Marta Lipińska: jestem kobietą niepokorną
Na ekranie bywa zmysłowa, wścibska lub sprytna. Prywatnie ceni spokój i rodzinną stabilizację. Z bohaterkami łączy ją silny charakter.
Należy do najwybitniejszych aktorek swego pokolenia. W młodości grała głównie postacie amantek i kobiet spragnionych uczucia. Widzowie pokochali ją zwłaszcza w roli pięknej Heleny Stawskiej, wciąż czekającej na gest ze strony Stanisława Wokulskiego w serialu "Lalka". Bardzo podobała się także w "Nad Niemnem".
Później zaczęła grywać... złośliwe teściowe ("Miodowe lata"), wścibskie matki ("Ja wam pokażę!") czy po prostu silne kobiety, jak słynna Michałowa z "Rancza", która gotuje księdzu i... ma w parafii więcej do powiedzenia niż on sam.
Nie sądziłam, że będę się podobać telewidzom jako gospodyni proboszcza - wyznaje. - Przecież zagrałam tylko kobietę w chuścinie, bez makijażu, trochę chmurną, ostrą i zasadniczą... Szczerze mówiąc, gdyby mi ktoś wcześniej powiedział, że będą do mnie dzwonić nawet rodacy z zagranicy, krzycząc do słuchawki: "Pani Marto, kochamy panią!", nigdy bym w to nie uwierzyła.
Marta Lipińska słynie także z zabawnych duetów, które tworzy z Krzysztofem Kowalewskim. Aktorzy wystąpili jako małżonkowie w serialu "Ja wam pokażę!", często grają parę w sztukach ich rodzimego Teatru Współczesnego. Ale przede wszystkim stworzyli niezapomniany duet w słuchowisku Polskiego Radia "Kocham pana, panie Sułku" Jacka Janczarskiego. Marta Lipińska wcieliła się w nim w postać Elizy - bezgranicznie zakochanej w Sułku, który pozostaje głuchy i obojętny wobec jej szczerych uczuć. Ale na co dzień... - Nigdy nie pozwoliłabym traktować się mężczyźnie w ten sposób - zaznacza aktorka z uśmiechem.
Ma charakter, bywa stanowcza i daje to o sobie znać w pracy, kiedy gra w sztukach reżyserowanych przez męża, Macieja Englerta. Oboje znaleźli jednak na to sposób. - Trzeba być powściągliwym i panować nad sobą, by nic z domowego życia nie przenosić na grunt zawodowy. To bardzo duże utrudnienie dla mnie, ponieważ jestem niepokorna i naprawdę mocno muszę się hamować. Inaczej po prostu nie wypada - wyznaje. To "hamowanie" wychodzi jej jednak całkiem nieźle - Marta Lipińska i Maciej Englert w zeszłym roku obchodzili złote gody.
Równie imponujący staż mają też w pracy. Aktorka od lat 60. jest gwiazdą Teatru Współczesnego w Warszawie, któremu prawie od 40 lat dyrektoruje jej mąż. A poznali się w 1968 r. podczas pracy nad sztuką, w której oboje wystąpili. I od razu zakochali się w sobie. Oczarowała go długimi, ciemnymi włosami, czarnymi oczami i zmysłowymi ustami. On też zrobił na niej wrażenie...
- Miał w sobie jakąś intrygującą mroczność. Zabiegał o mnie, robił to jednak bardzo subtelnie. Zakochałam się - wspomina Marta Lipińska. Pobrali się, na świat przyszły dzieci: Anna i Michał, którzy pracują w branży filmowej. Córka jest kostiumologiem, syn zaś - operatorem.
Wspólne pasje i partnerskie podejście do związku na pewno ułatwiają życie parze: Lipińska-Englert. Aktorka ma jednak własną receptę na długie i szczęśliwe małżeństwo. - Myślę, że w związku najważniejsze są: zaufanie, odpowiedzialność i podziw - podkreśla.
Łączy ich też wzajemna wyrozumiałość i akceptacja. Reżyser rozumie słabość żony do drogich perfum, ona zaś jego obawę przed czarnym kotem, przebiegającym drogę... Oboje za to najbardziej cenią sobie w życiu harmonię i ustabilizowane życie rodzinne. - Dla mnie najlepszym i najskuteczniejszym sposobem na "zresetowanie się" jest spokój - zwierza się Marta Lipińska. - Kiedy więc chcę odpocząć, idę na spacer lub spędzam czas z rodziną, albo siedzę w domu i czytam książki.
Lubi z mężem domowe rytuały - poranne picie kawy, hodowanie kwiatów, spacer po Polu Mokotowskim... Stara się pilnować, by nie zakłócały ich sprawy zawodowe. Za to na scenie i na planie - zachwyca talentem, imponuje aktorskim profesjonalizmem. Czekamy więc na nowe wspaniałe role, Pani Marto!