Powinnam ześwirować!

Kim jest piosenkarka, której płyty sprzedają się w Polsce lepiej niż krążki Adele czy Björk? Sylwia prawie nie udziela wywiadów, ale dla SHOW zrobiła wyjątek.

Sylwia Grzeszczak
Sylwia GrzeszczakAndras SzilagyiMWMedia
Od początku roku Sylwia dała już ponad pięćdziesiąt koncertów
Od początku roku Sylwia dała już ponad pięćdziesiąt koncertówAndras SzilagyiMWMedia

SHOW: Rzadko udzielasz wywiadów. Bardzo mi miło, że dla nas zrobiłaś wyjątek.

Sylwia Grzeszczak: - Ja też się cieszę.

Kiedy widziałyśmy się ostatnio, naszą rozmowę przerwał telefon od Andrzeja Piasecznego. Gratulował ci nagrody, którą zdobyłaś podczas ostatniego festiwalu w Opolu. Przyjaźnisz się z ludźmi z branży?

- Telefon od Andrzeja był bardzo miły, ale prawdę mówiąc, nie przyjaźnię się z ludźmi z branży. Zwyczajnie nie ma na to czasu. To są przelotne rozmowy i bardzo powierzchowne znajomości. Mijamy się na jednym koncercie, by za chwilę zobaczyć się na jakimś festiwalu. W tak krótkim czasie nie ma możliwości, by poznać się bliżej.

Jeszcze niedawno byłaś nikomu nieznaną dziewczyną. Niemal z dnia na dzień stałaś się jedną z najpopularniejszych wokalistek w kraju. Czujesz, że środowisko muzyczne już cię zaakceptowało?

- Ludzie są różni - jedni wspierają, drudzy dają do zrozumienia, że byłoby lepiej, gdyby mnie nie było. Jednak ja staram się podchodzić do wszystkiego pozytywnie. Bo przecież, gdyby każdy głaskał mnie po głowie i chwalił, to nie miałabym motywacji, by starać się bardziej. Porażki i gorsze dni czasem dają mi "kopa". To jest rodzaj lekcji, dzięki której staję się lepsza.

Sława ma jednak ciemne strony. Są plotki, krytyka, fałszywi przyjaciele. Jak sobie z tym radzisz?

- Na szczęście moimi przyjaciółmi są ludzie, których poznałam jeszcze zanim stałam się rozpoznawalna. Tego się trzymam i to jest dla mnie najważniejsze. Wielu ludzi trwa przy mnie niezmiennie od lat. Przykładem jest choćby mój gitarzysta - przyjaźnimy się od czasów, gdy dopiero zaczynałam, nie byłam znana. Można się przyjaźnić, nawet jeśli się pracuje w show-biznesie!

Twoja kariera zaczęła się od tego, że... namieszałaś w głowie Krzysztofowi Krawczykowi.

- (śmiech) Tak, to prawda! Miałam 5 lat i wzięłam udział w programie "Od przedszkola do Opola". Zupełnie nie wiedziałam, co się dzieje. Śpiewałam, śpiewałam i ze stresu zapomniałam tekstu. Tak wszystko pomieszałam, że i Krawczyk nie wiedział, co się dzieje, i chórek nie wiedział. Kompletny odjazd!

Wielu ludzi trwa przy mnie niezmiennie od lat. Przykładem jest choćby mój gitarzysta - przyjaźnimy się od czasów, gdy dopiero zaczynałam, nie byłam znana.
Sylwia Grzeszczak

- W końcu złapałam się fragmentu, w którym była wokaliza operowa. W moim wykonaniu trwała jakąś minutę i muszę przyznać, że była niezła. Ostatnio nawet wrzuciłam filmik z tego programu do internetu. Mam jeszcze jeden, w archiwum prywatnym - widać na nim, jak moja mama siedząc na widowni, po cichu śpiewa razem ze mną, a mój brat jest mocno przejęty. Wszyscy to przeżyliśmy. Ale ja już wtedy czułam, że to jest to.

Wtedy zaczęłaś marzyć o karierze piosenkarki?

- Jeszcze wcześniej! Pamiętam taki moment: miałam może ze trzy lata i akurat oglądaliśmy w telewizji występ jakiegoś artysty. Powiedziałam rodzicom: "Ja też tak chcę!". Byłam wręcz obrażona, że mnie tam nie ma! No i cóż, chyba to sobie przepowiedziałam, bo dziś jestem tam, gdzie chciałam. Rodzice kupili mi więc fortepian. Zaczęłam szlifować pasaże, odmawiając sobie wielu rzeczy. Czasem chciałam wyjść na podwórko, ale nie mogłam, musiałam ćwiczyć.

Co czułaś, gdy dzięki piosence "Co z nami będzie" usłyszała o tobie cała Polska?

- Uff, miałam wtedy niespełna osiemnaście lat. Myślę, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co się wokół mnie dzieje.

Ale nie uderzyła ci do głowy woda sodowa?

- Skąd! O sodówce nie ma mowy, bo pochodzę z normalnego domu, gdzie od małego wpajano mi proste wartości jak uczciwość, wiara, miłość.

"Na co dzień ubieram się na luzie, na wielkie wyjścia lubię zaszaleć" - śmieje się Sylwia.
"Na co dzień ubieram się na luzie, na wielkie wyjścia lubię zaszaleć" - śmieje się Sylwia.
"Na co dzień ubieram się na luzie, na wielkie wyjścia lubię zaszaleć" - śmieje się Sylwia.
"Na co dzień ubieram się na luzie, na wielkie wyjścia lubię zaszaleć" - śmieje się Sylwia.
+6

Może to też dlatego, że jednak początki twojej kariery nie były usłane różami. Nie powiodło ci się w "Idolu", odpadłaś w castingach do musicalu "Romeo i Julia". Wytrwałość to twoja cecha charakterystyczna?

