Jak nie dać się naciągnąć na fałszywe promocje

Większość z nas stara się tak kupować, by jak najwięcej pieniędzy zostało w portfelu. O tym, że korzystna cena może zdecydować o naszym wyborze, wiedzą sprzedawcy. Ci nieuczciwi robią wszystko, by na naszej skłonności do oszczędzania skorzystać.

Niejednokrotnie okazuje się, że zamiast zaoszczędzić, straciliśmy pieniądze
Niejednokrotnie okazuje się, że zamiast zaoszczędzić, straciliśmy pieniądze123RF/PICSEL

Coraz częściej jesteśmy namawiani na skorzystanie z tzw. okazji. Niestety, niejednokrotnie, gdy już się na nie zdecydujemy, okazuje się, że zamiast zaoszczędzić, straciliśmy pieniądze. Czy można się przed tym bronić?

Kluby okazyjnie oszukanych

To mogą być książki, albumy, kolekcje płyt albo artykuły gospodarstwa domowego. Scenariusz zwykle jest podobny: zachęceni pierwszym niezwykle atrakcyjnym egzemplarzem i jego niską ceną dajemy się namówić na podpisanie umowy członkostwa w tym „klubie superkorzystnych zakupów” (nazwy mogą być różne). I tu bajka się kończy.

Bo następne proponowane nam przedmioty okazują się, delikatnie rzecz ujmując, mało atrakcyjne, albo mają niewspółmierną do swojej wartości wysoką cenę. Niestety, według sprzedawcy podpisując umowę, zadeklarowaliśmy chęć zakupu każdego z nich.

Gdy dokładnie przeczytamy to, co wcześniej niefrasobliwie podpisaliśmy, okazuje się, że dokument ten sformułowano w sposób niekorzystny dla kupującego.

Z zapisów może na przykład wynikać, że sprzedawca ma prawo jednostronnie i bez porozumienia z nami zmienić treść umowy i wpisać do niej dowolne warunki. Oznacza to, że nawet gdy w umowie nie zapisano, iż jesteśmy zobowiązani kupić wszystko, co zostanie do nas wysłane, sprzedawca może nałożyć na nas taki obowiązek.

Mimo nieprzyjmowania przesyłek z bublami otrzymujemy więc faktury oraz wezwania do zapłaty. A gdy nie chcemy płacić, sprzedawca zaczyna straszyć nas wpisaniem na listę nieuczciwych dłużników albo postępowaniem komorniczym.

Czy może tak zrobić? Nie, bo według prawa, jeśli czegoś nie kupujemy, nie musimy za to płacić. Faktury za niechciane zakupy jak najszybciej zwróćmy do nadawcy listem poleconym (za potwierdzeniem odbioru) z adnotacją, że towaru nie zamawialiśmy. Produkt, który nam przysłano, należy w ten sam sposób odesłać (z adnotacją, że nie spełnia warunków umowy).

Jeśli sprzedawca nadal domaga się zapłaty, zgłośmy się do powiatowego lub miejskiego rzecznika konsumentów lub do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Na podobnych zasadach działają czasem „kluby”, których członkowie mają mieć rzekomo prawo do tańszych zakupów w określonych sklepach.

Jak się potem okazuje, sklepy nie istnieją lub oferują towary, które nam nie odpowiadają. Podpisanie umowy członkowskiej nie jest zaś niczym innym jak wyłudzeniem naszych danych, które posłużą do wy- stawienia rachunku za nic. Na próbę wyłudzenia trzeba zareagować zdecydowanie. Faktury odsyłamy do nadawcy (za potwierdzeniem odbioru) z adnotacją, że takiej usługi nie zamawialiśmy.

Pokwitowanie to nie zobowiązanie

Przedstawiciele firm dystrybuujących np. „nowoczesny sprzęt rehabilitacyjny” (mogą to być również „nowoczesne urządzenia gospodarstwa domowego”, np. odkurzacze) przysyłają listy, dzwonią i zapraszają na spotkania.

Prezentują urządzenia w promocyjnych cenach i namawiają do kupienia. Zdarza się, że aby zachęcić nabywcę, zostawiają sprzęt za pokwitowaniem, do przetestowania. Uwaga! Dokładnie czytajmy, co podpisujemy, bo „pokwitowanie” może się okazać zobowiązaniem do zakupu albo jeszcze gorzej – umową kredytową.

Na podobnych zasadach działają organizatorzy promocyjnych spotkań i wyjazdów. Ich uczestnicy mamieni bezpłatną wycieczką albo poczęstunkiem są nakłaniani do zakupu zupełnie niepotrzebnych rzeczy. Jak się potem okazuje, nie dość, że towar jest wart mniej, niż za niego zapłaciliśmy, to jeszcze nie można go zwrócić. Co robić, gdy coś takiego nam się przydarzy?

Według prawa, jeśli od dnia „zakupu” nie minęło 10 dni, możemy niechciany nabytek zwrócić. Na adres firmy wysyłamy pisemne oświadczenie o rezygnacji z zakupu, a następnie produkt.

Kosztowne nagrody

Chyba każdy właściciel telefonu komórkowego dostał przynajmniej raz SMS z „zawiadomieniem” o wygranej. Organizator loterii zapewnia, że wystarczy wysłać darmowy SMS, by ją odebrać. Niestety, gdy już to zrobimy, okazuje się, że potrzebne są kolejne SMS-y, nie dość, że płatne, to jeszcze liczne.

Nawet jeśli ich nie wysyłamy, jesteśmy nękani kolejnymi wiadomościami, zachęcającymi do udziału w następnych rundach. A jeśli piszemy, pod koniec miesiąca dostajemy rachunek wyższy o kilkadziesiąt, a czasem nawet kilkaset złotych.

Gwarantowana nagroda jest zaś bezwartościowym gadżetem. Gdy coś takiego nam się przydarzy, warto zgłosić sprawę do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) lub biura rzecznika praw konsumentów w magistracie lub starostwie.

Wywoływanie wrażenia, że wygrana jest bezwarunkowa, jest bowiem złamaniem prawa. SMS-y z propozycjami podejrzanych loterii czy konkursów najlepiej zawsze ignorować. Można również zadzwonić do operatora telefonii komórkowej, z której usług korzystamy, i zlecić blokowanie wszelkich wiadomości reklamowych.

Taniej, ale mniej

Zmniejszanie opakowań to jedna z popularniejszych sztuczek sprzedawców. Chodzi o to, żeby nas przekonać, iż możemy kupić ten sam produkt za niższą cenę.

Na półkach stoją więc opatrzone napisem „promocja” opako wania jakiegoś produktu. Przypominają te, które kupowaliśmy do tej pory, ale są o 10-15 proc. mniejsze. A ich cena – niższa – także o 10-15 proc. Taka promocja tylko udaje okazję!

Kredyt 0%

Może być prawdziwą okazją, ale tylko wtedy, gdy warunkiem skorzystania z promo cyjnej oferty nie jest wykupienie ubezpieczenia. Jego koszt może uczynić przedsięwzięcie nieopłacalnym.

Zdarza się też, że sprzedawcy namawiają nas na wykupienie „dodatkowej ochrony”.

Jeśli się na to zdecydujemy, rzeczywisty koszt kredytu może wynieść nawet 40 proc., czyli dużo więcej niż standardowe oprocentowanie kredytów ratalnych (średnio ok. 15 proc.).

Nasz ekspert radzi

Prawo chroni nas przed sprzedawcami oszustami

Jeśli przedsiębiorcy naruszają nasze, konsumentów, prawa, oszukując albo mamiąc fałszywym zyskiem, może- my się skutecznie bronić. Podstawę prawną dają nam przepisy ustawy o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym.

Za taką zaś uznaje się działanie lub zaniechanie działania przez przedsiębiorcę, które jest sprzeczne z dobrymi oby czajami lub w istotny sposób zniekształca lub może zniek ształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta.

Przykładem mogą być właśnie promocje, które nie zaw sze stanowią rzeczywistą okazję. W takiej sytuacji możemy skierować się do sądu z powództwem cywilnym. Zgodnie z artykułem 12. wymienionej ustawy, w razie dokonania nieuczciwej praktyki rynkowej konsument, którego interes został zagro żony lub naruszony, może żądać m.in.: zaniechania tej praktyki, usunięcia jej skutków oraz, co najważniejsze, naprawienia wyrządzonej szkody, a w szczególności unieważnienia umowy z obowiązkiem wzajemnego zwrotu świadczeń oraz zwrotu przez przedsiębiorcę kosztów związanych z nabyciem produktu.

Sprzedawca będzie musiał zwrócić całkowitą zapłaconą kwotę, a dodatkowo pokryć koszty nabycia produktu, czyli wydatki poniesione przez konsu menta przy zawarciu umowy.

Warto wiedzieć, że to nie konsument musi udowodnić przed sądem, że padł ofiarą oszustwa, lecz przedsiębiorca zobowiązany jest dowieść swojej uczciwości.

Małgorzata Cieloch rzecznik prasowy Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów

Tekst: Ewa Czaderska

Olivia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas