Gdzie ci partnerzy?
Feminizm spowodował, że kobiety stały się wyzwolone, wymagające i, co ważniejsze, dostrzegły atrakcyjność gier, ról i zabaw zarezerwowanych dotąd wyłącznie dla mężczyzn. No i mężczyzna zaczął się do tego - opornie, bo opornie - dostosowywać.
Partnerski model rodziny
Polityczne intencje są mniej istotne niż skutki. Promocja partnerskiego modelu rodziny w latach 70. widoczna była chociażby w prasie ("Kobieta i Życie") czy mediach (dobrym przykładem może tu być film Czterdziestolatek, który, jeśli chodzi o rodzinny egalitaryzm, zdaje się wyprzedzać dzisiejsze tradycjonalistyczno-sentymentalne seriale pani Łepkowskiej o co najmniej 50 lat). Mężczyzna oczywiście nie zajmował się domem, ale pomagał i do tego pomagania był zachęcany.
Kiedyś zapytałam panią Łepkowską, dlaczego nie promuje w swoich serialach niezależności kobiet i bardziej partnerskiego modelu rodziny.
Nie chodzi nawet o jakiś natarczywy feminizm, lecz, po prostu, pokazanie różnych modeli życia i różnych zaangażowań. Dlaczego nie pojawiają się w nich "inni", czyli homoseksualiści, cudzoziemcy, samotne kobiety? Wszak seriale to potężne narzędzie kształtowania postaw! Można by dzięki nim wpływać na postawy tolerancji, wzajemnej pomocy, zrozumienia.
Gdy w Klanie pojawiło się dziecko z zespołem Downa, w Polsce uległ zmianie stosunek do dzieci z zespołem Downa, może więc gdyby pojawił się w nich mężczyzna zajmujący się pracami domowymi i czułym wychowywaniem dziecka, postawy wobec niezależności kobiet i wiara w opiekuńcze funkcje mężczyzn również by wzrosły. Łepkowska odpowiedziała, że to się nie sprzeda, ale obiecała umieścić w jednym z odcinków mężczyznę myjącego podłogę w kuchni.
O rodzinie, miłości i rodzicielstwie
Ludzie - według znanej scenarzystki, notabene kobiety samodzielnej, dynamicznej bizneswoman - marzą niemal wyłącznie o tradycyjnej rodzinie, wielkiej miłości i owocnym rodzicielstwie, a seriale mają spełniać ich marzenia. Na niby. Co prawda ludzie często marzą również o tym, aby zabić sąsiada, nikt jednak nie wyciąga stąd wniosku, że seriale i ten typ marzeń mają wzmacniać.
W latach 80. zdarzyło się tak jak w książce Marii Krüger Godzina pąsowej róży: wskazówki zegara zaczęły się cofać w zatrważającym tempie (jeszcze się nie zatrzymały) i nastąpiła deemancypacja. Co ciekawe, wskazówki zegara wyznaczającego czas modernizacji i dekomunizacji popędziły do przodu.
"Kobiety - brzmiało jedno z pierwszych haseł Sierpnia '80 - idźcie do domu. My walczymy o Polskę!" Ludwik, zamiast do rondla, poszedł na strajk, a potem zwyciężył i okrzyknął swoją wrogość do rondla "prawem naturalnym" - jak zauważa Sławomira Walczewska.
I tak zrodził się jeden z najpoważniejszych problemów młodych kobiet w tym kraju: wielu mężczyzn - mało partnerów.
Gdy patrzę na moje studentki, które kończą po dwa, trzy fakultety i które sporo pracują na swoją intelektualną niezależność i społeczną pozycję, zastanawiam się, czy uda im się znaleźć kogoś, kto doceni ten wysiłek i nie będzie chciał, aby on poszedł na marne.
Nieegalitarność domowych relacji nie jest oczywiście winą samych mężczyzn, lecz reprodukujących się sposobów ich wychowania i socjalizowania. Siedzę oto na wakacjach wraz z przyjaciółką i jej trzyletnim synkiem, jesteśmy zajęte rozmową, gdy naraz mały Piotruś krzyczy: "Chodź!" To wystarczy, mama pędzi.
Chłopcom się ustępuje
Chłopcom się ustępuje i znajduje znacznie więcej tolerancji dla ich agresywnych, posesywnych zachowań. Chłopcy się biją, krzyczą, dominują, wywierają presję - a mamy są dumne, że ich malec jest tak niezależny i ambitny. Choćbyśmy jak najbardziej świadomie neutralizowały płciowo wychowanie naszych dzieci, ich społeczne otoczenie wywiera niesłychanie silną presję na kształtowanie się osobowości podporządkowanej wzorcom męskości i kobiecości. I wszyscy tkwimy w ich pułapce.
Po dwudziestu latach małżeństwa zorientowałam się, że mój mąż nie dość, że nie umie gotować, to jeszcze nigdy nie zrobił zakupów. Odkrycie to wstrząsnęło mną jako feministką, z drugiej jednak strony jeszcze bardziej wstrząsające byłoby dla mnie, jako osoby uwielbiającej gotować, gdyby ktoś próbował zawładnąć moją kuchnią, gotowaniem i zakupami.
Często to właśnie kobiety nie dopuszczają mężczyzn do prac i zajęć "kobiecych" i to zarówno dlatego, że sądzą, że wszystko potrafią lepiej, jak i dlatego, że podświadomie wierzą w stereotyp mężczyzny, który nie nadaje się do tego, co jest ich, kobiecym, przeznaczeniem. Dominacja kobiet widoczna jest zwłaszcza w wychowaniu dzieci.
Mężczyzna nie może w pełni w nim uczestniczyć, bo - jak się mówi - nie ma właściwego doświadczenia. A nie dopuszcza się go do pracy w przedszkolach czy żłobkach, gdzie mógłby je nabyć, albowiem mężczyźnie nie można zaufać (przez setki lat zabijał, gwałcił, molestował). Rzadko więc powierza się mężczyznom opiekę nad dziećmi również dlatego, że - jak piszą specjaliści od wychowania i ojcostwa (choćby Sean French) - "postrzega on dziecko jako uogólnioną ideę, a nie jako istotę z krwi i kości". Czyli może być nie dość opiekuńczy, nie dość uważny, nie dość praktyczny.
Wzorce "męskości" i patriarchalny typ wychowania mężczyzn powodują mnóstwo nieporozumień w obrębie relacji między kobietami a mężczyznami. Oczekujemy od swoich partnerów czułości, dostajemy seks; oczekujemy zrozumienia, otrzymujemy milczenie; chcemy się komunikować, rozmawiać, szukamy rady, dostajemy polecenia. Przeciętny mąż na prośbę zrobienia czegokolwiek mówi z reguły "zaraz". Po godzinie, na powtórzoną prośbę, odpowiada tak samo. Żona zaczyna zrzędzić, z czasem uczy się zrzędzić od razu po prośbie albo nawet przed. Zrzędzenie jest trwałą cechą wielu kobiet. Deborah Tannen tak to interpretuje:
To, że kobietom przypina się etykietkę zrzędliwych, może się brać z wzajemnego oddziaływania stylów męskiego i żeńskiego. Wiele kobiet ma skłonność do robienia tego, o co się je prosi, a wielu mężczyzn ma skłonność do przeciwstawiania się - przy najmniejszej nawet możliwości, że ktoś, a szczególnie kobieta, będzie im dyktować, co mają robić.
Kobieta ponowi prośbę, na którą nie było reakcji, jest bowiem przekonana, że mąż spełni ją, gdy tylko zrozumie, że naprawdę jej na tym zależy. Jednakże mężczyzna, który chce uniknąć uczucia, że wykonuje polecenia, może instynktownie odczekać jakiś czas przed spełnieniem prośby, aby wyobrazić sobie, że robi to z własnej woli. Rezultatem jest zrzędzenie, bo za każdym razem kiedy ona ponawia prośbę, on odwleka jej spełnienie.
Pod kimś albo nad kimś
Mężczyźni postrzegają siebie jako jednostki usytuowane w hierarchicznym porządku społecznym, zawsze są pod albo nad kimś. W takim świecie rozmowy są negocjacjami, w których ludzie usiłują osiągnąć i utrzymać wyższą pozycję oraz obronić ją przed innymi. Życie mężczyzn jest zatem współzawodnictwem, walką o zachowanie niezależności i o uniknięcie niepowodzenia. Jest jak "zaciśnięta pięść", która "wali, miażdży, wymierza ciosy". W sensie symbolicznym, a niekiedy i dosłownym.
Fragment książki Magdaleny Środy, "Kobiety i władza", Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009
Śródtytuły dodane przez redakcje są fragmentami książki.