Paulina Sykut-Jeżyna: zdradziła, jak wychowuje córeczkę
Paulina Sykut-Jeżyna jest aktywną zawodowo mamą i nie korzysta ani z pomocy niań, ani pań do sprzątania. "Róża jest naszym małym naśladowcą i sprząta razem z nami" - mówi prezenterka. Przy okazji zdradza, że z mężem nie jedli śniadania w łóżku...
Paulina Persa, PAP Life: Spotykamy się w bardzo domowych warunkach - z czym kojarzy się pani dom?
Paulina Sykut-Jeżyna: Z rodziną, z ciepłem, ze spokojem i z poczuciem bezpieczeństwa. W domu czuje się bardzo komfortowo, dom to jest taki mój azyl.
Jeśli chodzi o utrzymanie domu w porządku to jest pani typem pedantki czy bałaganiary?
- Zabrzmi to śmiesznie, bo często sprzątam, ale jednocześnie brak czasu sprawia, że często też bałaganię, np. rozwalam ubrania w szafie - są poukładane, ale mają mało przestrzeni. Więc kiedy coś wyciągam, coś innego wypada, później to wpycham na siłę. Więc bałaganię, ale potem sprzątam. Nie lubię nieporządku, dlatego zawsze jak coś robię w domu, np. zaczynam gotować, to najpierw biorę się za sprzątanie, żeby nie było dookoła rozgardiaszu.
- Pamiętam też moje zwyczaje w szkole, w liceum też, na studiach rzadziej, że przed tym, jak zasiadałam do nauki, najpierw musiałam posprzątać - przestrzeń dookoła mnie musiała być ułożona, bo lubię harmonię. Także nie mogłabym żyć w bałaganie.
Czy i jak posiadanie dziecka wpłynęło na postrzeganie przez panią porządku?
- Musiałam stać się bardziej tolerancyjna i dać sobie trochę luzu (śmiech). Dzieci to na nas wymuszają. Poza tym nie da się ciągle biegać i układać zabawek czy garnków, które dziecko sobie wyciągnie. Dzieci także w ten sposób poznają świat i nie można im tego zabraniać. Przed pojawieniem się w naszym życiu Róży, bardzo często sami sprzątaliśmy. Świadomie nie wpuszczam osób trzecich, które by mi pomagały, bo uważam, że to też przyjemność dbać o swoje mieszkanie.
- Od kiedy Róża pojawiła się w naszym życiu, nie mamy aż tyle czasu na sprzątanie, ale staramy się ogarniać na bieżąco i to jakoś ratuje sytuację. Często proszę mamę, bo też nie korzystamy z pomocy niań, żeby przyjechała na weekend to my sobie posprzątamy, a wtedy ona bawi się z wnuczką. A czasem Róża sprząta nawet razem z nami.
Mobilizuje pani córkę do tego?
- Właściwie nie muszę i to jest piękne, jak bardzo dzieci uczą się od nas. Ona jest takim naszym małym naśladowcą i z podziwem, z uśmiechem, z taką wielką radością na nią patrzę, bo jak my sprzątamy, np. wycieramy półki, to ona też bierze ściereczkę. A czasami normalnie w dzień, kiedy ja np. szykuję jedzenie, ona potrafi wycierać w tym czasie meble. To jest bardzo urocze. Myślę, że kiedy włączamy dzieci w swoje życie, kiedy one patrzą, jakie są nasze zwyczaje, chociażby jak sprzątamy, to też będą to robić. Na tym polega pokazywanie dziecku świata.
Wracając do domu... Pani ulubione miejsce w nim?
- Kiedy mieszkałam z mamą i z moimi dwoma braćmi, miałam taki swój kącik - stało w nim biurko, obok łóżko. To było nieduże, dwupokojowe mieszkanie, więc te nasze przestrzenie były bardzo małe, jednak każdy swoją przestrzeń. Z mężem w mieszkaniu mamy taki centralny punkt - duży stół na środku pokoju dziennego, taka duża przestrzeń połączona z kuchnią. Chciałam, żeby zrzeszał wszystkich w domu.
Mówi pani jak taka prawdziwa mama, pani domu, typowa gospodyni.
- Tak, bo właśnie z tym kojarzy mi się dom (śmiech). Żeby był w nim taki prawdziwe rodziny stół, żeby były na nim świeże kwiaty i owoce, żebyśmy wszyscy przy nim siadali, żeby to było takie nasze miejsce. I tak właśnie jest - nawet Róża najchętniej tam się bawi, ściągając wszystkie zabawki ze swojego pokoju, zresztą jej zabawki są wszędzie.
A komputer w sypialni jest dopuszczalny?
- Nie, bo sypialnia kojarzy mi się bardziej z odpoczynkiem. Staramy się tam nawet nie jeść.
Nawet śniadania do łóżka nie było?
- Właściwie chyba nie... W hotelu tak, ale w domowej sypialni nie. Zaintrygowała mnie pani (śmiech).