Co nadaje życiu sens?
Los doświadczył ją boleśnie. Ale umiała cierpienie przekuć w działanie. I nigdy, nawet na chwilę nie przestała walczyć o pogrążoną w śpiączce córkę.
Pani córka leży w śpiączce od dziesięciu lat. Wciąż wierzy pani, że przebudzenie jest możliwe?
- Dawniej Ola często łapała infekcje, musiałam żyć w nieustannej gotowości, by wzywać karetkę w środku nocy. Teraz jest silniejsza, od dwóch lat nie byliśmy z nią w szpitalu.
Nadal szuka pani nowych metod leczenia?
- Wraz z Fundacją Akogo? wyszukuję w nowinkach świata medycyny wszystko, co może nieść pomoc choremu leżącemu w śpiączce.
Z fundacją Akogo?, która pomaga dzieciom pogrążonym w śpiączce oraz ich rodzinom, buduje pani również klinikę Budzik. Wiadomo już, kiedy otwarcie?
- Budynek jest obecnie w stanie surowym zamkniętym. Potrzebujemy jeszcze trzech milionów złotych na dokończenie budowy. Robimy, co w naszej mocy, by pierwsi pacjenci mogli skorzystać z Budzika w przyszłym roku. Zainteresowanie kliniką wśród rodzin dzieci pogrążonych w śpiączce jest ogromne. Nie ma dnia, by ktoś nie zapytał o możliwość skorzystania z pomocy i to nie tylko dla dzieci.
Pani córka również trafi do tej kliniki?
- To miejsce powstaje z myślą o dzieciach, które uległy wypadkom, zapadły w śpiączkę i będą leczone lub rehabilitowane do piętnastu miesięcy od dnia, w którym doszło do urazu. Wtedy jest największa szansa na ich wybudzenie. Od wypadku Oli minęło już dziesięć lat, więc Budzik nie jest dla niej.
Czy tragedia, która wciąż dotyka pani rodzinę, odbija się na siostrze Oli, Mariannie?
- Robię, co mogę, by dzielić czas na wszystko i wszystkich, którzy mnie potrzebują. To bardzo trudne, ale staram się. Znajduję czas dla Oli i czas dla Mani, czas dla fundacji i czas dla teatru. Żeby częściej być z Manią, czasami pracuję razem z nią. Córka towarzyszy mi w recitalu pt. Nawet, gdy wichura, w którym gra na gitarze i śpiewa. Próbuję też rekompensować Mani brak czasu wspólnymi wyjazdami.
Skąd czerpie pani siłę, by podołać temu wszystkiemu?
- Rodzina i otaczający mnie ludzie myślący pozytywnie, praca i wiara są moim motorem do działania. Gdyby któregoś z tych składników zabrakło, nie wiem, czy poradziła bym sobie z codzienną walką o Olę. Moja wiara to nieustanne zmaganie się z wątpliwościami i wychodzenie z tych zmagań zwycięsko. Praca to mój zawód. Aktorstwo, z którego garściami czerpię energię do aktywności w innych dziedzinach, to taki mój wentyl bezpieczeństwa. Ale jedno jest pewne: bez obecności bliskich nic nie miałoby sensu.
Iwona Stonoga