Kawa z Prezydentową
Spotykamy się w przestronnych wnętrzach Pałacu Prezydenckiego. Pierwsza Dama ujmuje otwartością i ciepłem. Częstuje mnie kawą, sama popija zieloną herbatę. To jeden z wolniejszych dni, kiedy może swobodnie porozmawiać...
Maria Kaczyńska: Czułam się wzruszona i zaszczycona. Dumna jestem z tego wyróżnienia, tym bardziej, że swojego tulipana po raz pierwszy otrzymał ktoś z Polski. Wiem też, że jestem jedną z nielicznych prezydentowych - obok Laury Bush i Bernadette Chirac - które zostały również w ten sposób uhonorowane. Nie wiem, jak wyglądają tulipany tych pań. Mój jest kremowo-żółty, bardzo świetlisty, z falbaniastymi płatkami. Kolor tulipana do końca był niespodzianką. Już się cieszę na myśl, że na wiosnę przyszłego roku te śliczne kwiaty zakwitną w naszych ogrodach. Bardzo ujął mnie ogrodnik, który wyhodował cebulki tego tulipana, przesympatyczny człowiek i do tego wielki pasjonat.
Co symbolizuje ten tulipan w stosunkach polsko-holenderskich?
Maria Kaczyńska: Na pewno przyjaźń i sympatię. Tulipany podkreślają nasz związek z tym krajem. Polskę i Holandię zawsze łączyły bliskie relacje. Pozostało wiele śladów naszych związków z przeszłości: styl kamieniczek na gdańskiej Starówce, osiągnięcia holenderskich osadników na Żuławach, nazwy wsi takie jak Olędry... Z tego co wiem, Holendrzy prowadzą duże inwestycje w Polsce, osiedlają się u nas, mają tu swoje gospodarstwa.
Ujęła Pani Holendrów m.in. tym, że wspiera swojego małżonka w działaniach politycznych, ale także samodzielnie działa społecznie. Wielokrotnie pokazała Pani swoją niezależność i udowodniła, że ma własne zdanie. Czy takie zachowanie nie wzbudza kontrowersji w Pani otoczeniu?
M.K.: W moim otoczeniu raczej nie.
Nawet jeśli chodziło o poprawki do ustawy dotyczącej aborcji?
M.K.: Sądzę, że ma Pani na myśli zmiany w Konstytucji. Tu z mężem niczym się nie różniliśmy.
Czy Pani i mąż często jesteście jednomyślni?
M.K.: Zazwyczaj tak.
Wolność przekonań może słono kosztować. Czy spotkała się Pani z nieprzychylną reakcją?
M.K.: Jak wiadomo - spotkałam się, ale nie chcę do tego już wracać. Myślę, że jak każda inna osoba mam prawo do wyrażania własnych poglądów. Nie chcę nikomu robić krzywdy. Wydaje mi się, że czasami mój głos nie różni się od głosu wielu innych ludzi. Tak samo trudną sprawą było in vitro. Co dla mnie jest oczywiste. Jeżeli tyle rodzin na świecie jest szczęśliwych dzięki in vitro, to jak mogę to negować?
Otwarcie reaguje Pani na różne sprawy. Kiedyś ujęła się za warszawskimi kwiaciarkami i... była skuteczna.
M.K.: Tak. Było to jakiś czas temu. Otrzymałam list od kwiaciarek, że są plany, by je usunąć z Nowego Światu. Lubię kwiaty. One sprawiają, że ulica jest kolorowa i żywa. A na takim trakcie, jak Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, miło jest widzieć kwiaciarki i kwiaty. Kwiaty zawsze ozdabiają ulicę i dodają jej uroku. Miasto jest po prostu piękniejsze.
Czy popiera Pani politykę zagraniczną męża?
M.K.: Tak. Jestem przekonana, że mąż ma jasną koncepcję odnośnie polityki zagranicznej, którą potrafi krok po kroku realizować. Bajką są opowieści o izolacji Polski za czasów prezydentury mojego męża. Wskazuje na to choćby liczba wizyt, które odbywamy za granicą i przyjmujemy u nas w kraju. W czasie tych wizyt spotykamy się z serdecznością i sympatią, a mąż prowadzi zawsze dobre i merytoryczne rozmowy.
Jak udała się uroczysta kolacja z okazji 30. rocznicy ślubu w restauracji Antrakt? Czy mąż uprzedził Panią o tym wyjściu? Czy była to niespodzianka?
M.K.: "Antrakt" zawsze bardzo mi się podobał. Lubię jego atmosferę. Powiedziałam mężowi, że jeśli chce mi zrobić przyjemność, to możemy w rocznicę naszego ślubu wybrać się tam wieczorem. Poniedziałek był dobrym dniem. Nie było tłoku. Było miło i spokojnie, czuliśmy się tam bardzo dobrze. Zresztą widać to chyba na zdjęciach.
Czy Pan Prezydent jest romantyczny?
M.K.: Tak. Bardzo często dostaję od męża róże. Nigdy nie zapomina o żadnych uroczystościach rodzinnych, o rocznicach: datach ślubu, urodzinach, imieninach czy... nawet o święcie kobiet. Pod tym względem jest wielkim tradycjonalistą...
Mamy podobne gusta muzyczne. Pamiętam, że gdy się poznaliśmy, bardzo lubił utwory, których i ja słuchałam: Grechutę, Marylę Rodowicz, Ewę Demarczyk. W pewnym okresie mojego życia zafascynowałam się piosenką francuską. Mąż ogromnie lubi "Nathalie" Gilberta Becaud. Do dziś słuchamy tych wykonawców. Kupiłam mu w prezencie urodzinowym zestaw płyt "La vie est une chanson" (Życie jest piosenką). Teraz szukam dla niego składanki zespołu Raz, Dwa, Trzy, który wystąpił na koncercie wieczornym z okazji Powstania Warszawskiego. Mężowi spodobał się utwór "Jutro możemy być szczęśliwi".
Pan Prezydent również robi Pani takie miłe niespodzianki?
M.K.: Mąż nie tylko daje mi kwiaty, ale jest również bardzo szczodry, jeśli chodzi o prezenty. Obdarowuje mnie przy każdej okazji i zawsze jest to niespodzianka. Mam od męża piękny zegarek, biżuterię, któregoś razu kupił mi piękną torebkę. Zazwyczaj sam wybiera prezenty, ale czasami, gdy nie może się zdecydować, radzi się córki. Z niektórymi z nich się nie rozstaję. Lubię bardzo np. perełkę na srebrnym łańcuszku, bo jest taka delikatna.
W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że nie będzie naśladować ani Danuty Wałęsy, ani Jolanty Kwaśniewskiej...
M.K.: A dlaczego miałabym kogoś naśladować? Czy każdy musi kogoś naśladować, by coś pożytecznego zrobić? Jestem po prostu sobą, dlaczego miałabym się kreować na kogoś, kim nie jestem?
Jak scharakteryzowałaby Pani swoją strategię działania?
M.K.: Zawsze staram się wspierać słabszych: osoby niepełnosprawne, dzieci, ludzi chorych. Zależy mi również bardzo na promocji Polski i polskiej kultury na świecie. W naturalny sposób są mi bliskie sprawy dotyczące kobiet i ich problemów. Stąd moje zaangażowanie w kampanię "Matka Polka Pracująca" i konferencja na ten temat zorganizowana z pierwszymi damami z kilku krajów. Ostatnio spotkałam się z panią Madeleine Albright i podjęłyśmy decyzję o wspólnym działaniu na rzecz kobiet. Bardzo bym chciała, żeby kobiety w Polsce bardziej dbały o własne zdrowie. Zależy mi na tym, by przekonać wszystkie panie do badań profilaktycznych. Statystyki na świecie pokazują wyraźnie, że wcześnie wykryta choroba nowotworowa: rak piersi czy szyjki macicy, jest uleczalna.
Czy ktoś Pani podsuwa pomysły, czy sama Pani decyduje, w którą sferę się zaangażować?
M.K.: To życie podsuwa mi problemy, którymi powinnam się zajmować. Nie mam fundacji, więc nikomu nie mogę dać pieniędzy. Mogę natomiast wspierać działalność różnych stowarzyszeń, fundacji, jak również ważne akcje i kampanie społeczne. Wiem, że moje wsparcie pomaga w rozwiązaniu wielu problemów.
Z jakimi prośbami czy problemami zwracają się ludzie do prezydentowej?
M.K.: Otrzymuję wiele listów oraz próśb o wsparcie i patronaty w rozmaitych sprawach. Na wiele z nich trzeba reagować. Prócz tego wspieram inicjatywy kulturalne i naukowe, młode talenty. Są też listy od osób prywatnych, często bardzo osobiste, intymne, nierzadko rozpaczliwe. Analizujemy je, kierujemy do odpowiednich instytucji, prosząc o zainteresowanie się konkretną sprawą lub czyimś losem.
Na tyle, ile to możliwe, staram się rozwiązywać problemy, nie mogę jednak pomagać finansowo, na przykład w spłatach kredytów bankowych, o co bywam proszona.
Czy coś Panią zaskoczyło?
M.K.: Zaskoczył mnie list od młodej dziewczyny, samotnie wychowującej dziecko. Korzystała z pomocy rodziców i żaliła się, że nie ma mieszkania. Rodzice co prawda mieli dom, ale zapisali go jej bratu, z którym miała złe relacje. Chciała, żebym pomogła kupić jej mieszkanie lub wybudować dom, a w zamian przysłałaby mi rachunki. Napisał też do mnie jeden pan, który lubił słuchać śpiewu ptaków. Chciał, żebym kupiła mu magnetofon, aby mógł ten świergot nagrać i posłuchać. Są jeszcze i inne nietypowe prośby, ale nie chciałabym nikogo urazić, opowiadając o szczegółach.
To dość oryginalne prośby. A czy korzysta Pani z internetu, poczty elektronicznej?
M.K.: Oczywiście. Zaglądam do komputera po to, aby sprawdzić pocztę, odpowiedzieć na prywatną korespondencję. Przeglądam wiadomości, interesujące wywiady... ale wynurzenia w blogach mnie nie interesują. Zajmują mnie nowości publicystyczne i muzyczne. Czasami dzwoni do mnie córka, by zwrócić moją uwagę na coś ciekawego, co ukazało na którymś z portali. W komputerze mam też posegregowane zdjęcia rodzinne oraz te z licznych spotkań i oficjalnych podróży. Na pewno ma Pani ochotę zapytać, czy czytam opinie internautów.
A czyta je Pani?
M.K.: Rzadko, ponieważ wiele z nich uważam za krzywdzące i niesprawiedliwe. Gdybym wszystko brała do serca, to nie miałabym chęci ani zapału do jakiegokolwiek działania.
Podobno lubiła Pani robić zakupy, chodzić do teatru, spacerować i spotykać się ze znajomymi. Jak w związku z tym radzi sobie Pani w sytuacji bycia pierwszą damą? Czy nadal znajduje Pani czas na ulubione zajęcia?
M.K.: Która z nas nie lubi spacerować, spotykać się ze znajomymi, bywać w teatrze, filharmonii czy pójść do kina. Teraz mam więcej ograniczeń, ale od czasu do czasu udaje mi "się wyrwać". Gdy jest jakaś wolna chwila, odwiedzam przyjaciół, idę na spacer, wpadam do sklepów, do których kiedyś chodziłam, gdzie mnie znają i nikt się nie dziwi na mój widok. Są różne sytuacje, czasami kupuję komuś prezent, innym razem szukam czegoś dla siebie. Od czasu do czasu kupuję sobie garsonkę czy, tak jak ostatnio, płaszczyk. Są tam też indyjskie sklepy, gdzie można dostać jakiś oryginalny dodatek. Zaglądam również do księgarni.
Ma Pani jakieś kobiece słabości?
M.K.: Lubię buty i torebki dobrane do stroju. Mam słabość do kolorystycznego dopasowywania rzeczy, aby wszystko razem ładnie ze sobą harmonizowało.
Czy korzysta Pani z porad stylistów?
M.K.: A są tacy? Nie mam stylisty, kieruję się własnym gustem, ale czasami radzę się bliskich mi osób.
Jak odnosi się Pani do programów satyrycznych, takich jak np. "Szymon Majewski Show" w którym parodiowano Pierwszą Damę?
M.K.: Nie mam czasu na ich oglądanie. Kiedyś widziałam urywek programu i ze zdumieniem dowiedziałam się, co wniosłam na pokład samolotu lecącego z prezydentem do USA. Musiałam zareagować. Te kanapki i jaja na twardo, z którymi rzekomo weszłam do samolotu, przesłałam panu Majewskiemu wraz z listem, aby nie nakruszył. Docenił tę przesyłkę i w rewanżu otrzymałam od niego bukiet kwiatów i podziękowanie.
Zareagowała Pani z dystansem i dużą dozą poczucia humoru...
M.K.: Majewski też zareagował dowcipnie. Potem była tego kontynuacja, bo przy innej okazji otrzymaliśmy od sympatycznego pana Szymona słoik miodu bez łyżki dziegciu.
Zjednoczyłyście Panie siły z byłą prezydentową Jolantą Kwaśniewską i podjęłyście się wspólnego projektu, określanego mianem Stowarzyszenia Pierwszych Dam. Na jakim etapie znajduje się w tej chwili to przedsięwzięcie?
M.K.: W listopadzie ubiegłego roku zostałam zaproszona przez panią prezydentową Jolantę Kwaśniewską na międzynarodową konferencję dotyczącą problemów rodziny. Byłam gościem honorowym i miałam tam swoje wystąpienie. W konferencji brały udział inne ex-prezydentowe i prezydentowe z różnych krajów. Podczas konferencji prasowej Jolanta Kwaśniewska zaproponowała, by powstało Stowarzyszenie Pierwszych Dam. To dobra inicjatywa, ponieważ byłe pierwsze damy mają zwykle duże doświadczenie w działalności społecznej i rozległe kontakty na świecie. Trudno mi powiedzieć, na jakim etapie jest to przedsięwzięcie, bo była to inicjatywa pani Jolanty Kwaśniewskiej, którą poparłam.
Ma Pani okazje spotykać pierwsze damy, która z nich ujęła Panią szczególnie? Na co zwróciła Pani uwagę w kontaktach z Ludmiłą Putin, która w młodości gościła w Polsce?
M.K.: Wielokrotnie spotykałam się z panią Kateryną Juszczenko, Laurą Bush, Evą Köhler, Sandrą Roelofs. Na ogół są to spotkania "bilateralne", ale widujemy się też przy innych okazjach, np. konferencji, patronatów, uroczystościach państwowych... Zawsze są to miłe spotkania. Panią Ludmiłę Putin poznałam natomiast podczas uroczystości otwarcia Domu Polskiego w Petersburgu. Było to krótkie, sympatyczne spotkanie, przy okazji którego dowiedziałam się, że była ona już w Polsce na praktyce studenckiej w Kortowie koło Olsztyna. Pomyślałam sobie: "Gdyby przyjechała do Polski, to organizując dla niej program wizyty, na pewno zawiozłabym ją do Kortowa, żeby zobaczyła miejsce, w którym kiedyś sadziła róże".
Rozmawiałyście Panie na temat stosunków polsko-rosyjskich?
M.K.: Rozmawiałyśmy o tym, że ludzie powinni być dla siebie przyjaźni, świat otwarty, a współpraca partnerska.
Czy czuje się Pani kobietą sukcesu?
M.K: Odczuwam satysfakcję, jeśli mogę zrobić coś dobrego i to "coś" mi się udaje. Czasami marzę, by oderwać się na chwilę, uciec gdzieś od zgiełku codziennych spraw, "poleżeć pod gruszą", ale nie na długo. Nie potrafiłabym zrezygnować, jeżeli wiem, że ktoś czeka na moją pomoc.
Rozmawiała Beata Steć