Polubić siebie
Aby polubić siebie, trzeba najpierw zdać sobie sprawę ze swoich wad, poznać je i starać się je korygować bez poczucia niższości.
Wciąż kogoś "małpujemy". Ubieramy się jak ulubiona aktorka czy modelka, ścinamy włosy na wzór postaci z telewizji. Do pewnego stopnia takie postępowanie jest słuszne, gdyż pozwala zadbać o siebie i wpłynąć na dobre samopoczucie. Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy zatracamy swoją osobowość i bezkrytycznie biegając do sklepu i kupując świecący i często bardzo drogi ciuch, który ani nie pasuje do naszej figury, ani do typu urody. Później trzeba tę czy ową sukienkę nosić, bo szkoda schować do szafy, jeśli już jest. I tak ubieramy się jak średnowieczny rycerz w niewygodny pancerz, który może nie dosłownie, ale krępuje nasze ruchy i ogranicza swobodę.
Aby tak nie było, by nie zapędzać się w ślepy zaułek utraty indywidualności trzeba naprawdę poznać swoje ciało, pomyśleć co zatuszować, a co podkreślić. Często to czego nie lubimy, np. pieprzyk na nosie, czy zbyt duże stopy może stać się naszym atutem. Nie można podkreślać wszystkiego naraz. Jeśli mamy ładne oczy, należy pomalować je: nałożyć tusz na rzęsy i delikatny cień na powieki, ale na usta tylko delikatną pomadkę. Jeśli mamy ładne usta to należy je obwieść konturówką i pomalować szminką, oczy tylko musnąć. Na tym to mniej więcej polega, by nie zagłuszyć samych siebie, ale wydobyć ze swej urody coś charakterystycznego.
Podobnie postępują najpiękniejsze (lub uznane za najpiękniejsze) kobiety naszych czasów. Chodzące po wybiegu ideały, wysokie, smukłe i zgrabne, również nie wszystko u siebie lubią. Przed publicznością na pokazach mody, przed kamerą fotografa i przed sobą starają się ukryć rysy na swym "boskim" wizerunku.
Aby więc pocieszyć nas, zwykłe śmiertelniczki, zdradzę sekrety urody najpiękniejszych. Przestało być tajemnicą, że Cindy Crawford ma stopę wielką jak "mały kajak", na dodatek wadę postawy i, jak sama mówi dziennikarzom, wypukłości w miejscach, w których u innych top modelek jest płasko. Ale to akurat wykorzystuje jako atut.
Naomi Campbell, podobnie jak Cindy nienawidzi swoich stóp, Nadia Auermann kolan, a Christy Turlington, odkąd rzuciła palenie, obgryza skórki wokół paznokci i wstydzi się swoich rąk. Christy wpisuje jeszcze na listę wad stopy, kolana i zgrubienie na nosie, pozostałość po uderzeniu kijem golfowym podczas szkolnego meczu.
Kobiety, które sprzedają swoją urodę za miliony dolarów, nie mogą sobie pozwolić na luksus złudzeń. Mają pełną świadomość swoich niedoskonałości i potrafią je maskować. One wiedza, który profil jest ładniejszy, jaka fryzura najkorzystniejsza, jak usiąść, by noga wydawała się dłuższa, uda smuklejsze, biodra węższe, a biust ponętny i proporcjonalny.
Ciało to jest taka nasza życiowa kronika, pojawiają się zmarszczki albo kurze stopki w okolicach oczu. Czy my powinniśmy coś dla siebie wyciągnąć z podejścia do swej urody sławnych modelek? Myślę, że tak, przede wszystkim zdać sobie sprawę ze wzajemnych relacji między tym, co siedzi w nas w środku z tym, jak wyglądamy na zewnątrz. Znam osoby, które mają różne komplety ubrań w zależności od pory roku i od humoru. Na przykład wiosenny sweter jest w kolorze młodej zieleni a ozdoby z drewna malowanego, w lecie - barwy i tkaniny lekkie i przezroczyste, a do tego drobna, delikatna biżuteria ze świecidełkami.
Jeśli się ładnie ubierzemy ( niekoniecznie w drogim sklepie) dla kogoś, kto odkryje nasz wdzięk, jak to pięknie pisała Poświatowska: "patrzyłam dziś na siebie twoimi oczyma. Odkryłam miękkie zagięcie ramion, znużoną okrągłość piersi, które chcą spać i powoli na przekór sobie staczają się w dół, gdy mamy dla kogo kwitnąć", nie trzeba być Naomi i tak jesteśmy piękne.