Już nie chcę być błaznem
Dzięki roli doktora House'a zyskał uwielbienie i fortunę. Ale odchodzi z kultowego serialu, bo stracił coś znacznie cenniejszego... SHOW odsłania kulisy szokującej decyzji aktora.

Oxford, rok 1965. Późnym popołudniem państwo Laurie zasiadają do kolacji. Tuż przed podaniem posiłku głowa rodziny odmawia krótką modlitwę. Dziesięcioletnia Susan zerka na najmłodszego brata. Zapłakany Hugh siedzi w kącie i z nadzieją w oczach wpatruje się w matkę. Kilka godzin wcześniej zebrał się na odwagę i powiedział jej, jak bardzo nienawidzi gry na fortepianie. Za karę nie zje dziś kolacji, a od jutra będzie chodził na zajęcia dwa razy częściej. To była dla niego dość bolesna lekcja, ale dzięki niej pojął, że czasem lepiej ukrywać swoje uczucia. Nigdy więcej nie powiedział już matce o swoich problemach, nie odważył się też w jej obecności wygłosić swojego zdania na jakikolwiek temat.

Jak został klasowym błaznem
W szkole podstawowej nieśmiały Hugh zrozumiał z kolei, że najbardziej lubiane są osoby wesołe i pyskate. Wkrótce został więc klasowym błaznem. "Byłem też okropnym leniem! Ściągałem na lekcjach i kłamałem jak najęty", wspominał po latach. Hugh kłamał, bo uważał, że w ten sposób zaskarbi sobie sympatię kolegów. W głębi duszy liczył, że jako wesołek, który zawsze ma w zanadrzu ciekawe historie, zaimponuje również matce. "Przez całe życie czułem, że ona mnie nie kocha. Była zimna i odnosiła się z wielką wrogością do wszelkich objawów czułości z mojej strony", wyznał w jednym z wywiadów. Wkrótce Hugh dostał się do elitarnego Eton College. Tu, mimo że wciąż był uważany za klasowego błazna, świetnie radził sobie z nauką.
Matka tradycyjnie nie dostrzegała jego starań, toteż cała uwaga spragnionego miłości nastolatka skupiła się na ojcu, Raniem Lauriem, znanym i cenionym lekarzu. "Był najsłodszym człowiekiem, jakiego znałem", mówił o nim Hugh. Chciał być taki jak ojciec. Dostał się nawet na ten sam uniwersytet i tak jak tata, startował w wyścigach wioślarskich. "W końcu zdałem sobie jednak sprawę, że to na nic i poddałem się. Nigdy bym mu nie dorównał", mówił po latach.

Rzucił się więc w wir innych zajęć. Zaczął studiować dwa kierunki jednocześnie (archeologię i antropologię), uprawiał sport i sprawiał wrażenie, że rozpiera go energia. Naprawdę zmagał się z coraz silniejszymi zaburzeniami nastroju. Wkrótce okazało się, że cierpi na depresję. Na drugim roku studiów wstąpił do The Footlights, uniwersyteckiego klubu teatralnego.
Jak Hugh został aktorem

Tam poznał swoją pierwszą miłość, znaną dziś aktorkę Emmę Thompson. Połączył ich krótki romans i trwająca do dziś przyjaźń. To właśnie Emma przedstawiła mu Stephena Fry. Obaj panowie interesowali się teatrem, mieli podobne poczucie humoru i zbliżony światopogląd. Jeszcze w czasie studiów Laurie i Fry zaczęli wspólnie występować na deskach teatru. Wymyślali skecze, w których demaskowali przywary Anglików. Stworzyli świetny duet.

