Zofia Czerwińska: Bez niej polskie komedie nie byłyby takie zabawne

Nigdy nie dostała dużej roli filmowej, lecz w komediowych epizodach grała tak, że zapamiętała ją cała Polska. W życiu też uwielbiała żarty, chociaż często wcale nie było jej do śmiechu.

Zofia Czerwińska w "Dzień Dobry TVN", 2010 rok
Zofia Czerwińska w "Dzień Dobry TVN", 2010 rokDiana DominEast News

Nie broniła się przed etykietką aktorki drugoplanowej, choć wiedziała, ile potrafi.

W młodości nawet drobne role trudno jej było zdobyć. Amantki grały piękniejsze aktorki, a dla tych charakterystycznych, jak ona, zostawały "ogony". I trzeba było jej talentu, by zabłysnąć  w takiej małej rólce.

Najważniejsze zdania na ekranie

Dawno, dawno temu role wypraszałam w SPATiF-ie, bankietując z reżyserami. Może dlatego grałam głównie barmanki - dowcipkowała jako starsza pani.

Nieraz powtarzała też, że popularność zawdzięcza tak naprawdę trzem zdaniom, które wypowiedziała na ekranie: " Może herbatki, panie inżynierze?" - jako kreślarka na budowie w "Czterdziestolatku", "Prawe oczko misia Rysia i lewe oczko misia Rysia" - jako kandydatka na żonę Ochódzkiego w "Misiu" - i słynne: "Jak ktoś całe życie mieszkał  w mieście, to się za Chiny do wiochy nie przyzwyczai" - jako Balcerkowa w serialu "Alternatywy 4".

Dziewczynka  z dobrego domu

Jej ojciec, lekarz, miał przed wojną prywatną klinikę, dziewięciopokojowe mieszkanie  i czworo służby. Rodziców nawet w czasie okupacji było stać na zatrudnienie guwernantki dla jedynaczki.

Zofia Czerwińska i jej ukochany pies, Dżek
Zofia Czerwińska i jej ukochany pies, DżekTomasz Radzik/Agencja SEEast News

"Byłam rozkapryszoną pannicą, której niczego nie brakowało" - wspominała po latach. Wszystko zmieniło się z wybuchem powstania warszawskiego. Traf chciał, że tego dnia mama i tata wyjechali za miasto i nie udało się im już po nią wrócić.

Osamotniona jedenastoletnia Zosia przetrwała jednak ciężkie walki i zagładę miasta. Szczęśliwie ojciec znalazł ją potem w obozie przejściowym dla cywilów w Pruszkowie i ledwie poznał, bo... osiwiała w wyniku tak ciężkich, przerażających przeżyć.

W dodatku połamała sobie przedni ząb na kawałku suchego chleba. Udało mu się ją wyciągnąć, w przeciwnym razie pojechałaby z innymi do obozu koncentracyjnego.

- Zaczęłam powstanie jako wypieszczone dziecko, skończyłam jako człowiek, który widział wszystko: śmierć, okrucieństwo. Który już wie czym jest dobro, a czym zło  - opowiadała.

Nie mogła zostać mamą

Dwukrotnie wychodziła za mąż, lecz nigdy nie została matką. W latach 50. zaszła w ciążę, ale pojawiły się powikłania. W czasie operacji chirurdzy wycięli jej oba jajowody. Wątpiła potem, czy było to konieczne.

Sądziła, że w dzisiejszych czasach jeden by zostawiono, ale wtedy nikt o tym nie pomyślał. Przez całe życie cierpiała z powodu braku dzieci.

- Uśmiecham się, żartuję. To jest na zewnątrz. Maska. Taki przybrałam sposób bycia. Ale w środku mnie: wielki dramat  - zwierzała się w jednym  z wywiadów.

Zofia Czerwińska i Mariusz Szczygieł przyjaźnili się od wielu lat
Zofia Czerwińska i Mariusz Szczygieł przyjaźnili się od wielu latAdam Jankowski/REPORTEREast News

Przelała miłość na zwierzęta

W czasie wojny ocalił ją pies, którego ojciec przygarnął  z ulicy. Zwierzak reagował tylko na komendy po niemiecku, mimo to przywiązał się do polskich państwa. Gdy go wyprowadzała w czasie powstania, pierwszy usłyszał świst nadlatującej kuli, przewrócił Zosię i przykrył własnym ciałem. Trudno się dziwić, że tak bardzo lubiła potem psy.

Najukochańszy to miniaturowy sznaucer Dżek, z którym zagrała w dwóch serialach i filmie "Wojna żeńsko-męska". Na promenadzie w Międzyzdrojach razem odcisnęli  - ona rękę, a on - łapę.  Po nim przyjęła pod swój dach yorka Zenka, który przeżył swoją panią.

Lubiła, kiedy coś się działo

Pod koniec życia cierpiała na bardzo silne bóle kręgosłupa. Mimo to starała się być aktywna: grała w serialach "Pierwsza miłość" i "Świat według Kiepskich". - Na planie nie odczuwam bólu. Inaczej rozkładam siły niż w domu - mówiła.

Dopóki mogła, była kierowcą własnego samochodu, jako seniorka nauczyła się też posługiwać smartfonem. Nie znosiła nudy, spokoju. Przez cały dzień w jej mieszkaniu grał telewizor. Nocami buszowała w internecie albo konwersowała przez telefon z przyjacielem, reportażystą Mariuszem Szczygłem.

Umarła 13 marca 2019 r. po operacji kręgosłupa, na którą się zdecydowała, wiedząc, że może jej nie przeżyć. Przed śmiercią poprosiła, by jej prochy pochować w różowej urnie, bo - jak mówiła  - w różowym jej do twarzy. 

Tina
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas