Krzysztof Cugowski: Depresja jest taką samą chorobą, jak każda inna
Krzysztof Cugowski - legenda polskiej muzyki rockowej, lider zespołu Budka Suflera, od lat angażuje się w kampanię społeczną „Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.”. Dlaczego? O tym opowiedział Annie Morawskiej-Borowiec – redaktor naczelnej magazynu „Twarze depresji”.
Jest pan ambasadorem już 12. edycji kampanii społecznej "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.". Czy na początku miał pan jakieś obawy, żeby wystąpić w kampanii promującej zdrowie psychiczne?
- Absolutnie nie miałem. Wiem, jaka jest opinia na temat leczenia problemów psychicznych w naszym kraju. To są stereotypy, które należy likwidować. Depresja jest taką samą chorobą, jak każda inna - tylko jest związana z głową, a nie na przykład z sercem, czy płucami. Problemy depresyjne ma coraz więcej Polaków. Życie w czasie pandemii jeszcze potęguje trudności psychiczne. Mam w tej chwili wielu znajomych, którzy zmagają się z depresją. Od początku nie miałem żadnych obiekcji ani wątpliwości, żeby zaangażować się w kampanię społeczną "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję.". Jeśli moja skromna osoba jest w stanie w jakikolwiek sposób pomóc i zachęcić choć jedną osobę do podjęcia leczenia, to jestem zawsze do dyspozycji.
A jak pan radzi sobie w czasie pandemii? Pana branża muzyczna mocno ucierpiała w związku z restrykcjami?
- Nasza branża na dobrą sprawę praktycznie teraz nie istnieje. Są tylko jakieś sporadyczne sytuacje, gdy mamy szansę coś zagrać bez publiczności. Ja już jestem w takim wieku, że mnie osobiście to już aż tak bardzo nie boli, ani nie dotyczy, bo jestem na innym etapie. Natomiast młodych ludzi pandemia niewątpliwie bardzo dotknęła, zdemolowała ich życie i perspektywę, co będą robić dalej. Na co dzień stykam się z takimi dramatami i to jest bardzo poważna sytuacja.
Brakuje panu realnych kontaktów z fanami podczas koncertów?
- Oczywiście, że brakuje. Każdy ma nadzieję na powrót do normalności, ale niestety konkretnego terminu nadal nie widać. Wciąż mam nadzieję, że pandemia kiedyś się skończy, bo tak na dłuższą metę nie da się funkcjonować. Nie jesteśmy w stanie niczego przewidzieć. Nie da się zaplanować nawet tego, co będzie za miesiąc. Trudno mieć o to do kogokolwiek pretensje. Po prostu musimy jakoś przetrwać ten trudny okres.
Mamy czas, w którym ogromny stres, niepewność jutra i wiele innych dramatów związanych z pandemią napędzają wzrost zachorowań na depresję. Czy osobiście również doświadczył pan tej choroby?
- Szczęśliwie nigdy nie chorowałem na depresję, ale jestem świadomy, jaka to poważna choroba i że trzeba ją leczyć.
W naszej kampanii od lat podkreślamy, że najskuteczniejszą drogą walki z depresją jest połączenie farmakoterapii i psychoterapii.
- Tak mówią specjaliści. Tym bardziej trzeba o tym przypominać, bo ta choroba dotyka coraz więcej ludzi.
Niesamowitą wartością kampanii "Twarze depresji. Nie oceniam. Akceptuję." jest fakt, że na jednym plakacie ramię w ramię występują osoby publiczne, które chorują na depresję, a także te, które nigdy nie chorowały, ale swoim autorytetem dodają siły tym, którzy odważyli się mówić o swoich doświadczeniach. Tacy ambasadorzy jak pan pomagają nam przełamać stereotypy i swoją postawą pokazują, że nie ma czego się wstydzić, jeśli ktoś pomyśli: "O, on choruje na depresję".
- Trudno w takiej sytuacji w ogóle mówić o wstydzie. Depresja nie wybiera. Każdy może na nią zachorować. Trzeba oswajać ten problem, żeby wszyscy, którzy rozpoznają u siebie objawy depresji, wiedzieli, co mają zrobić. Muszą mieć świadomość, że powinni udać się do specjalisty - lekarza psychiatry i psychologa. Jeśli moja rola ambasadora w kampanii społecznej pomoże chociaż jednej osobie, to warto było to zrobić.
Każdemu z nas zdarza się, że jesteśmy zwyczajnie smutni. Jak sobie pan radzi z trudniejszym nastrojem?
- Niestety nie ma na to jednej recepty. W sprawach dotyczących psychiki bardzo ważna jest rozmowa z drugim człowiekiem, terapia, wsparcie ze strony najbliższych. Oczywiście zdarzyły mi się tak zwane "dołki", ale jakoś z tego stanu zawsze wychodziłem. Na szczęście w moim przypadku gorszy nastrój nigdy nie dotarł aż do depresji.
Kto pomagał panu wyjść z "dołków"? Kto jest najważniejszą osobą w pana życiu?
- Niewątpliwie to moja żona, z którą jestem bardzo blisko. Jesteśmy nie tylko małżeństwem, ale również przyjaciółmi. To jest bardzo ważne, żeby ludzie byli związani ze sobą nie tylko instytucjonalnie, ale też emocjonalnie. Moja żona wspiera mnie we wszystkim, co robię. Dla mnie najważniejszy jest fakt, że to jest osoba, na której zawsze mogę polegać. Niewątpliwie rodzina ma kluczową rolę do odegrania we wsparciu psychicznym człowieka.
Dziękuję za rozmowę.
Tekst ukazał się w magazynie "Twarze depresji", który można bezpłatnie pobrać ze strony Fundacji "Twarze depresji"
***
Zobacz więcej: