Samotność

Daremne zgłębianie istoty smutku

article cover
INTERIA.PL

- Rzeka nie cofa biegu, a orzeł nie leci do tyłu.

Klepała mnie po plecach i już spokojnie mówiła, jakby zapominając, że na ramieniu siedzi jej kat:

- Kochany przyjacielu, szanujmy nasze ślady. Bo tylko one świadczą, że przeszło jakieś życie.

Ale nie czuła się dobrze w realnym świecie. Jej dusza nie mieściła się w banale i pospolitości. Umykała w krainę absurdu, nonsensu i przewrotności. Może w ten sposób broniła się przed napadami gorączki. Odpędzała wysłanników obłędu szyderczą miną. Ubierała się w surrealistyczny kostium i zanurzała bezpowrotnie w sarkastycznym śmiechu i pełnej goryczy kpinie. Bezcielesną ciemność świata przebijała jak bańkę mydlaną szpilami gorzkiego chichotu, które wbijała w każdego, kto się jej po drodze napatoczył, z bezlitosną i rozpaczliwą determinacją. A potem rzucała na mnie krótkie spojrzenia, pełne zakłopotania, jakby uprzedzając i odpierając zawczasu wszelkie moje zarzuty.

Eliza Busztok nie rezygnowała z życia. Rozciągała swoje nitki babiego lata i upiornej wegetacji po wszystkich pokojach, korytarzach i wzdłuż chodników. Poruszała się wolno, uśmiechając się szyderczo i tajemniczo, ślepa na jedno oko, kulawa, ze sztucznym ramieniem i zdrewniałymi biodrami, wciąż malejąca i malejąca, pogrążająca się w nicości.

Upoważniła mnie, bym w urzędach wszystko za nią pozałatwiał, bo, jak mi powiedziała, nie będzie patrzyła na te owrzodzone, stare karakony, których prymitywne i brudne łapska wyciągają się tylko po łapówki, a jej honor i duma rodowa nie pozwalają na bezczeszczenie pamięci pokoleń historycznych przodków.

- Jestem arystokratką! - Dumnie wypinała pierś.- Ostatnim symbolem świata, który miał styl i klasę. I wiedział, co znaczy godność i honor - ściszała głos i poważnie się we mnie wpatrywała. Przez dłuższą chwilę milczała i z obrzydzeniem dodawała: - Teraz, mój drogi, to sama hołota, motłoch, tałatajstwo i barbarzyńcy. Tak, kochany panie. Nie ma już arystokracji ducha. Nie ma stanów wyższych. Nie ma godności, dumy i powagi. Wszystko psieje, kochany panie, marnieje i gubi się w kiczu, banale i pospolitości. I zanurza w prostactwie i prymitywizmie. Spójrz tylko dokoła siebie. Co za chamstwo i zwulgarnienie. A jak się to tałatajstwo rozpycha?! Jak się panoszy?! Hołota, mój drogi, rządzi dziś nami. Szpagatowa inteligencja. Półgłówki. Słowa nie wydusi z siebie poprawnie, tylko sepleni i bełkocze, a bierze się do sterowania państwem. Bez fantazji i lotnego umysłu. Gorycz, mój drogi, tylko gorycz. W takim świecie nie można godnie żyć.

Zamilkła na długie minuty, jakby mnie przy niej nie było. A gdy ocknęła się i zobaczyła, że nadal sterczę, rzekła zmienionym głosem:

- Ty, skarbeuszu - przemawiała już tonem matki, czułej opiekunki - idź do nich i odgryź im tę wyciągniętą po zbrodnię łapę.

I chichotała, a piana wstępowała jej na usta. Podawałem jej chusteczkę, a ona na mnie patrzyła bezprzedmiotowo, jakby chciała powiedzieć:

- To jeszcze nie koniec, złota purchawko.

Nazywała mnie coraz czulej, rozpieszczając moje ucho, w końcu sprzedając mi, czego przecież nie musiała robić, mieszkanie, i kryjąc pieniądze pod poduszkę.

Zdaje się, że ułożyła sobie dokładny i misternie uszyty złotymi nićmi plan odejścia, z całą świadomością dopasowując go do dnia rozstania ze światem, pozbywając się także ostatnich materialnych akcesoriów spadkowych.

