Sebastian Stankiewicz: Na marzenia trzeba zapracować
Dzięki roli Filaka w filmie "Pan T." zdobył nagrodę za najlepszą rolę drugoplanową na festiwalu w Gdyni. Ale przede wszystkim Sebastian Stankiewicz przeszedł dzięki tej kreacji z aktorskiej poczekalni do zawodowej ekstraklasy. Po kilkunastu latach grania epizodów wreszcie dostał szansę, by pokazać pełnię talentu. I dobrze ją wykorzystał.
Gdy reżyser Marcin Krzyształowicz był na etapie kompletowania obsady do filmu "Pan T.", żona zabrała go z dziećmi na film familijny "Klub włóczykijów i tajemnice dziadka Hieronima". Stankiewicz grał w nim kolegę głównego bohatera. Krzyształowicz przypomniał sobie o tym aktorze, pasował mu jego wygląd, postanowił więc zaprosić go na casting. Stankiewicz przeczytał scenariusz, był nim zachwycony. W tej opowieści były i dylematy moralne, i proces przemiany, czyli to, o czym marzą aktorzy.
Akcja filmu "Pan T." osadzona jest w Warszawie na początku lat 50. XX w. Tytułowym bohaterem jest uznany pisarz (w tej roli Paweł Wilczak), który mieszka w hotelu dla literatów i zarabia na życie, udzielając korepetycji. Jedną z jego uczennic jest maturzystka, z którą łączy go romans. Pewnego dnia sąsiadem pisarza zostaje pochodzący z prowincji Filak, który chciałby zostać dziennikarzem. Pan T. staje się dla niego mistrzem. Tymczasem władze zaczynają podejrzewać pisarza o plan wysadzenia w powietrze Pałacu Kultury i Nauki, a Urząd Bezpieczeństwa zaczyna go śledzić.
- Filak nie uczy się od Pana T. tego, jak pisać. Uczy się wolności. O ile Pan T. kieruje się przede wszystkim umysłem, Filak podąża za głosem serca. Oni się pięknie we dwójkę dopełniają. Każdy ze wspólnej podróży wynosi coś zupełnie innego - mówi Stankiewicz.
W lepszym zrozumieniu Filaka i ogólnego klimatu filmu pomogła Stankiewiczowi scenografia. - Pokój Filaka był bardzo mały, ale kiedy tylko mogłem, kładłem się na jego wąskiej pryczy i wchodziłem mocno w ten świat, który, mimo że został zrealizowany w czerni, bieli i szarości, jest niezwykle barwny. A na dodatek poetycki, metafizyczny, mówiący, że tak naprawdę jedynym, co czyni nas wolnymi, jest nasza wyobraźnia. Że wolność rodzi się w naszych głowach - opowiada Stankiewicz.
Aktor długo czekał na tak ważną rolę. - Też, tak jak Filak, przyjechałem do Warszawy, by realizować swoje marzenia. Tylko że ja mam świadomość tego, że na marzenia trzeba zapracować. Zagrałem ogromną ilość epizodów, czasami zdarzały mi się role drugoplanowe - zwierza się Stankiewicz. Nagroda za najlepszą rolę drugoplanową w filmie "Pan T.", którą odebrał na festiwalu w Gdyni, jest dopełnieniem jego dotychczasowej pracy. 41-letni aktor z niejednego pieca chleb jadł. Grabił i pielił ogrody, grał w reklamach, był konferansjerem na imprezach, występował w teatrze objazdowym dla nastolatków.
Stankiewicz jest absolwentem PWST we Wrocławiu i filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pięciokrotnie bezskutecznie zdawał na wydziały aktorskie różnych szkół. Dla filmu odkrył go Bodo Kox. To właśnie u niego debiutował w 2007 roku w nagradzanej niezależnej produkcji "Nie panikuj", u boku Marcina Dorocińskiego. Do popularności Stankiewicza przyczynił się m.in. serial "Singielka".