Sukces w pracy, porażka w miłości
Przed laty Beata Tyszkiewicz (72) wybrała niezależność i wolność.
- Oddałam im całą miłość i dlatego nie potrafiłam być dobrą żoną - powiedziała kiedyś, przyznając, że gotowa jest rzucić wszystko, żeby być blisko córek. Moje życie polega na tym, by odgadywać ich marzenia i pomagać je realizować. A miłość? To cudowna choroba, która niestety szybko mija - mówi aktorka.
Małżeństwa niestety mi nie wyszły
Beata Tyszkiewicz trzykrotnie wychodziła za mąż. Była żoną Andrzeja Wajdy (84), Witolda Orzechowskiego (69) i Jacka Padlewskiego (72). Z żadnym mężczyzną nie udało się jej stworzyć długiego i szczęśliwego związku. Aktorka twierdzi wręcz, że jej małżeństwa były porażkami.
- Nigdy nie chciałam mieć męża za wszelką cenę - opowiada. - Jeżeli kobieta jest w stanie zapewnić dzieciom wykształcenie, stworzyć im szczęśliwy dom, to może wybrać wolność. Ja byłam i jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że wszystko, co mam, kupiłam sama. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby małżeństwo trwało, ale nie wyszło...
Trwanie w związku na siłę nie ma sensu
Pani Beata zastanawia się czasem, jak wyglądałoby jej życie, gdyby jednak miała u boku kochającego mężczyznę. Zawsze jednak dochodzi do wniosku, że trwanie w związku "na siłę", unieszczęśliwiłoby ją.
- Znam związki, które trwają, choć małżonkowie są nieszczęśliwi. Ja bym się w takiej sytuacji nie potrafiła się odnaleźć - uważa aktorka.
Gdy wychodziła za mąż po raz pierwszy miała 29 lat. Zakochała się w Andrzeju Wajdzie podczas pracy na planie "Popiołów". Urodziła mu córkę Karolinę. Rozeszli się po pięciu latach.
- Rozstaliśmy się, ale pozostał mi w duszy ciężar tego rozstania - wspomina aktorka.
O swoim drugim małżeństwie z reżyserem Witoldem Orzechowskim, mówi, że było przypadkowe i nieprawdziwe. - "Mieliśmy różne podejście do życia. Któregoś dnia po prostu nie chciałam go już więcej widzieć" - pisze Beata Tyszkiewicz w autobiografii "Nie wszystko na sprzedaż". Drugi rozwód, po którym straciła niemal wszystko, spowodował, że na pewien czas zapomniała o mężczyznach.
Rzuciła się w wir pracy. Niespodziewanie na jej drodze stanął architekt z Francji, Jacek Padlewski. Zdecydowali się na wspólne życie, zamieszkali w Marsylii. Niestety, życie z dala od Polski, gdzie pani Beata była już uznaną gwiazdą, okazało się dla niej nie do zniesienia. Nudziła się bez pracy. Zaczęła wpadać w depresję.
- Zwariowałabym, gdybym wtedy nie urodziła Wiktorii - wzdycha.
Samotność wcale jej nie przeraża
Dziś Beata Tyszkiewicz twierdzi, że nigdy nie bała się samotności. Zawsze może liczyć na córki. Nawet gdy wieczorem wraca do pustego domu nie żałuje, że postanowiła żyć bez mężczyzny. Czasem tylko brakuje jej kogoś, kto przytuliłby ją, pocałował na dobranoc. Kogoś, kto oprócz córek po prostu by ją kochał.
AS