Trupia farma: "Park" pełen ludzkich zwłok
Niektóre leżą w wodzie. Inne zalano betonem, zakopano w płytkich grobach lub ukryto w zaroślach. To ciała osób, które dobrowolnie (jeszcze za życia) oddały je ośrodkowi prowadzonemu przez doktora Williama Bassa. Po co?
W 1977 roku dr William M. Bass, antropolog sądowy amerykańskiego stanu Tennessee, został poproszony przez policję o pomoc. Na niewielkim, rodzinnym cmentarzu, położonym na tyłach domu, znaleziono pozbawione głowy zwłoki mężczyzny. Znajdowały się w jednym z grobów, jednak z całą pewnością nie należały do żadnego z członków rodziny.
A jednak krewny
Po dokonaniu oględzin dr Bass stwierdził, że należą do białego mężczyzny, który zmarł między 24. a 28. rokiem życia, "mniej więcej rok temu". Jednak mimo tego, że ciało nie uległo znacznemu rozkładowi (nadal były na nim tkanki miękkie), okazało się, że doktor się pomylił. Dokładnie o... 112 lat.
Zwłoki należały bowiem do młodego pułkownika (jednak był członkiem rodziny!), który zginął w czasach wojny secesyjnej. Rodzina pochowała go w bardzo szczelnej żeliwnej trumnie, dzięki czemu ciało nie ulegało rozkładowi. Rozkład zaczął gwałtownie postępować dopiero wtedy, kiedy okoliczni rabusie, szukający cennych zabytków z okresu wojny, splądrowali grób i otworzyli trumnę (a przy okazji pozbawili martwego porucznika głowy).
Ośrodek "trupia farma"
Zagadka, którą udało się rozwiązać m.in. dzięki ubraniom nieboszczyka (były szyte na miarę, z dobrej jakości materiału bez domieszek włókien syntetycznych, nie miały metek), doprowadziła do powstania pierwszej na świecie "farmy umarłych", fachowo nazywanej Ośrodkiem Antropologii Sądowej Uniwersytetu Tennessee (Knoxville) lub "trupią farmą" (tę ostatnią nazwę ośrodek zawdzięcza książce Patricii Cornwell pod tym właśnie tytułem).
Farma powstała dzięki staraniom Williama Bassa w 1980 roku i początkowo zajmowała niewielki, zalesiony obszar, na którym antropolog obserwował przede wszystkim szkielety. Z czasem ośrodek wyspecjalizował się w badaniu procesów rozkładu (które są zależne od wielu czynników, m.in. od temperatury, wilgotności, rodzaju gleby, występujących w okolicy owadów, a nawet leków przyjmowanych przez zmarłego).
Do pierwszych badań wykorzystywano głównie anonimowe zwłoki. Z czasem zaczęło ich przybywać - podobno jedne z pierwszych ciał na farmie były "prezentem" od... zakładu pogrzebowego. Dziś, jak mówi sam Bass, jest ich nawet za dużo (chętni zapisują swoje zwłoki w testamencie, zdarza się, że przekazuje je rodzina zmarłego). Najczęściej przekazują je nauczyciele i pracownicy służby zdrowia. Co robią z nimi badacze?
Myśl jak zabójca
"Zakopują ciała w płytkich grobach, zalewają betonem, zamykają w bagażnikach, topią w sztucznych sadzawkach oraz zawijają w plastikowe worki" - tak opisała pracę naukowców Mary Roach, autorka książki "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków", która zwiedziła farmę. W skrócie - ze zwłokami robią to wszystko, co mogą zrobić potencjalni mordercy.
Dzięki temu, że ciała leżą na otwartej przestrzeni, można obserwować rozkład zwłok w naturalnym środowisku. Dlaczego to takie ważne? Załóżmy, że podczas spaceru w lesie znajdujemy ludzkie włosy. Nie oznacza to, że ciało lub szkielet leżą za następnym drzewem - podczas jednej z faz rozkładu włosy "zjeżdżają" z czaszki, a okoliczne zwierzęta mogą przenieść je na znaczne odległości, np. po to, by wykorzystać do budowy gniazd.
Dziś to oczywisty wniosek, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu policja miesiącami szukałaby zwłok w niewłaściwym miejscu. Dzięki takim obserwacjom praca policjantów, lekarzy i antropologów sądowych staje się łatwiejsza. W ciągu 20 lat istnienia ośrodka na farmie rozłożyło się ponad 400 ciał, a w magazynach ośrodka zgromadzono ponad tysiąc szkieletów.
Nie tylko Knoxville
Nie tylko Uniwersytet Tennessee prowadzi badania nad rozkładem zwłok - podobne ośrodki powstały także w Teksasie (Forensic Anthropology Center, The Southeast Texas Applied Forensic Science Facility), w Karolinie Północnej (Western Carolina Human Identification Laboratory) i Illinois (The Complex for Forensic Anthropology Research).
W Polsce, podobnie jak w całej Europie, nie istnieją ośrodki podobne do tego w Knoxville. Dwa lata temu, przy okazji premiery książki "Trupia farma" Patricii Cornwell, Andrzej Czubak, antropolog sądowy pracujący w Instytucie Ekspertyz Sądowych im. dr. Jana Sehna w Krakowie zapytany został o to, dlaczego badania na zwłokach można prowadzić w USA (w pięciu ośrodkach!), a w Polsce nie.
- Sprzeciwiają się temu przepisy prawne dotyczące postępowania ze zwłokami, tj. przede wszystkim paragraf 262 kodeksu karnego, który mówi o "znieważaniu zwłok, prochów ludzkich lub miejsc spoczynku" - wyjaśnił. - Utrudnia to, lub wręcz uniemożliwia, przekazywanie zwłok ośrodkom naukowym, chyba że żaden z podmiotów pierwszego stopnia (rodzina, przyjaciele, a także ludzie prywatni, nie związani ze zmarłym - przyp. red.) nie wniesie roszczeń do zwłok.
W Polsce jeszcze za wcześnie
- W Polsce funkcjonuje również system donacji ciał, np. w Śląskiej Akademii Medycznej, ale osoba, która decyduje się na taką donację, musi bardzo precyzyjnie określić, co ma się dziać z ciałem i jego szczątkami po badaniach - powiedział Andrzej Czubak. - Dodatkowymi ograniczeniami dla funkcjonowania tego typu badań jest działanie środowisk religijnych, komisji etycznych i ekologów - wszystko to nie tworzy dobrej atmosfery, służącej donacji zwłok i tworzeniu m.in. "trupich farm".
Wygląda więc na to, że ośrodek doktora Bassa jeszcze przez długi czas będzie największą i najbardziej znaną trupią farmą na świecie. Jeśli chcecie zobaczyć jak wygląda, obejrzyjcie ten film:
Jeśli lubisz poznawać różne oblicza zbrodni, fascynują cię sposoby pracy śledczych o to, jak krok po kroku dochodzi się do odkrycia prawdy, oglądaj serial "Prawdziwe zbrodnie" na kanale 13 Ulica więcej >>