Wilki: ogień jest mi bliski

Wilki to bez wątpienia jeden z najpopularniejszych polskich zespołów. Na początku lat 90. Polskę ogarnęła istna "wilkomania", a pochodząca z debiutanckiej płyty zespołu piosenka "Son Of The Blue Sky" stała się jednym z polskich przebojów wszech czasów.

fot./ Tomek Piekarski
fot./ Tomek PiekarskiMWMedia

Robert Gawliński, lider Wilków, i Marcin Ciempiel, basista zespołu, w rozmowie z Pawłem Amarowiczem opowiedzieli m.in. o stresie związanym z nagrywaniem nowej płyty, o braku weny, "eksperymentach" wokalnych i planach na grupy przyszłość.

Wasza poprzednia płyta osiągnęła ogromny sukces, sprzedając się w nakładzie ponad 100 tysięcy egzemplarzy. Czy pracując nad "Watrą" czuliście presję powtórzenia tego sukcesu? Album pierwotnie miał ukazać się jeszcze w maju.

Robert: Zawsze się czuje presję, zwłaszcza po jakimś sukcesie komercyjnym. Natomiast nie chciałem powtarzać takiej piosenki jak "Baśka" i pisać "Baśkę 2". Zrobiliśmy to, co każdy dobry zespół powinien robić, czyli grać muzykę, która się podoba wszystkim... w zespole.

Album pierwotnie rzeczywiście miał się ukazać na wiosnę, ale nie zdążyłem napisać wszystkich tekstów. Mieliśmy w ogóle inne plany, gdyż początkowo miał to być album dwupłytowy. Ale w konfrontacji z rzeczywistością zostały one zweryfikowane.

Czy "Bohema" to był wasz pierwszy wybór na singla? Na płycie znajduje się jeszcze kilka potencjalnych przebojów, jak choćby "Fajnie, że jesteś", "Przepraszam Cię" czy "Niech mówi serce".

Robert: Ten singel jest dobry po prostu. Wpływ na jego wybór mieli po trochę wszyscy. Gdy pisałem tę piosenkę, to wydawało mi się, że to będzie singel. To powstaje fazowo. Przynieśliśmy do radia RMF FM trzy piosenki-kandydatki na single. I oni również powiedzieli, że ta piosenka im się najbardziej podoba. Tak więc wybór był wspólny.

Album ma bardziej zespołowy charakter niż w przeszłości. Co o tym zadecydowało?

Robert: Ta płyta, tak samo jak poprzednia, jest płytą zespołu Wilki. A jest bardziej zespołowa z tego względu, że pograliśmy już z sobą trochę koncertów, pobyliśmy z sobą. Poprzednia płyta była takim "comebackiem". Po iluś tam latach spotkali się ludzie z różnych światów, z różnych środowisk. Wypadkowa musiała być taka, że każdy trochę ciągnął w swoją stronę i dopiero po jakimś czasie wszystko się ułożyło.

Marcin: No i mamy własną salę prób. Możemy więcej razem ćwiczyć.

Robert: Poza tym nagraliśmy więcej piosenek na tę płytę i wybraliśmy te, które do siebie pasują. Na tym albumie nie ma takich nagrań, które są kompletnie z innej bajki.

więcej >>

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas