Czasem super, czasem rzepa

O ulubionych formach spędzania wolnego czasu, smakach dzieciństwa i sposobie na upały opowiada Iza Kuna.

Iza Kuna fot. Andras Szilagyi
Iza Kuna fot. Andras SzilagyiMWMedia

Iza Kuna: - Po raz pierwszy od paru lat wyjeżdżam na całe dwa tygodnie z moją rodziną. Do tej pory moje wakacje wyglądały tak, że wyjeżdżałam w chwili wolnej. Czyli albo na tydzień, albo trzy dni, albo na cztery... Teraz w lipcu jadę aż na dwa tygodnie, więc jest to dla mnie nowość. Sama jestem zdziwiona i ciekawa, jak to będzie wyglądać. Potem w sierpniu wybieram się wyłącznie z dziećmi nad polskie morze.

Czy urlop wcześniej jest przez panią szczegółowo zaplanowany, czy może jest to pełen spontan?

- Część rzeczy planuję, z których to planów czasem nic nie wychodzi, a część dzieje się spontanicznie. Nie mam takiego impulsu, że muszę zorganizować swój urlop z półrocznym, czy nawet rocznym wyprzedzeniem. Ale na pewno, jeśli chodzi o wakacje dzieci, to rzeczywiście interesuję się tym dużo wcześniej. Żeby moja córka wiedziała, że w tym i w tym miesiącu jedzie, a wtedy naturalnie moje wakacje są podporządkowane jej wyjazdom.

Próbuje pani nowych sportów czy nowych form aktywnego wypoczynku?

- Nie. Wypoczywam robiąc to, co lubię. Ewentualnie to, co muszę robić, czyli zajmuję się dziećmi. A to zawsze jest przyjemne, ale przeważnie męczące (śmiech). Jednak żadne sporty, ani ekstremalne warunki, czy poznawanie czegoś ponad miarę moich możliwości mnie nie interesuje. Chcę miło spędzić czas i chcę, żeby moi najbliżsi również miło go spędzili.

Podróż marzeń?

- Chciałabym pojechać w podróż dookoła świata, ale tak systematycznie. Czyli chciałabym spędzić po kilka miesięcy w różnych, wybranych przez siebie, miejscach świata. Sama podróż jest wielką przyjemnością. Lubię wyjeżdżać i lubię wracać.

A trafiły się pani wyjazdy kompletnie nieudane?

- Pewnie, że tak. Zdarzają się wakacje, które są planowane, ma być genialnie i jest po prostu totalna rzepa... A są wakacje, gdzie zapowiada się beznadzieja, a jest super. Klasyka.

Przywozi pani sobie jakieś pamiątki z wakacji?

- Sklepy z pamiątkami kompletnie mnie nie interesują. Nigdy nie przywoziłam muszelek z wakacji, ale jakieś prezenty pewnie zwoziłam moim rodzicom. O dziwo, nigdy nie były to jakieś statki czy laleczki w stroju marynarskim. Sobie kupowałam raczej kosmetyki - krem, perfumy... a rodzicom rzeczy do domu.

W czasie wypoczynku w nowym miejscu, pozwala sobie pani na kulinarne eksperymentowanie?

- Jak się jest na wyjeździe z dziećmi, to się je to, co może im nie zaszkodzić. Wtedy wybieram rzeczy, które znam. Jeśli jeżdżę sama, wtedy mogę eksperymentować i lubię zjeść coś, czego jeszcze w życiu nie jadłam. Ale nie musi się to wiązać od razu ze zjedzeniem "trującej ryby". Wszystko w granicach rozsądku.

+7

Smaki wakacji dzieciństwa to:

- Takie smaki, które pamiętam są dwa. Wakacje w Sopocie, kiedy miałam 5-6 lat. Zawsze jeździłam z rodzicami, a wtedy po raz pierwszy chyba pojechałam tylko z moim tatą, bo mama nie mogła. To były lody bakaliowe. Dostawało się żeton i z tym żetonem w kształcie pieniążka szło się te lody odebrać. To było coś niezwykłego... I ryby oczywiście - do tej pory kergulena jest moją ukochaną rybą, właśnie przez smak dzieciństwa. Zdaje się, że to chyba była jedyna ryba, która była wtedy dostępna.

Pani sprawdzona metoda na upał?

- Nienawidzę upałów i staram się ich unikać! W związku z tym najchętniej spędziłabym czas w domu albo w kawiarniach - w pomieszczeniach, w których jest chłodno. Nie lubię gorąca. Mogłabym nawet zaryzykować powiedzenie, że nie lubię lata.

A jaka piosnka nieodłącznie kojarzy się pani z wakacjami?

- Nie mam sezonowych przebojów, ale w samochodzie jestem wierna ABBIE.

Rozmawiała: Joanna Rutkowska

MWMedia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas