Ten pierwszy raz
Co do jednego, wszyscy chyba jesteśmy zgodni:<b> ten pierwszy raz</b> zapada nam w pamięć do końca życia. Przygotowaniom do inicjacji - jeżeli ją planujemy - zwykle towarzyszą ogromne emocje.
Dlatego, oprócz samego partnera, ważna jest również oprawa wydarzenia: otoczenie i jego wystrój (czasem wraz z drobnymi detalami), posłanie (miękki materac, szeleszczące siano, wykrochmalona pościel), zapach (nie tylko partnera, ale także własnego ciała), dźwięki (muzyka, odgłosy natury). Duże znaczenie odgrywa pora dnia i rodzaj oświetlenia - jednym słowem wszystko, co stwarza nam odpowiedni nastrój. Bywa, że w trakcie kolejnych intymnych zbliżeń, niekoniecznie z tym samym partnerem, sięgamy wspomnieniami do swych pierwszych doznań, pomaga nam to w osiągnięciu orgazmu.
Kobiety, z którymi na ów temat rozmawiałam, wygłaszały pewne zastrzeżenie: "owszem, doskonale to pamiętam - mówiły. Tyle, że tamten mężczyzna nie był moim pierwszym, ale dopiero z nim przeżyłam coś naprawdę wyjątkowego. Wcześniejsze pechowe wypadki trochę zatarły mi się w pamięci".
Iza (25 lat):
Jestem mężatką od 4 lat. Cnotę straciłam ze swoim ślubnym, któremu dochowałam wierności do minionych Świąt Bożego Narodzenia. Od tamtego dnia żałuję, że nie zdradziłam go wcześniej, ponieważ dopiero wtedy poznałam smak rozkoszy.
Jarek był moim kolegą z sąsiedztwa. Już od dawna okazywał mi względy, ale trzymałam go na dystans. Dwa lub trzy razy w miesiącu wpadał do mnie z wizytą i tak też zrobił w Wigilię: przyniósł mi prezent gwiazdkowy. Mój małżonek - jak zwykle - przebywał gdzieś poza domem, u swojej matki lub u któregoś z braci. Akurat ozdabiałam choinkę, więc poprosiłam Jarka, aby przytrzymał rozchybotaną drabinę. Pomógł mi z ochotą. Stanął u moich stóp i nagle poczułam jego twarz wtuloną między moje uda. Nie wiem, co się wówczas ze mną stało, doznałam raptownych, słodkich zawrotów głowy i zmiękły mi kolana. W następnej chwili leżałam na dywanie, a gorący oddech Jarka oblewał moje łono? Wkrótce przeszyły mnie spazmy i po raz pierwszy przeżyłam prawdziwy, głęboki orgazm.
Tego samego dnia zrobiliśmy to jeszcze raz, w moim łóżku, a potem machnęłam ręką na choinkę i poszłam z Jarkiem do jego mieszkania. Byłam z nim aż do rana, czerpiąc przyjemność z każdej upływającej minuty. Na szczęście mój mąż spędził tę Wigilię ze swoją rodziną, u której także przenocował.
Od tamtej pory spotykam się z Jarkiem niemal codziennie. Powoli dojrzewam do rozwodu, a mój cudowny kochanek szaleje ze szczęścia.
Ludwika (29 lat):
Byłam już wtedy studentką i od trzech lat chodziłam z Andrzejem. Kochaliśmy się ze sobą często i to w sposób bardzo wyrafinowany, który sprawiał nam wiele przyjemności. Ale jedno było dla mnie oczywiste - że swoje dziewictwo powierzę tylko temu, kto zostanie moim mężem. Rodzice Andrzeja i moi traktowali nas niczym narzeczonych, snuli plany na temat naszej przyszłości, wspólnego zamieszkania itd. Nie miało to jednak wpływu na moją decyzję, a każdą próbę, którą Andrzej podejmował, by odbyć ze mną normalny stosunek i pozbawić mnie cnoty, kwitowałam krótko: "Dopiero po ślubie!"
W lutym wybraliśmy się do przyjaciół, którzy zorganizowali prywatkę. Było tam paru nie znanych mi gości, wśród nich pewien bardzo przystojny chłopak, o zdecydowanie męskiej urodzie. Miał na imię Waldek i świetnie tańczył. Od północy bawiłam się właściwie tylko z nim, gdyż większość panów (mój Andrzej także) z trudem utrzymywała pozycję pionową.
Podczas kolejnego tańca poczułam tak silne pożądanie, że przejął mnie lęk. Straciłam rytm i zupełnie zmiękły mi nogi. Przytulona do partnera nagle znalazłam się razem z nim w sąsiednim pokoju, gdzie goście pozostawili swoje wierzchnie okrycia. Runęliśmy na ten stos odzieży i nieomal jednocześnie Waldek wszedł we mnie. Byłam do tego stopnia podniecona, że nie odczułam żadnego bólu. Wszystko to zresztą trwało dosyć krótko, ale rozkosz tamtego spełnienia pamiętam do dzisiaj. Waldek jest moim mężem od pięciu lat.
Beata (26 lat):
Moja sprawa jest raczej nietypowa. Miałam już za sobą kilkanaście przygód miłosnych i od prawie roku byłam żoną Grzegorza. Nasze małżeństwo przebiegało burzliwie, kłótnie i sceny zazdrości przeplatały się z namiętnymi nocami.
Tamtego lata wyjechaliśmy wspólnie na Mazury. Dwa dni później wywiązała się między nami ostra sprzeczka, jak zwykle o coś błahego. Wściekła zostawiłam Grześka w namiocie i ruszyłam prosto przed siebie, nie bacząc, że już zmierzcha. Niebawem dotarłam do ogniska, przy którym trzech młodych mężczyzn szykowało sobie kolację. Poprosili, żebym z nimi usiadła. Poczęstowali mnie kiełbaskami. Zaczęliśmy jeść i gawędzić.
Zapadła noc i stało się... Właściwie nie był to gwałt. Chłopcy po prostu okazali więcej zdecydowania i stanowczości w swoim działaniu niż ja, w trakcie obrony przed nimi. Wzięli mnie wszyscy, po kolei.
A potem nastąpiły przeprosiny, błagania, spóźnione pieszczoty i czułości. Siedziałam z twarzą ukrytą w dłoniach i nie śmiałam spojrzeć im w oczy. Bałam się, że w moich zobaczą to, co przeraziło mnie samą: ten zbiorowy, wymuszony akt sprawił mi tak długą i głęboką rozkosz, o jakiej nigdy nie śniłam. Uciekłam od nich bez słowa. Obecnie, od trzech lat jestem po rozwodzie. Coraz częściej mam ochotę znów sprowokować podobną sytuację. Zaczynam podejrzewać, że jestem niezupełnie normalna.
Podziel się z nami swoja opinią na ten temat.