Wiolonczela zamiast piłki
Właśnie wrócił do fryzury... z dzieciństwa. Tylko SHOW opowiada, dlaczego nie uprawiał sporu i palił papierosy.
"Choć z zawodu był prawnikiem, to właśnie on zaraził mnie miłością do muzyki. Był melomanem, grał amatorsko na skrzypcach i pianinie" - uśmiecha się do swoich wspomnień Piotr. "Dziś już nie mam czasu ani siły na takie słuchanie muzyki dla przyjemności. Szkoda! Po całym dniu pracy staram się odpoczywać od dźwięków" - tłumaczy.
"Tata bardzo mi imponował. Czasem zabierał mnie na lotnisko wojskowe na Bemowie, gdzie mogłem wchodzić do kokpitów rosyjskich dwupłatowych kukuruźników An-2". Niestety, ma niewiele wspomnień związanych z ojcem, jego rodzice rozstali się gdy miał 12 lat. Dobry kontakt nawiązał z ojczymem.
W jego wspomnieniach często powraca taki obraz: stoi przed publicznością. Ma wtedy siedem, może osiem lat. Gra na wiolonczeli. Ręka drży, smyczek drży. Trzeba opanować strach. "W szkole muzycznej dziecko od samego początku narażone jest na rywalizację, zupełnie jak w świecie dorosłych. Dlatego w tym zawodzie przetrwają tylko nieliczni" - mówi z perspektywy czasu. "Trzeba mieć predyspozycje nie tylko muzyczne, ale także psychiczne".
Był pulchnym dzieckiem, ale nie bardzo się tym przejmował. "W szkole muzycznej, nawet jak się było grubym, na szacunek kolegów można było zasłużyć poprzez sukcesy na scenie" - opowiada.
Czy były to czasy młodzieńczych szaleństw i imprez do białego rana? "Nieeee. Może nudziarz ze mnie, ale nie byłem z tych, co pozwoliłby na demolkę" - mówi. Przede wszystkim szanował swoją kolekcję płyt, instrumentów i sprzęt, bo na komputer Atari czy wzmacniacze zarobił sam.
Nie był jednak chodzącym ideałem - od siedemnastego roku życia popalał papierosy. Szybko zrobiła się z tego paczka dziennie. "Muzycy żyją w stresie, a do tego są ludźmi wrażliwymi i podatnymi na używki. Dziś wiem, że to był rodzaj emocjonalnej luki, którą zapełnia papieros" - mówi. Inne szaleństwa? Piotr uśmiecha się: "Często kierowałem się impulsem. Myślę, że to nawet dobrze. Kiedy zakochałem się w Agacie, wykonałem taką liczbę kursów między Wrocławiem i Warszawą, że nie sposób tego policzyć" - opowiada.
Na pytanie, za co najbardziej jest wdzięczny swojej rodzinie, mówi: "Za muzykę, reszta była normalna". Pierwsze wakacje w demoludach? Ciuchy kupione na giełdzie na Skrze? Cukierki z Pewexu? Domowe obiady? Piotr uśmiecha się i mówi: "Domowe obiady cenię. Ale dla mnie nie to wszystko jest najważniejsze. Dziś mogę z żoną i córeczką iść na pizzę. Dla mnie najcenniejsza w rodzinie jest miłość".
Iwona Zgliczyńska
Nowy większy SHOW - elegancki magazyn o gwiazdach! Jeszcze więcej stron, więcej gwiazd i tematów!