Proszę! Mów do mnie!
Moje pierwsze małżeństwo nie było udane.
Ciągle się kłóciliśmy. Nawet o drobiazgi. Ale to oznaczało, że bez przerwy była między nami jakaś wymiana myśli, słów. Mieliśmy ze sobą kontakt, chociaz wtedy wydawało mi się, że nie takiego kontaktu chcę.
- Dlaczego znowu zostawiłeś po sobie naczynia? - pytałam zaraz po powrocie do domu.
- O co znowu się czepiasz? - odburkiwał.
To wystarczało do rozpoczęcia kolejnej wymiany zdań. Po 8 latach postanowiliśmy się rozwieść. Nie wytrzymywałam już tego napięcia. Kilka lat później poznałam Marka. To była oaza spokoju. Bardzo podobała mi się ta odmiana.
- Tak się cieszę, że nie muszę ci nic powtarzać po dziesięć razy - mówiłam do niego.
- Ja czytam w twoich myślach - odpowiadał, a mi to schlebiało.
Jednak kiedy się pobraliśmy i zamieszkaliśmy razem, zaczęło mi to coraz bardziej przeszkadzać. Marek nie odzywał się prawie wcale. Jednak tylko w domu. W towarzystwie był jego duszą.
- To dokąd dziś się wybierzemy? - umawiał się z naszymi znajomymi przez telefon.
- Najlepiej na karaoke! - odpowiedzieli.
I tam zagadywał wszystkich. Kiedy wróciliśmy do domu i chciałam z nim pogadać, całkiem zeszło z niego powietrze.
- Przecież już wszystko tam powiedziałem - stwierdził tylko.
Nie rozmawia ze mną ani o problemach, które przynosi z pracy, ani o radościach. Nie wiem już co jest gorsze, czy ciągłe kłótnie, czy ta cisza?
Jak mam go przekonać, że potrzebuję rozmowy? Czasem nawet o głupotach, o zakupach, planach na kolejne wakacje czy nawet o pogodzie. Jemu wystarcza “wygadanie się" w pracy i ze znajomymi, a ja nie jestem dla niego partnerem do rozmowy?
Kamila, 43 l.