- Tak naprawdę, jak na swój wiek zaszłam wtedy bardzo daleko. Dziś myślę, że dobrze się stało, odpadłam w odpowiednim momencie. Nie byłam jeszcze gotowa na tak wielkie rzeczy. A jeśli chodzi o charakter, to lekcje fortepianu w dzieciństwie sprawiły, że dziś nie poddaję się łatwo. Nie lubię też stać w miejscu, lubię być w ruchu, bo inaczej "łapię dołek". Bywały już takie sytuacje w moim życiu, że nic się nie działo. Wtedy czułam, że nie jest ze mną dobrze i muszę wziąć się w garść, by iść do przodu. Nie tylko sukcesy mobilizują. I porażki dają mi lekcję, która motywuje.

W ubiegłym roku byłaś najczęściej wyszukiwaną osobą w polskim internecie, a twoja płyta sprzedawała się lepiej niż nowe albumy Björk czy Adele. Pomyślałaś: jestem na szczycie?

- Dostałam skrzydeł. Ale powiem ci szczerze, że choć sukcesy mnie cieszą, to nie potrafię się nimi nasycić. Zawsze myślę, co dalej. W takich chwilach włącza mi się w głowie mechanizm: "Fajnie, ale muszę iść do przodu". Tak samo było z nauką gry na fortepianie. Przychodziłam na zajęcia, wiedząc, że zrobiłam wszystko dobrze, że dopracowałam każdy dźwięk. A jednak to wciąż było za mało, dawano mi do zrozumienia, że wielogodzinna harówka na nic się nie zdała.

- To przełożyło się na życie, myślałam, że każdy ruch, każda moja decyzja muszą być idealne. Fortepian zmienia człowieka, sprawia, że chce starać się jeszcze bardziej. To lekcja, która dużo mi dała, na pewno miała duży wpływ na moją muzykę. W życiu jednak nie muszę, a nawet nie chcę być idealna. Zrozumiałam to dopiero niedawno.

Twoja muzyka jest dojrzała, ale też smutna. A podobno prywatnie jesteś pogodną dziewczyną.

- Pewnie! Mam masę pomysłów na minutę, jestem szalona, a mój śmiech słychać na kilometr! Ale poprzez muzykę chcę przekazać ważne rzeczy, chcę opowiedzieć interesujące historie, nie zawsze wesołe. Muszę być w tym szczera. Nie potrafiłabym wesoło śpiewać o biustach czy tyłkach. Takie podejście do muzyki mnie przeraża.

Jesteś inna niż większość polskich gwiazd: nie wywołujesz skandali, nie pozujesz do sesji z chłopakiem, a jednak wspięłaś się na szczyt.

- Ja nigdy nie chciałam zaistnieć dzięki manipulowaniu faktami ze swojego życia prywatnego. Chciałam przekazać ludziom coś, co potrafię robić najlepiej. A nic nie umiem lepiej, niż grać i śpiewać. Przeraża mnie, gdy ktoś odnosi sukces i natychmiast pojawia się pycha, choć tak naprawdę wydał zaledwie jednego singla. Myślę sobie, że wobec tego ja z tyloma numerami na koncie, powinnam chyba ześwirować! (śmiech).

O czym teraz marzysz?

- Marzą mi się małe wakacje, chociaż trzydniowe.

Słyszałam że jesteś zapaloną podróżniczką.

- Uwielbiam jechać samochodem, patrzeć przez szybę, jak świat wokół "mija". Podczas trasy koncertowej relaksuję się, kiedy widzę lasy, pola, kolory zmieniające się wraz z porami roku. Ostatnio marzę też o samotnych podróżach. Chciałabym odpocząć w środku lasu na kompletnym pustkowiu. Bo choć kocham ludzi, czasem potrzebuję spokoju, by się zregenerować.

To prawda, że kiedyś marzyłaś o byciu pilotem?

- Gdybym nie była piosenkarką i pianistką, myślę, że zostałabym pilotem, bo mam totalnego fioła na punkcie samolotów. Gdy startuje samolot, to czuję przypływ adrenaliny i wtedy przychodzi mi do głowy mnóstwo pozytywnych rzeczy. Wyświetlają mi się najpiękniejsze obrazy. W Poznaniu, na lotnisku Ławica jest takie miejsce, w którym można usiąść na tarasie widokowym. Potrafię tam przesiadywać godzinami i obserwować odlatujące samoloty. Może to trochę dziwne, ale bardzo mnie inspiruje do tworzenia muzyki.

Czego słuchasz na co dzień?

- Kiedy jestem w trasie - radia. Z tej mieszanki stylów czerpię inspiracje i coś przemycam do swojej muzyki. Lubię Lanę Del Rey, Katie Melua, a także Jessie J. Ostatnio wróciłam też do Roda Stewarta, którego słuchałam w dzieciństwie. Uwielbiam Queen. Z polskich wykonawców kocham Beatę Kozidrak. Ona jest moją inspiracją od wielu lat. Beata to dla mnie fenomen. Ma ogromną liczbę hitów na koncie, a do tego jest tak normalną, skromną i ciepłą osobą.

Co będziesz robiła za 10 lat?

- Chciałabym też być tym, kim teraz jestem: piosenkarką, pianistką, kompozytorką. To mi wystarczy.

Justyna  Kasprzak

SHOW 17/2012

Show
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas