Wojciech Modest Amaro: Tajemnice mistrza
Jakie jest jego prawdziwe nazwisko? Ile miał żon? Jaką cenę zapłacił za sukces? Badamy sekrety Wojciecha Amaro.
W telewizyjnej kuchni rzuca rybą, klnie jak szewc, krzyczy "wynocha" do młodej dziewczyny, doprowadzając ją do łez. Potem popycha chłopaka, wkładając mu w ręce dwa talerze z niedosmażonym mięsem i cedzi przez zęby: "Nawpierniczaj się". Wojciech Modest Amaro (42) dał się już poznać jako bezwzględny szef kuchni, ale także jako romantyk, który całuje żonę na wizji, a w wywiadach mówi: "Zakochany zalewam ją uczuciami, komplementując, że kocham. Kupuję drogie prezenty i porywam na koniec świata". To intryguje i budzi ciekawość.
Jaki jest naprawdę kulinarny guru, zdobywca jedynej w Polsce gwiazdki Michelin? - Powściągliwy, bardzo serio, nie ulega emocjom, ale to alchemik i geniusz - twierdzi Maciej Nowak, kolega z jury "Top Chefa". - Zamknięty w sobie. To taki człowiek, który nie nawiązuje łatwo znajomości i do którego trudno dotrzeć - mówi znany warszawski kucharz Kurt Scheller. - Dumny, z ogromnym poczuciem własnej wartości - twierdzi Magda Gessler. - Oryginalny i zagadkowy - komentuje Jacek Grochowina, szef kuchni w restauracji Nolita, który przed laty pracował z Wojciechem. Koledzy z branży są jednak oszczędni w słowach. Dlaczego? - Większość uczniów dziś naśladuje jego styl albo zazdrości mu słynnej gwiazdki. Wielu zerwało z nim kontakty, część pokłóciła się albo zwyczajnie się go boi - słyszymy. Gwiazda "Top Chefa" i "Hell’s Kitchen" ma dziś niekwestionowaną pozycję. Wszyscy zgodnie przyznają, że ciężko na nią pracował.
- Wojtek jest bardzo inteligentny i sprytnie konstruuje swoją karierę - mówi Maciej Nowak. - lepszych polskich restauracjach. Jak myślicie, kto jest na pierwszym miejscu? "A"jak Amaro, oczywiście. To daje przewagę, bo komu będzie się chciało dojść do litery "Z"! - śmieje się Nowak. Warszawska restauracja Atelier Amaro jest bezsprzecznie jedną z najlepszych w Polsce, a sukces rodzi zazdrość. Tym bardziej że Amaro mówi wprost: "W tym momencie nie widzę dla siebie konkurencji". Niektórzy znajomi sprzed lat wypominają mu więc... zmianę nazwiska. Pamiętają go bowiem jako Wojtka Basiurę. Mistrz tłumaczy, że nie ma w tym żadnej filozofii, bo nazwisko to przyjął od żony. W jednym z wywiadów tłumaczył z kolei, że jego rodzina ma hiszpańskie korzenie.
Amaro nie lubi wracać do przeszłości. Rozmówcy SHOW przyznają anonimowo, że jego sytuacja życiowa bywała bardzo skomplikowana. - Naliczyłem, że teraz ma trzecią żonę. Od jednej podobno wziął nazwisko Amaro - mówi współpracujący kiedyś z Wojtkiem kucharz. Próbowaliśmy wyjaśnić tę kwestię z Agnieszką Amaro, która jednocześnie jest menedżerką swojego męża. - To zamknięty rozdział - usłyszeliśmy. Trudno się dziwić - państwo Amaro tworzą razem w mediach parę idealną. Opowiadają o wielkiej miłości, wspólnych podróżach, wychowywaniu trójki dzieci (o najstarszej, 15-letniej Zuzannie, mówi: "Za rok, dwa wyślę ją do Paryża na staż do Pierre’a Hermé, najlepszego cukiernika na świecie"). Kolegów po fachu nie dziwi jednak fakt, że poprzednie związki Amaro się rozpadły. Tłumaczą SHOW, że jeśli ktoś chce w tej branży zrobić prawdziwą karierę, musi być gotów do pracy pod presją czasem nawet po 30 godzin bez snu przed wielkim bankietem. Wojciech potwierdza, że życie osobiste często było u niego na drugim planie. - Razem z żoną pracowaliśmy tak ciężko, że czasem świata poza kuchnią nie było - mówił. Podobno zdarzało się, że starsza córka chodziła na zebrania do szkoły do młodszej.
Dziś szef "Piekielnej kuchni" ma opinię twardziela. Wielu dziwi się jednak, że Wojciech przyjął rolę "zamordysty" w telewizyjnym programie. Mówią, że naśladuje psychopatycznego Gordona Ramsaya. Ale taki przecież jest format tego show. Podobno Amaro tłumaczy znajomym, że nie czuje się źle w tej roli. Opowiada, że wraca teraz do emocji sprzed lat, bo taki kiedyś był: wybuchowy i emocjonalny. Kurt Scheller przypomina sobie, że dwanaście lat temu przyszedł do niego młody mężczyzna i pytał o pracę. - Akurat zatrudniłem kogoś, więc nie mogłem go przyjąć. Ale przeczytałem jego CV i wyglądało ciekawie. Widać było, że Wojtek jest bardzo zdeterminowany.Pamiętałem o nim i jakiś czas później pomogłem mu znaleźć pracę - mówi.
Amaro już wtedy lubił obracać się w gronie ludzi zamożnych, związanych z show-biznesem. Chętnie gotował na prywatnych przyjęciach w domach wpływowych biznesmenów, którzy lubili popisać się snobistyczną kuchnią. Marek Kondrat poznał go na kolacji u Jana Wejcherta (biznesmena, nieżyjącego już współtwórcy firmy ITI - przyp. red.). Z kolei Magda Gessler pamięta Amaro sprzed lat jako szefa restauracji Amber Room, gdzie jadały elity świata finansów i polityki. - On robił coś absolutnie nowego, to była kuchnia molekularna, bardzo awangardowa, nie wszystkim się podobała. Klientom trudno to było zaakceptować, ale on obstawał przy swoim, pracował jak naukowiec, alchemik - mówi. O mistrzu opowiada też Robert Skubisz, który trafił pod jego skrzydła: - Wojtek sprowadzał produkty, o jakich mogliśmy w Polsce tylko pomarzyć: passiflorę, marchewkę truflową, świeże zioła. Znam też jego bardzo ludzką twarz. Potrafił wyjąć z kieszeni pieniądze, kiedy któryś z kucharzy żalił się, że nie starcza mu do pierwszego. Jego odejście z prestiżowego Amber Roomu zaskoczyło wszystkich.
Ale Amaro wiedział, że musi zaryzykować. Że tylko we własnej restauracji, pracując według swoich standardów, zyska szansę na gwiazdkę Michelin. Było warto. Gdy ją otrzymał, płakał jak dziecko. A łzy u Amaro... to wielka rzadkość.
Iwona Zgliczyńska, Justyna Kasprzak