Reni Jusis: chcę znowu zaryzykować

Komponuje i pisze teksty. O kobietach, o miłości. Jest ikoną muzyki klubowej i szczęśliwą mężatką. Teraz Reni Jusis zapowiada zwrot w swoim życiu.

Reni Jusis fot. Andrzej Szilagyi
Reni Jusis fot. Andrzej SzilagyiMWMedia

Reni Jusis: Jestem raczej nieobecnym przyjacielem, który pisze w nocy mejle, że przeprasza, że nie mógł się znowu wyrwać i tak dalej. Nie czuję się z tym dobrze, ale ze względu na swoje zajęcia i pasję - muzykę, nie potrafię inaczej. Przez rok mogę ofiarować siebie przyjaciołom, a potem znów znikam na dwa lata. Czuję się winna, kiedy o tym myślę...

Czyli lepiej nagrywać z Tobą w studiu.

To również nie jest takie łatwe. Należę do osób dominujących i mam mocny charakter. Najchętniej otaczałabym się ludźmi, z którymi rozumiem się bez słów. Nie zawsze to się udaje. Mówię na przykład do kolegi instrumentalisty: "Zagrajmy to jak w kabarecie", i on gra tak, jak to czuje, a mi chodziło o zupełnie coś innego... Chciałam, żeby ten fragment muzyczny brzmiał jak z teatrzyku w przedwojennym Berlinie, a nie jak z Moulin Rouge. Po prostu często nie potrafię nazwać tego, co słyszę w wyobraźni, i wtedy się niecierpliwię.

I co robisz, kiedy nikt już nie wie, co siedzi w Twojej głowie?

Zawsze mogę zaśpiewać albo zatańczyć, jak wyobrażam sobie dany fragment utworu. I wtedy dopiero słyszę: "Więc o to Ci chodziło!".

Mija 10 lat od Twojego debiutu. Kim dziś jesteś: autorytetem, gwiazdą z pewną pozycją?

Artystką ciągle poszukującą. Czuję się wolna i niezależna. Mam wytwórnię i świadomość tego, co robię.

Słuchasz tylko siebie?

Każdy muzyk musi mieć kogoś, kto sprowadza go na ziemię, bo inaczej się zatraci. Mój współproducent Michał Przytuła uważa, że artysta powinien mieć menedżera, który co i rusz rzuca mu kłody pod nogi. On sam nie ma oporów, żeby mnie krytykować i tym samym motywować. Zgadzam się z nim, bo wiem, że szczere uwagi pomagają nam utrzymywać poziom artystyczny. Wtedy też łatwiej zachować dystans do swojej pracy.

Na forach internetowych piszą o Tobie "ikona muzyki klubowej". Zgadzasz się z taką etykietką?

Nie przeszkadza mi to, bo na ten tytuł pracowałam przez większość swojego życia zawodowego. Jednakże w tej chwili nie chcę nagrywać kolejnej płyty klubowej. Mam ochotę na zwrot, chcę jeszcze raz zaryzykować...

Dlatego zaczęłaś znowu grać na fortepianie?

Tak to już jest. Najpierw długo szukałam swojego stylu. Kiedy go znalazłam i doprowadziłam do perfekcji, postanowiłam wrócić do początków. Do momentu, kiedy kończyłam Akademię Muzyczną. Ćwiczyłam przecież gamy i pasaże przez całe 17 lat i nagle bardzo mi tego zabrakło. Kilka lat temu kupiłam wreszcie fortepian, o którym marzyłam od dzieciństwa. Zaczęłam przy nim komponować, ale te utwory nie pasują już do stylistyki muzyki klubowej...

Tylko do koncertów akustycznych, gdzie słychać fortepian, akordeon i tak dalej. Z nową płytą "Iluzjon cz. I" wkraczasz trochę na grunt piosenki poetyckiej, bardziej lirycznej.

Nawet jeśli jest to ryzykowne, nie myślę o tym. Moja publiczność do tej pory akceptowała eksperymenty. Ten nowy projekt muzyczny to taki prezent dla niej i dla mnie na 10-lecie kariery. Może potrzebowałam podróży sentymentalnej? W ciągu ostatnich 2 lat zaczęłam często wracać do nagrań, których kiedyś słuchałam: Soyki i Yaniny, Roberty Flack. Zakochałam się w brzmieniu starych instrumentów: wibrafonu, cymbałów wileńskich, organów Hammonda...

Zrobiłaś się sentymentalna!

Zawsze kieruję się emocjami, nie zastanawiam się, czy w tym momencie dobrze na tym wyjdę. Kolega, który na "Iluzjonie" zagrał na akordeonie, podczas pracy w studiu powiedział, że pachnie mu to Przeglądem Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Ktoś inny nazwał mój nowy materiał "kameralnym melodramatem", a jeden z instrumentalistów odmówił nagrań po przesłuchaniu demo, gdyż nie identyfikuje się z moimi tekstami o kobietach upadłych.

Przyznam, że trudno mi sobie Ciebie wyobrazić w czymś takim. Twojej publiczności pewnie też.

Nie zapominaj, że przez dziesięć lat moja publiczność też dojrzała...

I stała się bardziej sentymentalna?

Nie wiem. Na pewno jest otwarta na to, co nowe.

Kiedy przychodzi taki moment, gdy uznajesz: "No tak, nadszedł czas nagrać płytę, wejść do studia"?

Ja bez przerwy nagrywam! Często zastanawiam się, jak odsunąć termin ukazania się płyty i potem wydać podwójny, a później potrójny album. Mogłabym tak w nieskończoność. W tej chwili też już myślę o "Iluzjonie cz. II". Decyduję się na wydanie nowego krążka tylko dlatego, że chcę wreszcie jechać z premierowymi piosenkami w trasę koncertową. Występ przed publicznością jest najważniejszy. Album jest tylko pretekstem do tego, żeby wyjść na scenę.

Czy Twoi bliscy wiedzą, czego powinni unikać, kiedy zaczynasz pracować nad płytą?

Jestem wtedy nieobecna. Zakładam słuchawki i przez większość dnia mnie nie ma. Zamykam się w sobie, żyję w innym świecie. Robię przerwę, by coś ugotować albo wyjść na spacer z psem. Nie jestem uciążliwa... A może nie zdaję sobie z tego sprawy?

Dobrze czujesz się w dzisiejszym show-biznesie?

Staram się trzymać z boku, chociaż chcąc nie chcąc, jestem jego częścią. Ten show-biznes, który widzę ostatnio w telewizji, to nie moja bajka. Zaczynałam w innych czasach i ciągle w nich jestem. Dla mnie wzorem jest postawa Beaty Tyszkiewicz. Nawet jeśli ktoś ją prowokuje, ona tylko się uśmiecha i idzie dalej.

Rozmawiał Maciej Gajewski

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas