Byłam Zosią Samosią
Dopiero gdy zaczęła tańczyć, poczuła szczęście. Twarda dziewczyna z Kielc opowiada o swojej drodze na szczyt!

Kielce, rok 1990, osiedle Na Stoku. Jedzie się tam autobusem nr 35 pod górkę. Na niej, wśród zieleni, stoją bloki. Niedaleko jest niewielki lasek, łąki i ogródki działkowe. "Chodziłam tam na spacery z koleżankami. Do domu przynosiłyśmy bukiety kwiatów i bawiłyśmy się w kwiaciarki" - opowiada Edyta Herbuś. "A potem za garażami komponowałyśmy widoczki pod kolorowym szkiełkami" - dodaje. Przysypywały je piaskiem i nazywały "sekretami", bo tajemnice kompozycji znały tylko najbliższe przyjaciółki.
Edyta miała zwyczajny dom. Rodzina - rodzice i bracia, starszy Rafał i młodszy Michał - mieszkała w bloku. Jej ojciec jest muzykiem, gra w zespole "na klawiszach". "Wieczorem tata grał moje ulubione piosenki, a ja pokazywałam, czego nauczyłam się na zajęciach tanecznych. Uwielbiałam te chwile. Nie mogłam wyjść z podziwu, że wystarczyło, bym zanuciła kilka taktów, a on już wiedział, jakie będą następne dźwięki. Lubiłam chwalić się koleżankom, że mój tata zna wszystkie piosenki na świecie" - wspomina.
Rodzice szybko zorientowali się, że ich córka jest muzykalna. Już w przedszkolu zapisali ją na zajęcia rytmiki. Ale to Edycie nie wystarczyło. Dzień, w którym zaczęła tańczyć w osiedlowym klubie, pamięta do dziś. Przechodziła obok plakatu, który informował o naborze do zespołu Step by Step. Miała wtedy 9 lat. Poszła ze znajomymi i natychmiast straciła głowę... "To był wrzesień, a mój świat nagle wypełnił się wszystkimi kolorami tęczy" - opowiada. "Jako dziecko miałam czasem wrażenie, że jestem jakby z innej planety, niedostosowana do otaczającej mnie rzeczywistości. Kiedy zaczęłam tańczyć, wszystko się zmieniło. Jestem szczęściarą, że tak szybko znalazłam swoją pasję" - opowiada.
Najpierw chodziła do klubu dwa razy w tygodniu, potem sześć, aż w końcu trenowała w kilku grupach dziennie. Już w szkole pomiędzy lekcjami odrabiała prace domowe, a potem biegła prosto na trening. Mama bardzo pilnowała, by Edyta nie zaniedbywała nauki. "To ona w naszym domu była twardzielką, silną osobowością z niesamowitą umiejętnością radzenia sobie z przeciwnościami losu. Mimo że jest powściągliwa w okazywaniu uczuć, zawsze wiedziałam, że mogę na nią liczyć" - opowiada. Choć Edyta była raczej córeczką tatusia, dziś twierdzi, że silny charakter odziedziczyła po mamie. "Czuję, że nic, ale to nic nie jest w stanie mnie złamać!" - zapewnia. Po ojcu natomiast ma artystyczną duszę, wrażliwość i emocjonalność.
W klubie tanecznym znalazła też miłość. Najpierw połączono ją w parę na parkiecie z najzdolniejszym wśród 10-letnich tancerzy Tomkiem Barańskim. Potem zakochali się i... byli razem 15 lat! Niektórych może to dziwić, ale do dziś się przyjaźnią. "Przyjaźń jest możliwa po związku. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób ludzie się rozstają" - twierdzi Edyta.

Jako nastolatka szybko się usamodzielniła i brała na siebie mnóstwo obowiązków. "Miałam obsesję na punkcie pożytecznego wykorzystywania czasu"- mówi. Pomagała więc trenerom uczyć maluchy, prowadziła zajęcia z parami przed ślubem. Jeździła też na pokazy taneczne, by robić dziewczynom makijaże. A podczas wakacji na wsi u ukochanej babci Toli zbierała truskawki (pamięta, że płacono ok. 2 zł za łubiankę!). Wszystkie pieniądze przeznaczała na wydatki związane z tańcem. Mało kto wie, że to bardzo kosztowna pasja. Kiedy Edyta zaczęła zdobywać turniejowe medale, musiała opłacać lekcje u najlepszych nauczycieli. Na konsultacje i szkolenia jeździła do Olsztyna, Warszawy, Radomia i Londynu. "Czasem sama musiałam szykować sobie kreacje na występy. Gdy brakowało mi pieniędzy, zdarzało się, że przerabiałam coś z second-handu. Srebrnym materiałem obszywałam stanik, na to przyklejałam brylanciki Swarovskiego, z białej siateczki szyłam rękawy, a ze starych dżinsów odbarwionych wybielaczem robiłam spodenki". Buty zaś malowała na srebrno samochodowym sprejem. Czy zazdrościła koleżankom, których rodziców stać było na zakup kreacji turniejowych? "Może troszeczkę?" - zastanawia się. "Ale jaka to była radość, gdy udało mi się wygrać turniej w mniej rzucającej się w oczy kreacji" - opowiada.
Do dziś najbardziej lubi w sobie te cechy, które zostały jej z dawnych lat: kreatywność, radość i optymizm. Powtarza sobie: "Wszystko będzie dobrze" i "Nie ma rzeczy niemożliwych".
Czy się zmieniła? "Staram się już nie być Zosią Samosią. Czasem trzeba pozwolić, by rzeczy działy się same. Życie ma dla nas tyle pięknych niespodzianek. Pozwólmy się zaskakiwać! Kiedyś o wszystko walczyłam. Teraz już potrafię czekać, bo wierzę, że przede mną mnóstwo pięknych rzeczy!"- wyznaje Edyta.
Iwona Zgliczyńska
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 21 listopada!