Moja mama się zakochała

Karolina nie lubiła Konrada, chociaż był mily, taktowny i zawsze interesował się jej sprawami. Ale co miała powiedzieć: "Nienawidzę cię, bo zabierasz mi matkę"?

Czy matka i córka mogą się zaprzyjaźnić? Czy dzieci zaakceptują nowe związki rodziców?
Czy matka i córka mogą się zaprzyjaźnić? Czy dzieci zaakceptują nowe związki rodziców?ThetaXstock

- Jak ty znosiłaś to całe macierzyństwo? - jęknęła Karolina. Mama roześmiała się. - Wykąpiemy go, a potem położysz się spać. Nowy dzień to nowe rozwiązania. Zrobię obiad i posprzątam przed przyjściem Pawła.

Kilka zniszczonych zeszytów

Karolina próbowała zasnąć, ale nie mogła. Zwinięta w kłębek przewracała się z boku na bok. Słyszała krzątającą się na dole mamę. "Trzask" - umyty garnek lądował w szafce. "Plask" - mop zanurzał się w wiadrze z ciepłą wodą. Karolina czuła się przy mamie bezpieczna. Wszystkie kobiety w jej rodzinie były pełne energii. Życie to ruch, rozwiązanie najtrudniejszych problemów to działanie. Pieczenie ciasta, mycie okien, szorowanie wanny, zakupy, praca, praca, jeszcze raz praca.

Karolina tylko raz widziała mamę naprawdę bezradną. Wtedy, gdy próbowała tłumaczyć córce, dlaczego nie zgodziła się, by zamieszkała z nią i Konradem. Wspomnienie narzeczonego mamy znów obudziło dawne emocje. "Teraz już nie zasnę na pewno", stwierdziła i sięgnęła do pudła leżącego pod łóżkiem. Wyciągnęła kilka zniszczonych zeszytów, dawne pamiętniki, "zapis przeszłości". "Ależ ty masz zamiłowanie do odgrzebywania minionych zdarzeń", mówił czasem Paweł. "Gdy poczytam o moich dawnych rozterkach, od razu mi łatwiej", uśmiechała się.

Wpis z października 1996 roku: "Byłam u mamy i Konrada. Cholerne gniazdko miłości. Dlaczego tak trudno patrzeć na swoją mamę z obcym mężczyzną w obcym mieszkaniu, gotującą mu obiad i głaszczącą jego obcą głowę?".

Moja mama czarodziejka

Karolina często powtarzała: "Mama to moja najlepsza przyjaciółka", "Ufam tylko jej". Odkąd pamięta, chciała być taka jak ona. Mądra, spokojna, poukładana. Chciała być perfekcjonistką, a przy tym wspaniałą i serdeczną osobą. Miała kilkanaście lat, gdy zrozumiała, że jej mama jest inna niż rodzice koleżanek: nie krzyczy, nie kontroluje, nie sprawdza lekcji. Pozwala na całonocne imprezy, chce rozmawiać o antykoncepcji i często powtarza: "Najważniejsze jest zaufanie, wierzę w twój rozsądek". Ale mama nie od razu była jej przyjaciółką.

"Opowiedz mi coś o sobie", poprosiła kiedyś 17-letnia Karolina. "Ale co?". "Coś ważnego, osobistego. O tym, co cię na przykład boli". Nie zdziwiło jej pytanie córki, nie roześmiała się, nie próbowała wymigać. Po prostu odpowiedziała: "Nie powinnam obarczać cię tym, co mnie boli". Sama potrafiła słuchać i pomóc rozwiązać niejeden problem. Gdy Karolina rozstała się ze swoim pierwszym chłopakiem, mama zabrała ją na tydzień do Londynu. Spały w pięknym pensjonacie w samym centrum, całe dnie spacerowały, robiły zakupy i przesiadywały w kawiarniach. Łatwo przyzwyczaić się do myśli, że ma się idealną matkę. Taką, na której zawsze można polegać.

Bolało

Gdy rodzice się rozstali, Karolina miała 20 lat. Czasem ktoś ze znajomych czy przyjaciół sugerował: "Musiałaś to bardzo przeżyć". Zaprzeczała. W pamiętniku nie ma dłuższych opisów dotyczących rozwodu ojca i matki. Traktowała to jako formalność, oni zresztą też. Dawno już nie byli razem, ojciec przez ostatnie miesiące pracował w Stanach. Gdy wrócił, odbyli szybką rozmowę i po wszystkim. On miał swoją poznaną w Nowym Jorku kobietę, mama miała Konrada.

Kiedyś rodzice, razem z nowymi partnerami, przypadkiem spotkali się przed uczelnią, na którą próbowała dostać się Karolina. Przyjechali sprawdzić, czy córka jest na liście przyjętych na studia. Karolina zobaczyła ich z autobusu. Ojciec trzymał za rękę tę swoją kobietę, mama przytulała się do Konrada. Prowadzili kurtuazyjną rozmowę. Nie, Karoliny nie zabolało, że ojciec z kimś jest. Zezłościł ją natomiast widok Konrada. "Dlaczego on dotyka mamy?", pomyślała.

Wracając do rozwodu: rodzice bez kłótni podzielili majątek. Córka do usamodzielnienia się miała zostać w rodzinnym domu z ojcem, mama postanowiła zamieszkać z Konradem w kupionym niedawno mieszkaniu w centrum miasta. Co tu miało boleć? Inne rzeczy bolały - te, które działy się wcześniej, w dzieciństwie. Wyrzucony za okno obiad (bo ojciec na coś się zdenerwował), wieczne kłótnie i krzyki, które niemal rozsadzały ściany, chociaż Karolina zamknięta w łazience zatykała uszy. Te ich: "Nienawidzę cię", "Zniszczyłaś mi życie", "Zobacz, jak ty wyglądasz! Każda jest ładniejsza od ciebie". Bolało wtedy, gdy ojciec rzucił w mamę kubkiem i rozciął jej skroń. Wezwali pogotowie, a ona, pięcioletnia dziewczynka, brała udział w spektaklu pod tytułem: "To był czysty przypadek, mama wpadła na drzwi".

Karolina latami marzyła o spokoju. Wyobrażała sobie, że odchodzą z mamą do jakiegoś miłego pana, który o nie dba, a Karolinie czyta bajki, nie każe jeździć na obozy narciarskie i pływackie, nie mówi jej, że powinna mniej jeść, dokładniej sprzątać, mieć lepsze oceny z matematyki i więcej ambicji.

Zielona spódnica

Czasem wspomina dzień, gdy poznała Konrada. Potrafi go odtworzyć z najdrobniejszymi szczegółami. Był czwartek, styczeń, wróciła wcześniej ze szkoły, bo polonistka zachorowała. Padał śnieg, po drodze kupiła sobie zieloną spódnicę... To zabawne, że mózg przechowuje w pamięci tak dokładne obrazy. Jakby chciał zatrzymać ostatni moment starego świata.

A więc Konrad. Przyszedł do ich domu, siedział na ich kanapie. Dlaczego czuła się tu obco, gdy on swobodnie popijał herbatę i dłubał widelcem w ciastku? Pomyślała nawet, że to obrzydliwe i niemęskie to grzebanie w kremówce. Dziś, gdy ogląda zdjęcia z tamtego okresu, wie, że był bardzo przystojny. Drażniła ją jednak jego pewność siebie, ten śmiech dobiegający z kuchni, a nawet to, jak podawał jej rękę: "Jestem Konrad", uśmiechnął się. "Pan Konrad", poprawiła mama i dodała: "Znajomy z pracy". Zdenerwował Karolinę ten protekcjonalny ton, jakby właśnie w tej sekundzie matka oddzieliła ją od swoich osobistych spraw. Nie pierwszy raz, ale Karolina była dorosła. Wiedziała, że małżeństwo rodziców istniało od dawna już tylko na papierze.

Wszyscy się staramy

"Fantastycznie, że kogoś poznała", "Ależ on przystojny", "Twoja mama wygląda jak nastolatka", zachwycały się przyjaciółki. Karolina potakiwała głową, uśmiechała się. Jakże trudno było przyznać się przed samą sobą, że pojawienie się Konrada sprawiło, że poczuła się zagrożona. Na początku nawet nie zdawała sobie z tego sprawy. Denerwowały ją tylko te próby ukrywania się, nazywania Konrada znajomym. Bo czy dwójka zakochanych ludzi potrafi ukryć chemię, która jest między nimi? Spojrzenia, uśmiechy?

Karolina nie pamięta mamy tak szczęśliwej. Zrozumiała to wtedy, gdy zobaczyła, jaka jest radosna przy Konradzie. Czy kiedyś tak się śmiała przy ojcu? Czy odgarniała włosy z czoła, mrużyła oczy? "No powiedz, ładnie mi w tej sukience? Mam włożyć do tego kolczyki czy to już za dużo grzybów w barszczu?", mama tańczyła przed lustrem jak nastolatka. Karolina przyglądała się temu z politowaniem: "We wszystkim wyglądasz dobrze, co to za nagły modowy zryw. Czyżby powodem był Konrad?". Mama tylko się uśmiechała. I coraz później wracała z pracy, coraz więcej miała służbowych wyjazdów, a Konrad coraz częściej odwoził ją do domu.

Kiedyś Karolina wpadła do niej do pracy, zobaczyła uchylone drzwi gabinetu, zapukała i nie czekając na "proszę", weszła. Odskoczyli od siebie jak oparzeni i naprawdę nie wyglądali na parę znajomych.

To po tym incydencie mama zaprosiła Karolinę do restauracji na obiad. "Chciałabym porozmawiać", zapowiedziała. Siedziały naprzeciwko siebie, mama była wyraźnie stremowana. Karolina zwróciła uwagę, jaka jest ładna, piękna właściwie. Wtedy wyglądała szczególnie kobieco, zapuściła włosy, błyszczały jej oczy i lakier na paznokciach (nigdy wcześniej nie robiła sobie manikiuru). "Słuchaj, ja i Konrad to rzeczywiście coś poważnego", zaczęła. "Wiesz, nie chciałam ci wcześniej mówić, nie chciałam, żebyś czuła się jakoś w to wszystko zamieszana". "A jednak", myśli Karolina, ale uśmiecha się sztucznie i mówi: "To cudownie".

Przez to "cudownie" mama pomyślała, że ma pełną akceptację córki. Tak, nawet ją miała, ale co innego akceptować coś, a co innego oswoić się z nową sytuacją. Od tamtego obiadu obecność Konrada oblepiała Karolinę każdego dnia. Niedzielne kolacje, wypady do kina, weekendy wypełnione jego śmiechem, ich śmiechem. "Jedziesz z nami za miasto?", pytała mama. "Zapomniałaś, że mam maturę?", odburkiwała Karolina. Bo mama o niczym nie pamiętała, coraz częściej nie wracała na noc, jeździli z Konradem do Krakowa, na Mazury, do Poznania.

"Nie interesuje cię moja szkoła, studia", wybuchnęła któregoś dnia Karolina, gdy mama znów wróciła po północy. "Nic cię nie interesuje. Na miłość boską, to ja czuję się jak matka nastolatki". "Nie przesadzaj, jesteś dorosła, nie potrzebujesz mojej opieki", odpowiedziała. Karolina chciała krzyknąć, że właśnie potrzebuje, że jest cholernie samotna, ale nie krzyknęła, bo mama zniknęła w swoim pokoju. Tam pewnie tańczyła przed lustrem, może dzwoniła do Konrada albo marzyła jak jakaś dziewczynka.

Wpis z kwietnia 1996 roku: "Zbliżają się egzaminy, a ona jest kompletnie nieodpowiedzialna. Miała pójść na zebranie, ale zapomniała. Następnego dnia jestem pytana: "Dlaczego nikt z rodziców nie pojawił się na wywiadówce?". Spojrzenie wbiłam w podłogę. Tak, powinnam powiedzieć prawdę. Bardzo przepraszam, moi rodzice mają swoje życie. Ojciec genialnie bawi się na drugiej półkuli, przepraszam, interesy robi. A mama? No cóż, mama właśnie przeżywa wielką miłość. Nie ma czasu na jedzenie, spanie, sprzątanie i na mnie, miła pani, też czasu nie ma". A jednak maturę Karolina zdała najlepiej z całej szkoły. Mama gratulowała, Konrad pojawił się z prezentem, pięknym zegarkiem. "Jesteśmy z ciebie dumni", powiedział. "Jesteśmy...". "Ja już mam ojca, proszę pana", odpowiedziała.

I pamięta ten moment, gdy mama zapragnęła się jej zwierzać, jakby była jej najlepszą koleżanką. Te jej wszystkie: "Tęsknię, gdy go nie ma", "Ciągle o nim myślę", "Ojciec nigdy o mnie nie dbał", "Teraz wiem, na czym polega miłość". Karolina chciała być dorosła. Chciała umieć słuchać, zadawać pytania świadczące o jej zainteresowaniu, ale nie potrafiła. Jakże bolesna to była lekcja samej siebie, własnych ograniczeń, egocentryzmu, braku zgody na przemijanie rzeczy starych i zastępowanie ich nowymi.

"Jezu, czy on musi być dla mnie taki miły?", krzyczała na matkę i już w tym samym momencie nienawidziła siebie za tą szczerość. "Stara się", odpowiadała mama. Tak, starał się. Cierpliwy, zawsze zainteresowany jej sprawami, delikatny, taktowny. Gdy widział, że chce porozmawiać z mamą, zaszywał się gdzieś w kącie z książką. Co miała powiedzieć: "Nienawidzę go, bo zabiera mi ciebie"?

I kto tu jest winny?

A potem wrócił ojciec. Porozrzucał po domu swoje rzeczy, jakby nigdy nie wyjeżdżał. Tu sweter, tam stos gazet, skarpetki. Opanował łazienkę, kuchnię i jadalnię swoim głosem, krzykiem, pretensjami. "Wyprowadzam się", oznajmiła beztrosko mama. Nawet nie spytała, czy Karolina chce z nią mieszkać. "Będzie ci lepiej tutaj, kochanie", rzuciła, jakby sama w to wierzyła. Jakby wielki dom wystarczał, by oddzielić się od ojcowskiego egoizmu, despotyzmu i agresji.

Więc to musiało się skończyć małą katastrofą, kolejnym rodzinnym rozłamem, szczególnie że ojciec też chciał zamieszkać ze swoją kobietą. Powód znalazł banalny. Pięciomiesięczny szczeniak Karoliny pogryzł mu ulubioną kapę. "Pozbądź się tego psa", darł się ojciec, machając narzutą. "Tato, to tylko mała dziura, zaraz ci to zszyję", tłumaczyła. "Nie interesuje mnie, co się stanie z tym stworzeniem, ja go tu nie chcę, najlepiej go uśpij". "W takim razie wyprowadzam się razem z nim!", krzyknęła.

Wybiegła z domu w kapciach, bez kurtki, choć była mroźna styczniowa noc. W takim stanie dotarła do kamienicy, w której mieszkała mama. Przytulając mocno szczeniaka, zadzwoniła do drzwi. Otworzyli zaspani, w piżamach. "Nie martw się, damy radę", powiedział Konrad. Tego dnia spali we trójkę w jednym łóżku. Ale rano mama powiedziała: "Nie możesz zamieszkać z nami. Tu nie ma miejsca. Niepotrzebnie kłóciłaś się z ojcem, wiesz, jaki on jest. Przeprosisz go i będzie w porządku". Karolina patrzyła na nią z niedowierzaniem. Czy to na pewno jej matka? Ta, która ją kiedyś chroniła, wspierała, na którą można było zawsze liczyć? "Nie wrócę do domu", powiedziała. "Trudno, twoja sprawa. Tu nie ma miejsca", powtórzyła.

Karolina odłożyła pamiętnik. Wspomnienie tamtego dnia bolało. Tygodnie spania po koleżankach, potem poszukiwanie pracy, wynajmowanie mieszkań. Nie chciała rozmawiać z matką, choć to nie ją obwiniała. Winny był Konrad, nawet wtedy, gdy dzwonił i pytał, czy z nią wszystko w porządku, czy nie potrzebuje pieniędzy.

Cudownych rodziców mam

Zeszła na dół. Robiło się już ciemno, Antek spał w łóżeczku, mama otulona kocem czytała książkę. - Herbaty? - spytała Karolina. I zaraz dodała: - Wiesz, poszperałam w pamiętnikach i przypomniałam sobie początki twojej znajomości z Konradem. Nie cierpiałam was wtedy strasznie - uśmiechnęła się. Ileż już razy to wyjaśniały, przepraszały się za swój egoizm. Mama pierwszy raz po pół roku, Karolina po wielu latach, gdy sama zostawiła jednego mężczyznę dla drugiego, a zakochana w Pawle zapominała o wszystkim. Tylko on był ważny, tylko przy nim była szczęśliwa.

To wtedy odkryła, że nikt inny jak Konrad pokazał jej, jaki powinien być mężczyzna. Dobry, cierpliwy, gotowy do poświęceń, pełen akceptacji, a jednocześnie niezależny. To on pokazał jej, że miarą miłości nie są walka, zazdrość, obsesyjna namiętność, tylko zaufanie i spokój. Paweł był przecież taki jak Konrad. Ciepła zupa na stole, przyjaźń, długie rozmowy o wszystkim i niczym. A przede wszystkim poczucie, że na ukochaną osobę zawsze można liczyć. Dopiero kilka tygodni przed swoim ślubem zadzwoniła do Konrada i umówiła się z nim na kawę. "Przepraszam", powiedziała. "Byłam taką egocentryczką, a ty byłeś dla mnie taki dobry". Zobaczyła na jego twarzy wzruszenie. Och, jakże gardziłaby nim kiedyś za te łzy. Teraz była mu wdzięczna i szczęśliwa.

Przyznała się też, że jednak czuła wobec ojca lojalność i nie potrafiła sobie poradzić z żalem, że on, Konrad, jest tak dużo od niego lepszy. Bo egoizm ojca widoczny był jak na dłoni, a które dziecko potrafi pogodzić się z tym, że nie jest kochane bezwarunkowo? Które dziecko nie ma marzeń, by jego rodzice byli idealni? A mama? Paradoksalnie to właśnie tamta sytuacja sprawiła, że stały się partnerkami, które potrafią się wspierać, ale też powiedzieć sobie "nie".

- Ciągle jesteś na mnie za to zła? - mama pospiesznie wstała i nalała wody do czajnika. Karolina uśmiechnęła się: - No co ty. Nawet fajnie zobaczyć w swojej mamie normalnego człowieka, który ma swoje wady. Kiedyś myślałam, że jesteś idealna, a od tamtego czasu wiem, że jesteś jak wszyscy. Mylisz się, czasem ranisz, zapominasz o bliskich, skupiasz się na sobie, żyjesz we własnym świecie. Ale czy to sprawia, że mniej cię kocham? Nie, właśnie teraz jesteś moją prawdziwą przyjaciółką.

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas