Elżbieta Romanowska: Lubię siebie taką, jaka jestem!
Krągła figura jest jej atutem. Dzięki niej – i talentowi komediowemu – zdobyła popularność. Więcej: udowodniła, że „nawet XL-ka może być sexy”!
Poznaliśmy ją i polubiliśmy w roli "szalonej" Elki z "Rancza". Obecnie gra w serialu "Pierwsza miłość", prowadzi też program kulinarny. No i bryluje w "Tańcu z Gwiazdami" u boku Rafała Maseraka.
Pani jest najwspanialszym zjawiskiem, jakie można zobaczyć! - usłyszała pani z ust Beaty Tyszkiewicz, jurorki "Tańca...". Takie słowa dodają chyba skrzydeł?
Elżbieta Romanowska: - Oczywiście! Kto nie lubi pozytywnych opinii na swój temat? Ale najbardziej zależy mi na tym, żeby w widzach, którzy oglądają nas na parkiecie, wzbudzić jak najwięcej prawdziwych wzruszeń.
I udaje się wam! Duża w tym także "zasługa" Elki z "Rancza"...
- Wiem, że widzowie polubili moją bohaterkę. Ja też, bo jest tak kolorowa, specyficzna! Te loczki na grzywce, krzykliwy makijaż i kuse, brokatowe sukienki... Niełatwo mi się z nią rozstać. Ale 10. seria "Rancza" będzie ostatnią. Czekam więc na nowe wyzwania.
Pani też, tak jak Elka, jest wulkanem energii?
- Raczej bywam. Miewam lepsze i gorsze dni. Jeżeli boli mnie głowa, wszystko mnie denerwuje, mam dosyć zgiełku i wszystkich wokół, to zamiast szukać wrażeń, wolę zaszyć się sama w domu, nie odbierać telefonów, nie odpisywać na maile ani SMS-y. Po prostu odpocząć od tego, co mnie otacza, wyciszyć myśli i emocje. Jeżeli trafia mi się wolny dzień, to czuję się szczęśliwa, gdy mogę poleżeć na kanapie albo na leżaku na balkonie, z jakąś dobrą książką, kubkiem herbaty i psem, który się do mnie łasi. No i kiedy mogę trochę poszaleć w kuchni. Uwielbiam gotować, wymyślać nowe smaki - to mnie odpręża. Gdy tylko mam możliwość, robię coś pysznego i zapraszam przyjaciół.
Ale dietę i styl życia chyba pani zmieniła? Bo przeszła pani niezłą metamorfozę...
- I pracuję nad tym, by jeszcze bardziej wyrzeźbić sylwetkę. Nie dlatego, że źle się czuję w swoim ciele - przeciwnie, lubię swoje krągłości - robię to wyłącznie dla zdrowia. Więcej się ruszam, jem zbilansowane posiłki - pięć razy dziennie co 3-4 godziny. Unikam chleba, ziemniaków i makaronu. W moim menu jest dużo warzyw, ryby, chude mięso, ryż i kasze. Często też gotuję zupę, ale bez śmietany i zasmażki. Tyle, by mi wystarczyła na dwa-trzy dni. Wtedy, nawet jeśli nagle wypadnie mi praca, pakuję zupkę w termos i mam zdrowy obiad.
A aktywność fizyczna? Jaką pani polubiła?
- Mam w bloku siłownię i gdy tylko mogę, wpadam tam poćwiczyć na bieżni. Gdy całe dnie spędzam na próbach teatralnych, też mam sporo ruchu! A w przerwach szybko jadę do domu, żeby wyprowadzić psa. On jest moim najlepszym trenerem, niezależnie od pogody muszę z nim wyjść na długi spacer. Teraz moim "fitnessem" są treningi do "Tańca...".
Krąglejsze kobiety biorą panią za wzór. Mówią: "Ja też chcę tańczyć z taką gracją".
- I mogą! Bo wszystkie ograniczenia są w naszej głowie, i to z nimi powinniśmy się zmierzyć. Jeśli o czymś marzymy, to powinniśmy spróbować, bez względu na to, czy nosimy rozmiar S, czy XL. Nie każdemu będziemy się podobać, ale co z tego? Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził. Najważniejsza jest nasza decyzja, aby ruszyć się z kanapy i znaleźć w sobie odwagę.
"Nawet XL-ka może być sexy"? To pani słowa.
- Podtrzymuję je! Najważniejsze, żeby się "nie zapuszczać", być zadbaną, atrakcyjną kobietą - mieć ładną cerę, włosy, paznokcie, jędrne ciało, fajne ciuchy i... tyle! A nad fałdkami, jeśli bardzo nam przeszkadzają, możemy popracować. Pamiętajmy też, że są faceci, którzy lubią, jak kobieta ma trochę ciałka.
W pani życiu jest taki ktoś?
- To niech zostanie moją tajemnicą.
Spytam inaczej: ma już pani potrzebę stabilizacji, czy jeszcze apetyt na szaleństwa?
- Lubię trochę poszaleć! Z drugiej strony... mam 33 lata, więc coraz częściej myślę o stabilizacji. Ale nawet jak będę matką i żoną, zamierzam zostać trochę szaloną dziewczyną. Myślę, że te role uda mi się jakoś pogodzić. Kiedy? Na wszystko musi przyjść czas.
Anna Fryszkiewicz