go też matematyka i architektura. Wszystkie te plany spaliły na panewce, gdy dla zabawy zapisał się do studenckiego kółka teatralnego.
W jednym z wywiadów Aleksander stwierdził: "Kto się zaprzęgnie w rydwan przemożnej pani sztuki, ten musi się jej całkowicie oddać". Gdy po kłótni z profesorem rzucił studia prawnicze, decyzja o wyborze Warszawskiej Szkoły Gry Sceniczno-Filmowej była dla niego oczywista. W międzyczasie trafił do kultowej Reduty, czyli teatru eksperymentalnego, w którym, jak mówił, nauczył się sztuki aktorskiej.
Obiekt westchnień
Początkowo grywał głównie na deskach teatralnych. Z czasem zaczął występować także w filmach. Początek ery dźwięku w kinie zbiegł się z początkiem jego wielkiej kariery. Żabczyński miał świetny warsztat, prezencję i głos. Do tego świetnie się ruszał. Grał na pianinie, pisał i komponował piosenki do filmów.
Gdy w 1935 roku wystąpił w produkcji "Manewry miłosne", Polska oszalała. Oto narodził się pierwszy w naszym kraju filmowy amant. Od tego momentu aktorowi wszędzie towarzyszył wianuszek zakochanych panien. Jego żona Maria tak to wspominała: "Pensjonarki to było moje i całego mojego domu utrapienie. Zawsze wiedziały, o której godzinie on wychodzi, gdzie i kiedy ma nagranie. Nie wiem, jak to robiły, ale zawsze były tam przed nim i czekały. Na klatce zostawiały wiersze, kwiaty, fotografie, portrety, serca przebite strzałą".
Żona amanta dobrze też wiedziała o romansach przystojnego męża. "Że były zainteresowania innymi kobietami, to wszyscy wiemy. To nie jest tajemnicą. Prowokowały go. Ile było zakus...", mówiła Maria. Głośno było zwłaszcza o jednym romansie Żabczyńskiego - z tancerką i aktorką Lodą Halamą. Choć połączyło ich gorące uczucie, nie zdecydowali się zostawić swoich rodzin, ale mocno przeżyli rozstanie. Loda wpadła w depresję. Podczas spektaklu odmówiła wejścia na scenę i zniknęła. Kilka dni później odnalazła się w Częstochowie, gdzie na Jasnej Górze szukała ukojenia dla swego złamanego serca.
Wojna zmieniła wszystko
Aleksander za to rzucił się w wir pracy. Z miesiąca na miesiąc jego pozycja umacniała się. Doszło do tego, że twórcy filmowi realizowali obrazy "pod Żabczyńskiego". Pisano dla niego scenariusze, a rocznie powstawało po pięć filmów z jego udziałem. Grywał w najgłośniejszych produkcjach i na deskach renomowanych teatrów.
Po premierze filmu "Jadzia" krytycy pisali: "Żabczyński wygląda i gra prawdziwie po europejsku. Jest największym amantem polskiego kina". Aktor wyjechał nawet na kilka miesięcy do Paryża, gdzie wytwórnia Paramount kręciła europejskie wersje swoich filmowych hitów.
W 1939 roku Żabczyński znów włożył mundur. Brał udział w kampanii wrześniowej, był jeńcem, walczył o Monte Cassino. Gdy po wojnie wrócił do kraju, bezpieka podejrzewała go o szpiegostwo.
Przez kolejne dziesięć lat na każdym kroku towarzyszył mu agent "anioł stróż". Podobno nawet w Teatrze Polskim, gdzie zatrudnił się po wojnie, była osoba, która "uprzejmie donosiła". Nie zagrał już w żadnym filmie. Zmarł na zawał serca w 1958 roku.
Justyna Kasprzak