Beata Tadla: Muszę mieć się na baczności
W mediach pracuje od 22 lat. Sławy zasmakowała już na samym początku, w rodzinnej Legnicy. Prezenterka telewizyjna, Beata Tadla w wywiadzie mówi o blaskach i cieniach swojej popularności - kiedyś i dziś.
Andrzej Grabarczuk: Kiedy po raz pierwszy zasmakowała pani popularności?
Beata Tadla: - Pewnie pana zaskoczę, ale jej smak poznałam już jako nastolatka. W drugiej klasie liceum, gdy miałam 16 lat, dostałam się do Radia Legnica. Jako nastoletnia reporterka, byłam dla wszystkich dużą ciekawostką. Szczególnie, że działo się to w czasach, gdy rynek medialny dopiero zaczął się porządkować. Bardzo szybko stałam się w Legnicy rozpoznawalna, także dlatego, że zaangażowałam się w WOŚP. Wygrałam plebiscyt na najpopularniejszą mieszkankę Województwa Legnickiego. Nawet na studniówce fotoreporter zrobił mi zdjęcie, a następnego dnia lokalna gazeta doniosła, z kim balowałam (śmiech). Zdarzyło się też, że byłam bohaterką programu telewizyjnego. Nim wyjechałam z Legnicy, moja mama zebrała dwa albumy wycinków z prasy na mój temat. Potem w Warszawie zaczynałam od zera, nikt nie znał tu mnie i ja nie znałam nikogo
Czy dzisiaj, odwiedzając swoje rodzinne miasto, zbiera pani wyrazy sympatii od Legniczan?
- Jeżdżę tam zdecydowanie za rzadko, ale naprawdę mam mało czasu... Legnica zawsze mi bardzo kibicowała. Widziałam nawet folder swojego dawnego liceum, w którym obok Tomasza Kota jestem wymieniana wśród ważnych absolwentów. To bardzo miłe. Chciałabym podkreślić, że nigdy nie wstydziłam się, skąd pochodzę. Wręcz przeciwnie, zawsze to podkreślałam. Zresztą pierwsza książka, którą napisałam ("Pokolenie '89 czyli dzieci PRL-u w wolnej Polsce" - przyp. PAP Life), była w dużej mierze poświęcona mojemu rodzinnemu miastu.
Inną znaną Legniczanką jest Magda Mołek. Czy miałyście okazję poznać się, gdy jeszcze mieszkałyście w Legnicy?
- Poznałyśmy się w Radiu Legnica. Kiedyś czytałam wywiad z Magdą i natrafiłam na zdanie, że gdy przyszła do radia, musiała starszym koleżankom parzyć kawę. Potwierdzam! Byłam jedną z tych koleżanek (śmiech). Gdy trafiła do naszej redakcji, pracowałam tam już od trzech lat. W radiu nie zagrzała długo miejsca, bo szybko przeniosła się do telewizji lokalnej. Wiele lat później zaproponowałam jej, by była jedną z bohaterek mojej książki.
Czy po przeprowadzce do Warszawy podtrzymujecie koleżeńskie relacje?
- Bardzo się z Magdą lubimy. Niestety nie mamy wielu okazji, by się spotkać. Wcześniej, tak jak Magda pracowałam w TVN-ie, jednak zajmowałyśmy się innymi programami. Po tym, jak odeszłam z tej stacji, Magda wykonała pod moim adresem bardzo miły gest. Zadzwoniła do mnie z gratulacjami po moim debiucie w "Wiadomościach". Jestem jej za to bardzo wdzięczna.
Teraz, chyba znacznie częściej od koleżanek, dzwonią do pani dziennikarze złaknieni gorących newsów na pani temat. Odkąd przeszła pani do TVP i zaczęto panią łączyć z Jarosłem Kretem, piszą o pani nieustannie. Czy zdradzi pani niektóre z przygód, jakie przytrafiły się pani, przy okazji kontaktów z tabloidami.
- Było ich tak wiele... Bywa, że odbieram kilkanaście telefonów dziennie. Nie wspomnę o mailach. To pytania o naszą relację, propozycje wspólnych wywiadów, okładek, ustawek. Stanowczo odmawiamy. I tak ciągle nas śledzą, paparazzi jeżdżą za nami, wyskakują na spacerze, w sklepie, a kolorówki piszą, co chcą. Nawet przy prowadzeniu niewinnego bloga, muszę mieć się na baczności, bo moje słowa są z niego wyjmowane i wkładane w nowe konteksty, niezgodne z moimi intencjami. Kiedy napisałam, że kocham swoje dziecko, zostało to tak odebrane, że je lansuję. Kiedy wspomniałam, że będąc w Paryżu, pokonałam swój lęk przed żabami (batrachofobię - przyp. PAP Life) i kupiłam Jasiowi żabie udka, przeczytałam później, że "Tadla połknęła żabę".
Jak się pani z tym czuje?
- Jestem czasem spoliczkowana, pogruchotana i zmęczona. A przede wszystkim jest mi strasznie przykro z uwagi na odbiorców, którzy są zmanipulowani, ponieważ nie mają zielonego pojęcia, że czytają o czymś, czego nie ma. Dopisywany jest mi drugi życiorys, na który nie mam wpływu. Czytelnicy wyciągają wnioski z historii, które nie istnieją. Bywa, że moja mama musi tłumaczyć w Legnicy, że to, co piszą na mój temat nie zawsze jest zgodne z prawdą. Niektórzy ludzie wierzą tabloidom...
Ile jeszcze może potrwać ta burza wokół pani?
- Mam nadzieję, że szybko się uspokoi, bo to naprawdę nikomu i niczemu nie służy.
Beata Tadla - dawniej dziennikarka radiowa, dzisiaj prezenterka telewizyjna. Pracowała jako reporterka w stacjach radiowych - Radiu Legnica, ESKA i Plus. Później związała się z telewizją. Była gospodynią magazynu "Klub młodej mamy" na antenie TVN Style. Prowadziła serwisy informacyjne TVN 24 i weekendowe wydania "Faktów" w TVN. Dziennikarka jest także autorką książek: "Pokolenie 89, czyli dzieci PRL w wolnej Polsce", "Kto pyta nie błądzi, rozmowy wielkich i niewielkich" oraz "Niedziela bez Teleranka". W 2010 roku otrzymała tytuł Mistrza Mowy Polskiej. Obecnie prowadzi główne wydanie "Wiadomości" i jest gospodynią poniedziałkowej "Kawy czy herbaty". Była dwukrotnie zamężna. Wychowuje 12-letniego syna, Jana. Ma 38 lat.