Po ukończeniu studiów zgłosili się do stacji BBC z pomysłem na cykl programów komediowych. "Czarna żmija", którą współtworzyli z Rowanem Atkinsonem (słynnym Jasiem Fasolą), okazała się wielkim sukcesem. Widzowie pokochali ich czarny humor i błyskotliwe dialogi. W tym czasie Hugh zakochał się z wzajemnością w reżyserce teatralnej, Jo Green. Pobrali się w 1989 roku. Jo bardzo wspierała męża i zawsze wierzyła, że zajdzie daleko.
W szponach depresji
Po kilku latach Hugh faktycznie stał się sławny. "A jednak czułem, że jestem nikim. Matka kompletnie mnie nie dostrzegała, a ojciec z pewnością był zawiedziony, że uprawiam ten błazeński zawód" - wspomina aktor.
Depresja nie pozwalała mu cieszyć się z sukcesów. Czuł się fatalnie. Rok po ślubie z Jo wdał się w romans z reżyserką Audrey Cook. Jo zapomniała o zdradzie, on sam nigdy sobie jednak tego nie wybaczył. Poczucie winy względem żony i wstyd z powodu zawiedzionych nadziei rodziców sprawiły, że z dnia na dzień Laurie coraz bardziej nienawidził tego, co robi. W końcu postanowił odciąć się od komedii i zająć się "poważnym aktorstwem".
Popularnego gwiazdora nie chciano jednak zatrudnić w teatrze, nie proponowano mu też ról dramatycznych. Dla środowiska aktorskiego Laurie pozostał komediantem. W 1996 roku w wieku 37 lat Hugh zadebiutował więc jako... pisarz. Jego powieść "Sprzedawca broni" była bestsellerem. Po raz pierwszy od wielu lat Laurie poczuł, że jest coś wart. Książkę zadedykował ojcu, o matce (która zmarła kilka lat wcześniej) nie wspomniał.

Uparty introwertyk i egoista
Po sukcesie powieści także kariera aktorska Hugh ruszyła z miejsca. Coraz częściej zaczął się pojawiać w ambitnych produkcjach. Przełom nastąpił w 2003 roku: Laurie wygrał casting do serialu o ekscentrycznym lekarzu. Gdy zachwyceni producenci powiedzieli mu, że jest wprost stworzony do roli House'a, dopadły go wątpliwości. Grając Amerykanina, musiałby pozbyć się brytyjskiego akcentu. Co gorsza, miał opuścić Anglię i na wiele miesięcy przenieść się do Los Angeles. Ostatecznie, za namową żony, podjął wyzwanie.
"Zrobiłem to, bo byłem przekonany że serial będzie klapą" - wspomina dziś aktor. Ku jego zdziwieniu, "Doktor House" okazał się hitem. W ciągu następnych kilkunastu miesięcy jego życie wywróciło się do góry nogami.
Dziś "Doktor House" emitowany jest w 70 krajach, ma miliony fanów na całym świecie. To prawdziwy fenomen, bo przecież jego bohater nie jest typem człowieka, z którym łatwo się identyfikować. Gregory House to uparty introwertyk i egoista, który zawsze stawia na swoim.
Nie bardzo liczy się ze zdaniem współpracowników, a już najmniej przejmuje się uczuciami pacjentów. Jest za to prawdziwym geniuszem i fascynującym mężczyzną.

House wraca do domu
Zarówno fani, jak i twórcy serialu, zgodnie podkreślają, że jego fenomen to przede wszystkim zasługa Hugh. Swoim zwyczajem Laurie nie podziela tej opinii. "Jestem błaznem" - powtórzył ostatnio. I wyznał, że wciąż nie może uwolnić się od przekonania, że przynosi wstyd ojcu, który był genialnym lekarzem. "Zarabiam grube miliony na nieudolnym kopiowaniu tego wspaniałego człowieka" - mówi.
O tym, że Hugh planuje odejść z bijącego rekordy popularności serialu, mówiło się już od jakiegoś czasu. Ostatnio jednak aktor wydał oficjalne oświadczenie, w którym napisał, że ósmy sezon serialu będzie ostatnim, w jakim weźmie udział. Zszokowanym fanom wyznał, że serial miał zły wpływ na jego życie prywatne.
"Przez ostatnie siedem lat byłem gościem w domu. Pracowałem po 10 miesięcy, a gdy wreszcie wracałem do Anglii, czułem się obcy we własnym domu. Zrozumiałem, że nie mam życia poza serialem i czas z tym skończyć" - stwierdził. Wtajemniczeni dodają, że sytuacja jest dużo poważniejsza i powodem odejścia aktora z serialu jest naprawdę głęboki kryzys małżeński. Podobno Jo, mając już dość ciągłej nieobecności męża, postawiła mu ultimatum: albo serial, albo rodzina. Wygląda więc na to, że Hugh dokonał wyboru. I tak genialny doktor Gregory House opuszcza szpital Princeton Plainsboro. Wraca do domu.
Justyna Kasprzak
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów! Więcej przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu, w sprzedaży od 4 lipca!
Śródtytuły pochodzą od redakcji INTERIA.PL