Emilian Kamiński: "Kamienica" to marzenie spełnione
- To moje marzenie, które się spełniło - powiedział o Teatrze Kamienica jego założyciel i dyrektor, Emilian Kamiński. Teatr obchodzi 10-lecie działalności, a Kamiński zamierza otwierać szkołę dla przyszłych pracowników teatru, dźwiękowców i oświetleniowców.
Dorota Kieras, PAP Life: Powiedział pan, że Teatr Kamienica jest pańskim spełnieniem marzeń. Ale to marzenie, które się spełnia przez wiele lat: właśnie obchodzimy 10-lecie tego teatru.
Emilian Kamiński: Takie marzenie, o teatrze, to jest marzenie na lata. To nie może być, że coś błyśnie, zapali się jak ta gwiazdeczka w telewizji i zaraz zgaśnie. Jeżeli już człowiek się podejmuje takiej inwestycji, to jest to inwestycja na całe życie.
Pokazywał pan dziś także zdjęcia z początku teatru, że właściwie zbudował pan teatr z rudery, od pierwszej cegły...
- Niektórzy mówią, że miałem tu "mniej niż zero". Wielu ludzi zapyta, dlaczego tu zrobiłem ten teatr. Chodziłem po Warszawie i szukałem miejsca. Ponieważ wierzę w coś takiego, jak cienie energetyczne, rzeczy, które są poza naszym realnym zmysłem, szukałem czegoś, co mnie urzeknie. I to miejsce mnie urzekło. Jak stanąłem na podwórku tej kamienicy, powiedziałem: - To będzie tu. Co mnie wtedy podkusiło, co to spowodowało? Nie wiem. Konsekwentnie w tej rupieciarni, jaka tu była, w tej biedzie drążyłem ten mój teatr. I on jest! Nowoczesny, fajny, teatr nachylony do widza, z wieloma możliwościami. Teatr, który jest repertuarowo bardzo różnorodny. Proszę zwrócić uwagę na nasz repertuar, na naszą działalność społeczną, że to jest teatr, który ma też i misyjne spektakle. I poważniejsze i bardziej rozrywkowe. To jest więcej niż teatr, i o to mi chodziło: Kamienica to musi być więcej niż teatr. I tak to się przez te 10 lat udało prowadzić. Mam nadzieję, że dalej to będzie płynąć.
Więcej niż teatr, zapowiedział pan, że będzie też szkoła.
- Tak, jeszcze ma być szkoła, dla ludzi teatru od strony akustycznej, oświetleniowej, multimedialnej. To jest bardzo ważne, to jest też spełnienie moich marzeń, żeby wyszkolić ludzi, którzy naprawdę będą umieli tymi rzeczami w teatrze się posługiwać. Mamy tu doskonały sprzęt, i studio własne, pięknie wyposażone, światła, tu są różne możliwości techniczne. Tu możemy naprawdę uczyć porządnego teatru. Nie tylko teatru, bo są to też ludzie, którzy będą mogli obsługiwać różne imprezy, firmy, itd. Chodzi o to, żeby tu zebrać zdolnych ludzi i wyszkolić.
Przytoczył pan też fantastyczną anegdotę o szczurzycy, którą pan tu karmił, uratował i jak się ona odwdzięczyła...
- Tak, to prawdziwa historia, tak się stało po prostu. Opiekowałem się nią i ona chyba mi się tak odwdzięczyła. Bo dzięki niej, pod betonem, odkryłem prawdziwą terakotę Villeroy & Boch. Odgryzła tam, pokazała mi to miejsce. Można by się śmiać, ale dlaczego mi to pokazała? Nie wiem, może z wdzięczności? To było niezwykłe. Tych niezwykłych rzeczy, które są na granicy rzeczywistości i "innego świata" jest sporo. Jest tu jakiś duszek, który tutaj, co pewien czas daje nam znak. I duszek, ale i energia ludzi, którzy odeszli, o których ciągle pamiętam, tych moich "majstrów", m.in. ks. Jerzego Popiełuszkę, ale i wspaniałych aktorów, których hołubię, i pamiątki po nich trzymam, że gdzieś ta energia wydaje mi się, tutaj jest i ona pomaga... Nie wolno zapominać o przeszłości. Nie wolno zapominać o ludziach, którzy odeszli, bo oni naprawdę są, są w nas. Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy - to jest bardzo ważna rzecz, którą sobie codziennie powtarzam i staram się w tym moim skromnym teatrze ją realizować.
Czego pan sobie życzy z okazji jubileuszu?
- Żeby trwało, żeby łódka płynęła, żeby było mniej raf. Żeby było łatwiej żyć, po prostu. Żeby znaleźli się mecenasi, którzy trochę pomogą, bo to jest bardzo trudno utrzymać. Ta walka o byt jest bardzo trudna, teatr chce pokazać, jak "pięknie być", ale "mieć" też musi, żeby przetrwać.