Coraz bardziej byłem przekonany, że uczestniczę w jakimś monstrualnym i absurdalnym programie negowania i wyszydzania w świecie wszystkiego, co wydawało się realne i naznaczone jakimś sensem. Wysyłała do świata listy, do których przyklejała zatrute znaczki.

Czyżby i siebie pragnęła naznaczyć skazą oszalałej epoki? - zadawałem w skrytości ducha naiwne pytanie.

- Daremnie zgłębiasz istotę smutku - szeptały wargi nocy.

A gdy kierowałem wzrok na Elizę Busztok, odzywała się, patrząc na stosik banknotów:

- I z nimi trzeba się podzielić - charczała niskim, przeżartym alkoholem głosem i wskazywała na niewidzialne istoty, które wraz z nią zamieszkiwały rozliczne kąty, szpary i skrytki jej domu.

- To kniahini Józefina! - Pokazywała oplecione pajęczyną ciemne wgłębienie w przedpokoju. - Najstarsza z rodu. Czarna jaskółka urody! Gwiazda Północy!- Rozkładała szeroko ramiona, pragnąc ulecieć na wysoką skałę.

- A to hrabina Bianka! - Wyciągała spod tapczanu chudą, długą ręką lalkę bez brwi, rzęs i obu nóg. - Cudowna tancerka na cesarskim dworze! - Zakrywała dłonią usta, żeby nie spłoszyć ducha monarchii. - A tamten sokół - wyodrębniała resztkami wzroku zaciek na suficie - to szarmancki hrabia Fryderyk. - Trzymała mnie na uwięzi białych, nieobecnych i pustych oczu, jakby powiadając: - Nie mogę, skarbeuszku, nawet porządnie na ciebie spojrzeć, choroba mi źrenicę wyżarła i teraz wyjada od środka patrzenie. - Ale szybko się skoncentrowała i patrząc tam, gdzie dostrzegła liszaj na suficie, wyszeptała:

- A to moja kuzynka Bietka. Kochanka cesarza! Zostawię ci ją! Szelma i rozpustnica. Zaspokoi twoje wszystkie żądze! - Chytrze się uśmiechnęła. - Ma pieprzyk na łonie - szepnęła. - Zna francuską miłość i ma włoski temperament. Diablica! - Z udawaną zgrozą spojrzała mi głęboko w oczy. - Ale dbaj o nią i krótko trzymaj.

Przywołała mnie palcem i konfidencjonalnie oznajmiła:

- Miej na względzie jej perwersje. Uwielbia szatańskie figle! Wiesz, te różne figury, style, rodzaje?

Zamroczony i chwiejąc się, pożegnałem ją tego wieczoru z uczuciem żalu i beznadziei, rzucając ostatnie spojrzenie na jej blade dłonie. Zimne, długie palce zesztywniały i zawisły w próżni. Wydała się malutka i cienka. Nadal zanikała, wyparowywała wraz z alkoholem przez skórę. Może dlatego unosiły się nad jej coraz mniejszą głową koliste, sine aureole spirytusu, które rwącymi smugami odpływały ku umierającym gwiazdom.

A więc i ona przesączała się przez pory skóry i znikała w rozrzedzonym powietrzu lata.

- Wróć - gwałtownie krzyknęła. - Jeszcze nie odchodź - desperacko zawyła. - Zanim tamci przyjdą po mnie. - Wskazała nieokreślony kierunek. - Pozostań chwilę.

Czarne gwiazdy i pył kosmiczny przykleiły się do szyby i zastygły, jako niemi świadkowie rozgrywającego się w samotności dramatu istnienia. Letargiczny uśmiech na jej twarzy nie mógł mnie zmylić. Nadal czuwała, choć wychudzona, płaska i zmizerowana, patrząc na mnie kataleptycznym wzrokiem.

Pozostałem, bezsensownie wpatrując się w jej pokrętną agonię.

Jednak myliłem się.

Eliza Busztok nie do końca umierała na moich oczach, choć, jak wyznałem, wysączała się powoli i metodycznie, skraplając się coraz szybciej. Ponieważ poczęła się dusić, wezwałem karetkę pogotowia, która ją zabrała do szpitala, ale jakimś cudem następnego dnia staruszka powróciła do swojego domu, sztucznie podniecona, z wymuszonym uśmiechem przebaczenia. Wezwała mnie natychmiast, a gdy ją odwiedziłem, przywitała w półmroku zdławioną i podłą ciszą. Wychwyciłem idące z kąta żarliwe, świecące chorym blaskiem spojrzenie. Odezwała się:

- Musiałam cię wezwać. Oni na ciebie czekają.- Wskazała próżnię, lalkę bez nóg i dwie plamy na suficie.

A ja się zastanawiałem, czy wtedy, gdy ona umrze, a ja już zamieszkam w tym domu, czy nadal pozostaną ze mną hrabiowie, baronówny, książęta i cały ród Elizy Busztok wraz z jej fobiami, widziadłami i nieszczęściami.

- Wszystko zostanie, skarbeuszku, wszystko - wysepleniła, czytając w moich myślach, i zażądała, bym podał jej szklankę wódki.

Już nie ukrywała przede mną swojego nałogu i przestała się mnie krępować. Zdana na pastwę losu, kierowała się intuicją, gapiąc się w samotności na dalekie, uciekające w nieskończoność, ciemne galaktyki. I gdy teraz wzbraniałem się przed tą drobną usługą podania szklanki alkoholu, sama pokuśtykała do parapetu i wlała sobie z butelki prosto do gardła.

- Nie wolno - bąknąłem, ratując w sobie resztki otępiałego człowieczeństwa. - Nie wolno pani pić - powiedziałem. - Taki łyk, to pewna śmierć.

Szyderczo się zaśmiała.

- Śmierć? - Zastygła przy parapecie. - Czym jest śmierć? - Patrzyła na mnie poważnie. - Nie ma, skarbeuszku, śmierci. To tylko złudzenie. - Spojrzała w odmęty atramentowej nocy. Zdumiało mnie, że wyraża się z taką jasnością myśli. Zupełnie jakby istnienie przed swoim upadkiem gromadziło ostatnie zapasy mądrości, klarowności sądów, głębi doznań i kategorycznie żądało, by je ujawnić.

- Życie, skarbeuszku - zawiesiła strzępy głosu. - Oto hrabiowie, baronowie, wielkie rody... - zamilkła. - I cóż? - Bezradnie rozłożyła ramiona. - Epoka barbarzyńców zamknęła nad światem ciężkie powieki. - Zadrżała i głębokim, wibrującym głosem ciągnęła dalej. - Upomniała się o nich wieczność. - Z roztargnieniem ogarnęła spłowiałym wzrokiem całe dobra rodu, zniszczoną lalkę z pustymi oczami, zacieki na suficie, szczelinę w ścianie, plamy na podłodze, jakiś włosek, pył.

- Śmierć to wieczność, skarbeuszku. I nie ma się czego bać. Czy pijesz wódkę, czy wisisz na ścianie, wszystko jedno. - Spojrzała resztkami zetlałego wzroku na wyimaginowany portret jednego z antenatów i parsknęła śmiechem.

Ciemny liszaj trawiony nudą i bezczynnością patrzył na nas ze ściany wzrokiem bazyliszka, jakby mówiąc:

- Oto i cała wasza wiedza o świecie, gdy trzeba mówić o śmierci.

A Eliza Busztok, nie poddając się przewrotnej manipulacji cieni pełzających po kątach, które odgrywały jakiś paskudny teatr wspomnień, oznajmiła:

- Jaka różnica? - przemawiały przez nią gorycz, sarkazm i ból.

- Ależ, pani Elizo - powiedziałem, nie bardzo wiedząc, do czego zmierzam. - Pani może jeszcze długo żyć - skłamałem podle.

Zaskrzypiała, usiłując zachichotać. Nie chciała być sama. Zatrzymywała mnie pospiesznie i nerwowo, ponieważ miesiące zażyłości zrobiły swoje. I tak jak ja przyzwyczaiłem się do niej, tak i ona do mnie. Ale ja wiedziałem, że to już końcówka, i paraliżował mnie strach, podczas kiedy ona kpiła sobie z tego.

Nieraz, gdy wychodziłem, zostawiając ją już jako cień pełzający wśród przedmiotów, między nogami stołu i ławek, skrzypiały cieniutko drzwi sąsiadów i widziałem ich wyczekujące miny. Mrużyłem wąskie, kocie oczy przybłędy, dając do zrozumienia, że nic się nie zmieniło, głowy pospiesznie się cofały, a drzwi powoli, z zakłopotaniem się zamykały.

Stanisław Srokowski
Samotność
Prószyński i S-ka

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas