Anna Czartoryska-Niemczycka: Nie jestem taka święta
Chciała być piosenkarką. Ale poszła do szkoły teatralnej i dziś bez aktorstwa nie wyobraża sobie życia. Gra w serialu, w teatrze, a teraz w filmie fabularnym. Starannie wybiera role. A przed nią najważniejsza, czyli rola matki. Ale chroni to, co najcenniejsze – prywatność.
Olivia: Niedawno skończyłaś 30 lat.
Anna Czartoryska-Niemczycka: - Trzydziestka to fajny moment. Już coś wiem, coś osiągnęłam, coś przeżyłam, a jeszcze tyle przede mną. Już nie stoję na rozstaju dróg, nie próbuję przedrzeć się przez gąszcz wątpliwości. Nawet marzenia są mądrzejsze. Na szczęście te dawne nie wszystkie się nie spełniły (śmiech).
Marzyłaś o roli w filmie fabularnym i właśnie do kin wchodzi komedia romantyczna „Facet (nie)potrzebny od zaraz”.
- Choć moja rola jest niewielka, ten film jest dla mnie ważny, ponieważ jest moim debiutem fabularnym. Cieszę się, że reżyserka Weronika Migoń zaproponowała mi udział. Weronika, zanim zrobiła ten film, przez wiele lat była reżyserem castingów. Spotykałyśmy się wielokrotnie i znała moje możliwości.
O czym jest scenariusz?
- O dziewczynie, która postanawia odszukać swoich byłych narzeczonych. Ja gram jej koleżankę. Na pozór uroczą i miłą, ale faktycznie raczej fałszywą.
Jak udało ci się stworzyć złą postać?
- Rzeczywiście, Weronika obsadziła mnie wbrew moim dotychczasowym rolom. Bo ja przecież zawsze jestem taka miła (śmiech). Ale dla aktorki granie negatywnych postaci jest zawsze ciekawsze. Uruchamia inteligencję i... złośliwość, a każdy z nas ma jakąś szczyptę złośliwości. Albo sobie na nią pozwolimy, albo nie. Staram się sobie nie pozwalać, ale nie jestem taka święta (śmiech).
Powiedziałaś, że Weronika Migoń znała cię z castingów. Te są chyba dość frustrujące?
- O każdym staram się jak najszybciej zapominać i nie czekać na telefon. Inaczej bym zwariowała (śmiech). A gdy telefon zadzwoni, jest po prostu miłą niespodzianką. Tak było z moją pierwszą rolą, w „Rozlewisku”. Ale czasem bywa odwrotnie. Innym razem byłam już zaproszona na zdjęcia, już przymierzałam kostiumy i nagle okazało się, że nie będę grała tej roli.
Pamiętasz swój pierwszy casting?
- Do naszego liceum przyszli producenci programu młodzieżowego i zaprosili nas na Chełmską, gdzie odbywają się wszystkie castingi. Poszliśmy ogromną grupą, ale zgubiliśmy się na krętych korytarzach wytwórni filmowej i przypadkowo weszliśmy na inny casting. Prowadził go Bogusław Linda i szukał Krzyżaków (śmiech).
- Wprawdzie nic z tego nie wyszło, ale każdy z nas nagrał się do kamery. Kilka dni później zadzwoniła do mnie agentka Magda Mirek, która mnie zauważyła w tym castingu, i wzięła mnie pod swoje skrzydła jako amatorkę. Później przyszła myśl: „A może zostanę aktorką?”.
Tuż po szkole porwałaś się monodram „Morfina”. Aktorzy zwykle kończą karierę monodramem.
- Chciałam tylko zaśpiewać kilka piosenek, bardziej chodziło mi o recital. To reżyser wpadł na pomysł zrobienia spektaklu. Kiedy zaczęliśmy używać słowa „monodram”, wpadłam w panikę. „Przecież to bezczelność porywać się na ten gatunek” – myślałam z przerażeniem. Ale dziś jestem z tego dumna.
Kiedy wyszłaś za mąż za Michała Niemczyckiego, syna milionera, spekulowano, że porzucisz aktorstwo.
- Nie mogłabym nie pracować. Włożyłam dużo wysiłku, by być w tym miejscu. Z domu wyniosłam przekonanie, że kobieta powinna być niezależna finansowo.
- Rodzice nauczyli mnie też szacunku do pracy. Pamiętam tatę, który zanim zmienił się ustrój i został dyplomatą, przez całe lata ciężko pracował w szklarni, w której hodował goździki. Miałam 20 lat, kiedy pojechałam na całe wakacje pracować jako opiekunka do dzieci do Holandii.
- Na studiach też dorabiałam: prowadziłam imprezy, chałtury, czasem miałam dubbing, śpiewałam w radiu, statystowałam w teatrze. A gdy dostałam etat w teatrze, przestałam brać od rodziców pieniądze.
Wszyscy spodziewali się, że teraz przesiądziesz się do porsche.
- Chyba nawet nie umiałabym nim zaparkować (śmiech). A na plan „Rozlewiska” do Ostródy zwykle jadę Polskim Busem. Trochę mam dość bycia księżniczką, czyjąś narzeczoną albo żoną. Michał zresztą też nie zasługuje na to, by postrzegać go jako syna milionera. Prowadzi swoje własne firmy - Vodę Naturalną i Freebee, które bardzo szybko się rozwijają i odnoszą pierwsze sukcesy. Wstaje o szóstej rano, a do domu wraca dopiero wieczorem.
Oboje dużo pracujecie...
- Rzeczywiście, ale czas, który mamy dla siebie, staramy się wykorzystać w stu procentach.
Rozmawiała: Beata Biały