Zula Pogorzelska: Pierwsza skandalistka
Choć nie miała urody Poli Negri, kochała się w niej cała Warszawa. Odważna i pewna siebie diwa wywoływała kontrowersje, śmiało eksponując swoją seksualność.

Królowa polskich scen kabaretowych tak pilnie strzegła swego życia prywatnego, że do dziś trudno ustalić prawdziwą datę jej urodzenia. Wiadomo, że Zula Pogorzelska przyszła na świat na Krymie w rodzinie wziętego lekarza Andrzeja Pogorzelskiego. Zofia, bo takie było jej prawdziwe imię, na scenie debiutowała już w wieku szesnastu lat.
Miłością do estrady zaraziła ją matka Emilia, niedoszła aktorka, która latami bezskutecznie marzyła o wielkiej karierze. Nastolatka odebrała gruntowne wykształcenie z zakresu śpiewu, deklamacji i ruchu scenicznego. Śpiewała w chórze parafialnym, grała w amatorskich teatrzykach, aż przyszedł czas na jej prawdziwe narodziny jako artystki.
Wymyśliła sobie pseudonim "Zula Patory" i ruszyła w tournée po Kaukazie. Młodziutka artystka śpiewająca sopranem zachwyciła publiczność. Podczas pierwszej wojny światowej dotarła z występami nawet do Moskwy. Wkrótce rozpoczęła występy w rosyjskich kabaretach, które w tamtym czasie przeżywały wielki rozkwit. Nie porzuciła jednak marzeń o byciu diwą.
Gdy w 1919 roku przybyła do Warszawy, miała jeden cel - zrobić wielką karierę operową. Na początek zatrudniła się w teatrze Bagatela. Jednak gdy już usłyszała o niej cała Warszawa, Zulę spotkała wielka tragedia. Podczas operacji gardła lekarz przez nieuwagę uszkodził jej struny głosowe. W jednej chwili jej marzenia o karierze operowej legły w gruzach, bo zamiast sopranem, mogła śpiewać wyłącznie niskim, zachrypniętym głosem.
Paradoksalnie to on stał się dla niej przepustką do wielkiej kariery i pozwolił na sukcesy w wodewilu. "Głos wiedeńskiego fiakra", wychwalał Zulę Tadeusz Boy-Żeleński. Jeszcze w Bagateli artystkę dostrzegł Jerzy Boczkowski, współzałożyciel kabaretu Qui Pro Quo. Zaproponował jej występy i Zula przyjęła ofertę, choć w kabarecie długo szukała pomysłu na siebie. Dopiero przyjaciel Konrad Tom zasugerował jej, by swój sceniczny styl oparła na parodiowaniu innych. To był strzał w dziesiątkę.
Miano skandalistki zyskała, gdy zaśpiewała piosenkę "Ja się boję sama spać!". Był 1921 rok, Pogorzelska odeszła już z Qui Pro Quo i zatrudniła się w teatrze Perskie Oko. Po głośnym występie z miejsca stała się ulubienicą stołecznej publiki. Często porównywano ją do francuskiej pieśniarki Mistinguett, dodając jednocześnie, że Polka jest od niej znacznie lepsza. Krytycy nazywali ją "zjawiskiem".
Wyjątkowy duet sceniczny stworzyła z Eugeniuszem Bodo, z którym ponoć połączył ją też płomienny romans. Jak było naprawdę, wiedzieli tylko oni. Wielu twierdzi, że związek z Bodo był udawany i przeznaczony głównie dla kolorowych pism. Ponoć Zula liczyła, że romans z wielkim amantem przyniesie jej jeszcze większy rozgłos.
Z archiwalnych dokumentów wynika, że w tym samym czasie, kiedy prasa rozpisywała się o uczuciu Bodo i Pogorzelskiej, rodziła się jej relacja z Konradem Tomem. Warszawiacy dowcipkowali nawet, że Zula jest najmniej oczytaną aktorką, bo... posiada tylko jeden tom. Był romans czy nie, ona i Bodo przez wiele lat pozostawali w przyjacielskich stosunkach. I nawet jeśli nie kochał jej legendarny amant, to kochali się w niej wszyscy inni warszawiacy.
Aktorka nigdy nie słynęła z posągowej urody, ale jej osławiony seksapil rozpalał zmysły mężczyzn. Zakochani w niej panowie tłumnie przychodzili na występy, a nocami w barach i restauracjach raz po raz rozbrzmiewały słowa legendarnej już przyśpiewki: "Chcę mieć dziecko z Pogorzelską". Zula zdawała sobie sprawę ze swoich atutów. Z rozkoszą też wywoływała kolejne skandale. Jak w 1926 roku, kiedy w rewii "Pod sukienką" jako pierwsza w Polsce zaprezentowała charlestona. Albo gdy wykonała tango "Mały gigolo" z ubranym w smoking manekinem o jaskrawo umalowanych ustach. W tamtych czasach takie odwrócenie społecznych ról zakrawało na obyczajową prowokację.
Do historii przeszły też jej sławne stroje sceniczne śmiało eksponujące wdzięki artystki... Gdy schodziła ze sceny, przestawała być skandalistką i prowokatorką. Prywatnie Pogorzelska była niezwykle ciepłą i serdeczną kobietą. Poza sceną szukała tego, co większość dziewczyn w jej wieku - prawdziwej miłości. Tak jak plotkowano, odnalazła ją u boku przyjaciela, aktora, scenarzysty i konferansjera, Konrada Toma.
Zarówno on jak też liczni przyjaciele długo namawiali Pogorzelską, by przyjęła którąś z licznych propozycji filmowych. W końcu się zgodziła, nigdy jednak nie miała serca do filmu. Czuła się aktorką teatralną. Film, choć bardziej dochodowy, był dla niej zajęciem pobocznym. W 1926 roku zagrała w pierwszej produkcji "Gorączka złotego". Przez kolejne lata wystąpiła jeszcze w ośmiu filmach, ale nie zależało jej by wcielać się w postaci pierwszoplanowe. Zdarzało jej się grać drugo-, a nawet trzecioplanowe role, np. służącej czy kierowniczki zakładu dla sierot. Mawiała, że swój talent woli prezentować na scenie.
W 1933 roku podupadła na zdrowiu. Przez złe samopoczucie musiała odwołać występy w teatrze Cyganeria. Dziś podejrzewa się, że padła ofiarą jamistości rdzenia kręgowego. Wkrótce razem z mężem wyjechała z kraju do renomowanej wileńskiej kliniki. Niestety, choroba pokonała Pogorzelską. Aktorka zmarła w wileńskim szpitalu 10 lutego 1936 roku. Pochowano ją na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Justyna Kasprzak
