Kiedy on wreszcie dojrzeje?!
Mój mąż ma 37 lat i jest dorosłym facetem, ale ciągle żyje z głową w chmurach. A to zgubi klucze, a to zapomni o zapłaceniu rachunków i potem trzeba płacić kary.
Nigdy z niczym nie może zdążyć na czas. Ogromnie mnie to męczy i denerwuje, bo jest nieodpowiedzialny jak dziecko. Ostatnio prosiłam go, żeby po pracy podjechał do mojej mamy, zrobił jej zakupy i podrzucił jej pożyczone książki. A on co? O zakupach zapomniał, a książki woził w samochodzie przez kilka dni i wcale ich nie doręczył. Oczywiście nie przyznał się, że tego nie zrobił. No i potem mama do mnie miała żal i pretensje.
W domu nie mogę na niego w ogóle liczyć i wszystko jest na mojej głowie. Zwykłe, domowe, codzienne sprawy są bez znaczenia. W dodatku mąż wcale nie rozumie, o co ja się wściekam. Jak mogę wymagać odpowiedzialności od syna, skoro jego ojciec daje mu najgorszy przykład?
Nieraz prosiłam, żeby się ogarnął, skoncentrował i chociaż raz zachował się jak głowa rodziny. Niestety, bez skutku. To ja w naszym domu noszę spodnie, zarządzam, planuję, podejmuję wszystkie decyzje. A on po prostu się zgadza i nie protestuje. Z pozoru powinnam być szczęśliwa, bo ja tu rządzę i nikt mi się nie wtrąca. Ale wcale tak nie jest.
Z zazdrością patrzę na moje koleżanki, np. na moją przyjaciółkę Ewę. Ona niczym się nie martwi. Nie musi nawet pracować, bo mąż zarobi na cały dom i wszystko załatwi. Ostatnio zamienili nawet mieszkanie na większe. Jej mąż wszystkim się zajął, a ona nawet nie kiwnęła palcem, aby mu mu pomóc. A ja co? Szkoda gadać! Wiecznie mieszkamy w tej samej małej klitce i mamy stary 15-letni samochód. A w czasie urlopu jeździmy tylko na działkę, bo on nie załatwi żadnych wczasów. To wszystko przez to jego nieudacznictwo.
Mam już tego dość i jestem tym porządnie zmęczona. Chciałabym mieć przy sobie silnego mężczyznę, na którym mogłabym się wesprzeć. Staje się to coraz bardziej irytujące. Czy jest jakaś minimalna szansa, że on się zmieni i wydorośleje?
Teresa, 42 l.