Krzysztof Hołowczyc: Domator na adrenalinie

Zwyciężył w plebiscycie na idealnego faceta. Głosowali… mężczyźni. Sympatyczny, ambitny, z klasą. Najlepszy polski rajdowiec o tym, dlaczego po każdym wyścigu pędzi do domu.

Krzysztof Hołowczyc
Krzysztof HołowczycAndras SzilagyiMWMedia

Joanna Jałowiec: Podobno jeździ pan autem od czasów przedszkola?

Krzysztof Hołowczyc: - To prawda. Mój pierwszy samochód był zrobiony z tektury i był na pedały. Już wtedy jeździłem nim całymi godzinami, wyobrażając sobie udział w wielkich wyścigach. To była dla mnie najlepsza zabawa. Samochód już wtedy budził moje wielkie zainteresowanie i ogromne emocje.

Najpiękniejsza trasa, którą pan jechał?

- Trudno wybrać jedną konkretną trasę, miałem okazję podziwiać wiele wyjątkowych miejsc. Do najciekawszych należą drogi norweskie, szwedzkie i włoskie. Podróżując krętymi trasami możemy podziwiać zapierające dech w piersi, surowe widoki. Ogromne wrażenie robi także położona w Rumunii Szosa Transfogaraska. Liczy ok. 150 km, przecina z północy na południe Góry Fogaraskie w rumuńskiej części Karpat. W najwyższym punkcie osiąga ponad 2 000 m.n.p.m. Podróż taką trasą zapewnia niesamowite wrażenia.

Dobry kierowca = szybki kierowca?

- Skłamałbym, gdybym powiedział, że bezpieczeństwo nie ma żadnego związku z prędkością. Jeżeli będziemy jechać wolniej, na pewno będzie bezpieczniej. Tak samo jest ze skutkami wypadku. Wiadomo, że kolizja przy większej prędkości wywoła poważniejsze konsekwencje. Gdzieś jednak są granice wolnej jazdy. Uważam, że zbyt wolna jazda może być też niebezpieczna. Chodzi mi o tak zwane zawalidrogi. Samochody, które, nie wiedzieć czemu, jadą bardzo wolno, czy kierowcy wykonujący wszelkie manewry w sposób niezdecydowany, stanowią poważny problem dla innych, jadących z prędkością, jaką porusza się większość uczestników ruchu w danym miejscu. Wyprzedzając na trasie setki samochodów, w pewien sposób dostosowujemy do tego swój sposób reakcji. Pojawienie się marudera zakłóca nasz odbiór i często zdarza się, że zbyt późno hamujemy, albo omijamy go w ostatniej chwili stwarzając niebezpieczne sytuacje.  

Propaguje pan bezpieczną jazdę. Jaka jest najważniejsza zasada, której powinniśmy się trzymać jako kierowcy?

- Przede wszystkim trzeba stale myśleć i uruchomić wyobraźnię, przestrzegać przepisów kodeksu drogowego i czuć się odpowiedzialnym za siebie i innych uczestników ruchu. Pomocne jest również korzystanie ze wszystkich narzędzi, które mogą przyczynić się do poprawy naszego bezpieczeństwa, jak choćby nowoczesnych systemów wspomagających prowadzenie pojazdu, czy systemów nawigacyjnych, w których automapa uwzględnia i na bieżąco ostrzega kierowcę o niebezpiecznych miejscach na drodze.

Co panu dają starty w zawodach?

- Często mówi się, że szczęściarzem jest ten, kto ze swojej pasji uczynił swoją pracę. Dziś mogę szczerze powiedzieć, że należę do tego grona. Każdy wyjazd na test albo rajd ładuje mnie niezwykłą energią. Wpadam w rajdowy wir, rozmawiam z mechanikami, dokonuję ostatnich ustawień samochodu, wkładam kombinezon. Zakładam kask i wbijam się w ciasny, rajdowy fotel. Zapalam silnik i błyskawicznie staję się jednością ze swoim autem. Każde dodanie gazu, każdy kolejny bieg, kolejny zakręt, skok- czuję się jak w nirwanie, bo znów jestem w swoim żywiole, w swoim wymarzonym świecie, którego nie zamieniłbym na nic innego.  

