Otylia Jędrzejczak: Dziękuję za miłość
Już wkrótce po raz drugi zostanie mamą. Mówi, że macierzyństwo to najpiękniejsza rzecz, jaka ją w życiu spotkała. Każdego dnia okazuje Bogu wdzięczność: za wspaniałego narzeczonego, córkę i zdrowie.
Ludzie i wiara: - Wychowuje pani dwuletnią córeczkę. Wkrótce znów zostanie mamą. Co macierzyństwo zmieniło w pani życiu?
Otylia Jędrzejczak: - Przede wszystkim dzięki Marcelinie poznałam miłość do dziecka, którą ciężko jest opisać jednym słowem, a nawet kilkoma. Każdego dnia się jej uczę. Chcę pokazać córce jak najwięcej, dużo czasu spędzamy razem. Zależy mi na tym, żeby w przyszłości była ze mnie dumna i zawsze czuła moją miłość. Bycie mamą to najpiękniejsze uczucie, jakiego doświadczyłam. Słowa: "Kocham Cię, Mamusiu" wynagradzają mi wszystko.
Może pani zdradzić, czy teraz powitacie na świecie chłopca?
- Marcelinka będzie miała rodzeństwo i czeka nas na pewno kolejne wyzwanie, ale płeć dziecka nigdy nie miała dla nas wielkiego znaczenia. Dziś ważniejsze jest, by przygotować córkę na pojawienie się maleństwa.
Wraz z partnerem macie podobne podejście do wychowania latorośli?
- W wielu kwestiach, a zwłaszcza tych fundamentalnych, się zgadzamy. Jeżeli są jakieś, w których mamy odmienne zdanie, to siadamy i wyciągamy na stół wszystkie argumenty. Szybko wyfrunęłam z rodzinnego domu, ale doświadczyłam w nim bardzo dużo miłości, dlatego wiem, że najważniejsze jest, by dziecko wiedziało, że może liczyć na rodziców w każdej sytuacji.
Jakie wartości pragniecie przekazać pociechom?
- Póki będą małe, spróbuję je nauczyć miłości do drugiego człowieka. Wszystkie inne wartości będziemy przekazywać z dnia na dzień, z roku na rok.
Czym ujął panią Paweł Przybyła, pani narzeczony?
- Przede wszystkim uśmiechem. Charaktery mamy raczej odmienne, więc się dopełniamy. Różnimy się, ale potrafimy ze sobą rozmawiać. Gdy się poznaliśmy, byliśmy już dojrzałymi ludźmi, mieliśmy swoje przyzwyczajenia, a także oczekiwania.
Początki były trudne?
- Najpierw musieliśmy się "rozgryźć", lepiej zrozumieć. Pary zakochujące się w sobie w młodszym wieku uczą się wszystkiego razem, i siebie nawzajem także. Osoby, które poznają się na "stare" lata, mają już swoje "za plecami" (śmiech). Myślę więc, że w takich związkach, poza miłością, potrzebna jest także umiejętność pójścia na kompromisy i wypracowywania własnej wspólnej drogi.
Podobno znajomy podzielił się z wami receptą na udany związek?
- Tak. Powiedział mi ważne słowa. A, że jest to osoba z dużym stażem małżeńskim, życiowym i biznesowym, więc wzięłam je sobie do serca. Zdradził mi, że najważniejsze jest, by druga połówka mnie lubiła, wiedziała, za co czuje do mnie sympatię i potrafiła to nazwać. "Dlaczego ma mnie tylko lubić?" - zapytałam. Zawsze wydawało mi się, że ważniejsze jest być kochaną. Odpowiedź, jaką otrzymałam, była następująca: - Mężczyzna (a czasem także kobieta), gdy chce osiągnąć cel, powie, że kocha. A tak naprawdę, kiedy się zestarzejesz i przestaniesz już być tak piękna jak dziś, gdy będziesz chorowała lub potrzebowała pomocy, wtedy czasem zapomina się o tym słowie. Wtedy "lubię" nabiera wartości.
Powiedziała pani kiedyś, że tata odegrał ważną rolę w pani życiu. Czego panią nauczył?
- Rodzic jest pierwszym wzorcem dla dziecka. Zarówno mama, jak i tata mieli duży wpływ na moją karierę, na moje życie. Najważniejsze jest to, że zawsze mnie wspierali w dążeniu do celu. Byli wymagający, ale także nauczyli, czym jest miłość, dobroć i szacunek.
Od dziecka podziwiała pani Irenę Szewińską. A kto jeszcze był pani idolem?
- W życiu kieruję się zasadą, że każdy człowiek mnie czegoś uczy. Tak samo w sporcie miałam wielu idoli, wśród nich panią Irenę. Od wielu osób, które obserwowałam, starałam się wyciągnąć te wartości, które pozytywnie wpływały na mnie. W codzienności wzorem był dla mnie papież Jan Paweł II. Wiem też, że nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy. Na nich także się uczymy, więc warto czerpać z doświadczenia różnych ludzi. Dlatego uwielbiam psychologię, podobnie jak czytanie książek biograficznych.
Ma pani swoich patronów, za wstawiennictwem których się modli?
- Przyznam, że nie mam. Uważam, że każdy ma swojego anioła i on jest naszym opiekunem, jeżeli tylko wierzymy w jego obecność. Każdego dnia przede wszystkim dziękuję za to, co mam, ponieważ wiem, że życie to nie tylko czerwony dywan, ale wzloty i upadki.
Nigdy nie myślała pani o tym, żeby zamieszkać poza granicami Polski?
- Dzięki temu, że uprawiam sport, miałam szansę być w wielu miejscach. Mieszkałam także za granicą. Jestem jednak patriotką i pozostaję nią także poza ojczyzną. Teraz żyję w Polsce i myślę, że najważniejsze jest to, by czuć się dobrze w miejscu, w którym się mieszka i z ludźmi, z którymi się przebywa. Życie pisze jednak różne scenariusze, więc nie wykluczam i takiego, że kiedyś osiedlę się poza granicami.
Jak spędza pani wolny czas?
- Mam w domu dwulatkę i w drodze kolejne dziecko, więc słowo "relaks" zniknęło z mojego słownika, a raczej nabrało innego znaczenia. Kiedyś wzięłabym kawę, ciastko, książkę i usiadła, żeby poczytać, a dziś robię to wszystko na akord, by po chwili pobawić się z córką. Ale nie narzekam. Kocham każdą chwilę spędzoną z Marceliną.
Udaje się pani pogodzić życie zawodowe z rodzinnym?
- Mam to szczęście, że przy moich działaniach fundacyjnych czy obozach "Otylia Swim Camp" towarzyszy mi córka. Poza tym staram się wszystko precyzyjnie planować, czasem też korzystam z pomocy dziadków. Wspiera mnie również Paweł, który jest oddanym tatą. Dla mnie rodzina zawsze będzie na pierwszym miejscu. Sport nauczył mnie, że można sobie poradzić z różnymi przeciwnościami.
Wspominała pani kiedyś, że chce wziąć ślub. Czy jakieś decyzje już zapadły?
- W tym momencie skupiamy się na narodzinach dziecka, ale na powiedzenie sakramentalnego "Tak" na pewno przyjdzie czas.
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***