Amor strzela znienacka...
W wakacyjnej poczcie nie brakuje opisów okoliczności i sposobów zawierania męsko-damskich znajomości. Nic w tym dziwnego. Przeważają listy ludzi szczęśliwych, którzy zaczynają wierzyć, że oto otwiera się przed nimi kraina szczęśliwości.
Oto wyznania Roberta: "Jechałem pociągiem znad morza, po dwóch tygodniach wczasów w towarzystwie rodziców i starszej siostry. Przez dwa tygodnie nic specjalnego się nie zdarzyło...(...) Kiedy dwie godziny przed Wrocławiem wyszedłem z przedziału do toalety, zauważyłem, że na korytarzu, na plecaku, siedzi Takie Coś z długimi włosami... Powiedziałem jej tylko, że u nas w przedziale jest wolne miejsce...Dwie godziny przegadaliśmy na tym korytarzu, a teraz od trzech tygodni spotykamy się codziennie! A myślałem, że w te wakacje już nic się takiego nie zdarzy"...
Pan podpisujący się J.K. przeżył w te wakacje przygodę, która - wg niego - może być podstawą do napisania scenariusza filmu: "(...) Zawiozłem z Poznania do Warszawy moją ciocię i kiedy wracałem, a była już noc, zgasł silnik mojego samochodu. Próbowałem naprawiać sam, ale po kilkunastu minutach odpuściłem. Już miałem dzwonić po jakąś pomoc z komórki, kiedy nagle zatrzymał się przy mnie samochód, z którego wysiadł gość ubrany jak na wesele... Powiedział, że zaholuje mnie do warsztatu. Przypięliśmy linę i po kilkunastu minutach znalazłem się na podwórzu domu, w którym akurat trwało wesele. Okazało się, że na samochodach zna się ojciec panny młodej, ale nie był już w stanie naprawić niczego (...) Gościnni ludzie zaproponowali, żebym został gościem weselnym, do czasu aż mechanik wytrzeźwieje. Zostałem! (...) Szczegóły tego pobytu to temat-rzeka. Dość powiedzieć, że siostra panny młodej, to ... No i cud! Studiuje w Poznaniu!!!".
Ala z Warszawy nie miała jeszcze urlopu. Do niej Amor strzelił... w pracy: "(...) Przyjechali do naszej firmy panowie z serwisu i coś robili z komputerami. Miałam straszny młyn, robiłam jakieś pilne zestawienia i nie od razu zauważyłam, że jeden z nich przyniósł do mojego pokoju... kwiaty, które położył na biurku. Nagle zobaczyłam te kwiatki i zaczęłam pytać koleżanek, czyje to... Wtedy podszedł, przeprosił i powiedział, że nie mógł postąpić inaczej, że musiał mi te kwiaty ofiarować...I wyszedł! Byłam tak zaskoczona, że nie poszłam za nim... Do następnego dnia myślałam, co zrobić...Nie miałam kłopotów z odnalezieniem go (...)".
Nie ma tu miejsca na wszystkie opisy zawarte w Waszych listach. Wszystkim, którzy napisali lub napiszą o swoich wakacyjnych kontaktach z Amorem, życzę jak najlepiej. A szczególnie: kierowcy z Krakowa życzę, by odnalazł kiedyś pasażerkę z ciężką torbą, którą wiózł z Brzeska; Bogdanowi z Olsztyna - by wierzył, że poznana przez niego w Koninkach Basia jeszcze się do niego odezwie; a S.N. z Warszawy, by była cierpliwa i pamiętała, że ten Amor to naprawdę strzela nie wiadomo kiedy...
Ola