Wyścigi to poważne zajęcie? Mężczyźni lubią sobie w taki sposób udowadniać swoją męskość?

- Tak to jest, że my, mężczyźni, lubimy sobie coś czasem udowodnić. Biorąc udział w rajdach musimy być przygotowani na to, że będzie to kosztowało nas dużo wyrzeczeń, przyniesie pot, a może nawet łzy. Chęć walki, zwycięstwa bierze się trochę z męskiej próżności, ale przede wszystkim z miłości do prędkości, adrenaliny, samochodów. Rajdy traktuję bardzo poważnie, to nie tylko moja pasja ale praca, dzięki której mogę zapewnić swojej rodzinie godne życie. 

Czy super-autem można zafascynować się bardziej niż kobietą?

- O nie, w życiu! To nie ta skala. Kobietę wybiera się na całe życie, jeśli chodzi o samochody wybieram sobie taki, który polubię i który spodoba mi się od pierwszego wejrzenia. Wtedy często okazuje się, że kiedy go już mam i nim pojeżdżę, myślę sobie: "Jest piękny, ale to wcale nie o to chodziło...". I zaczynam się dalej rozglądać. Przecież tak naprawdę, najcudowniejsza jest pogoń za króliczkiem, a nie jego schwytanie.

Co znaczy dla pana pojęcie męski mężczyzna?

- Według mnie męskość polega na zdecydowaniu i walce o swoje marzenia. To pewność swoich decyzji, odwaga w działaniu, brak użalania się nad sobą. Prawdziwy mężczyzna wierzy w to, co robi i dąży do osiągnięcia postawionych sobie celów, potrafi wyciągnąć wnioski z porażek, traktując je jako naukę.  

Co pan najbardziej ceni w kobietach? 

- Kobiety są wyjątkowo silne, widzę to po mojej żonie. Są w moim życiu takie momenty, kiedy czuję się przy niej chłopaczkiem. Chłopczykiem, który wiecznie pędzi za swoimi zabaweczkami, a tu nagle okazuje się, że są na świecie jakieś inne, ważne sprawy, które trzeba rozstrzygnąć. Moja żona jest bardzo mądra i samodzielna, ale u nas w domu, w krytycznych momentach, oczekuje jednak mojej stanowczej decyzji. A ja czasami okazuję się wtedy bezradny. Na przykład gdy coś się dzieje z córkami, albo są ważne decyzje typu czy sprzedajemy dom, wydarza się nagły wypadek albo dzieje się coś takiego, kiedy trzeba wykazać się szybką i trafną reakcją. Dana miewa w takich momentach dylematy dużo rzadziej, niż ja. Dzięki swojej cudownej delikatności i miłości do dzieci, stworzyła mi prawdziwy dom. I nie chodzi o dom jako miejsce, ale dom, w którym jest wiele miłości.

Jaki jest przepis na długi, stabilny związek?

- Za każdym razem, kiedy wracam po kilkunastodniowej nieobecności do domu, myślę o tym, jaką mam wspaniałą kobietę u swego boku. Rzeczy, które widuję podczas rajdów jeszcze bardziej mnie utwierdzają w przekonaniu, że tego związku nie wolno zepsuć i stracić, bo to pod każdym względem jest najcenniejsze, co udało mi się w życiu zbudować. To całe moje życie. Oczywiście, przechodziliśmy różne okresy, od bardzo burzliwej miłości, poprzez związek, gdzie bywało sporo negatywnej energii. Jak w każdym, normalnym związku. Po tylu latach wszystko się ustabilizowało i teraz jesteśmy ze sobą na takim cudownym rauszu.

Tekst pochodzi z EksMagazynu.
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas