Trzy połówki jabłka
Anka kocha dwóch. Nie zerwie z żadnym, bo każdego by zraniła. Weronika nie chce wybierać, drugi partner daje jej gwarancję: nigdy nie zostanie sama. Dorota kocha byłego męża, ale tylko platonicznie. Z szacunku dla obecnego nie mogłaby go zdradzić. Wszystkie przyznają: serce kobiety jest pojemne. Znajdzie się w nim miejsce na podwójną miłość.
Anna: - Każda kobieta marzy o miłości idealnej. Ja ją znalazłam w dwóch mężczyznach. Ale żyję z poczuciem winy. Czasem nie wiem, kogo zdradzam, męża czy Jacka? O Jacku nie mówię "kochanek", łączy nas coś więcej niż gwałtowny romans. Nazwałabym to miłością równoległą.
Anna i Jacek mieszkają w Łodzi. Spotykają się w Warszawie. W co drugą sobotę o 9.20 wsiadają do pociągu do stolicy. Wybierają osobne wagony, bo ją czasem na dworzec odprowadza mąż, a jego żona. Bo Anna i Jacek "jadą w delegację".
Podczas półtoragodzinnej podróży oboje esemesują. Do siebie. Ale on już nie pisze, że kupi jej kolczyki z białego złota, perfumy Diora. Takie prezenty dawał na początku związku, trzy lata temu. W SMS-ach ustalają: trzeba oddać do naprawy zmywarkę w kawalerce, którą kupili, zawiesić rolety. Planują: pójdą na Ucho, gardło, nóż, a potem na wino do warszawskich sąsiadów, którzy myślą, że Anka i Jacek są małżeństwem.
Z dworca w Warszawie wychodzą objęci. Idą szybkim krokiem. Spieszą się. Tyle spraw, mało czasu. W niedzielę o 19.30 wsiądą do pociągu powrotnego do Łodzi.
Anka ma 33 lata, od siedmiu jest mężatką, od sześciu mamą. Jacek wie o mężu. Marek nie wie o Jacku. - Przez trzy lata szarpałam się: miałam wyrzuty sumienia, wymiotowałam ze stresu. Wiedziałam, że muszę wybrać, ale nie miałam pojęcia kogo. Każdy z mężczyzn ma to, czego nie ma drugi, i to w nim podziwiam. Z mężem łączy mnie dziecko, przyjaźń, naprawdę się dogadujemy. Ale z Jackiem uczucie jest bardziej gwałtowne. Gdy go poznałam, zrozumiałam, co znaczy móc "umrzeć z miłości" - wyznaje. - Nie chcę zdradzić swoich uczuć, nie chcę skrzywdzić żadnego, więc będę z oboma. Na ile pozwoli sumienie. Okazało się, że w moim sercu jest wiele miejsca.
Dzielić dwa światy
Anna chciałaby cofnąć czas do grudnia 2005. Wystarczyłoby jej, że poznała Jacka przy barze w klubie jazzowym, którego była menedżerką. Powinna zadowolić się tym, że on na nią spojrzał tak jak nikt do tej pory, że zaiskrzyło, że porozmawiali o lękach, niepokojach. Na tym powinni byli zakończyć. Ona miała męża, on żonę. Nazajutrz Jacek planował wyjazd w interesach do innego miasta. Ale przyszedł znowu. Przesunął podróż o dzień, potem o kolejny. Więc nocami siedzieli przy niedużym stoliku i opowiadali sobie życie.
Powiedziała mu, jak poznała męża. Był kolegą ojca, piętnaście lat od niej starszym. Imponował, skończył elitarne szkoły. Ona była dopiero po studiach, marzyła o podróżach, muzeach i teatrach. Zabrał ją do Paryża, Rzymu, Petersburga, Brukseli. Była szczęśliwa i trochę wdzięczna, że zwrócił na nią uwagę taki mężczyzna. Miała kompleks chudzielca z masywnymi łydkami. Ale po ślubie, jak to w życiu, zaczęły się schody. Słyszała: "Nie rechocz tak głośno na przyjęciach", "Makaron z truskawkami? Co ty mi na obiad deser dajesz?". Ale się dotarli, kochała go, opiekował się nią, tłumaczył świat. Po dwóch latach zaszła w ciążę. Z syna bardzo się cieszył. Zaraz po urodzeniu założył mu lokatę w banku. Ale gdy mały skończył miesiąc i dostał kolki, poprosił Ankę, by spała z dzieckiem w pokoju gościnnym, bo on nie może czytać.
Za kogo się masz?
Gdyby podczas tamtych nocy w klubie oboje z Jackiem tylko rozmawiali, gdyby nie zaczęli trzymać się za ręce, całować, Anka dziś nie miałaby dręczących wyrzutów sumienia. Nie usłyszałaby od matki: "Zdzira. Za kogo ty się masz?".
Pierwszy rok podwójnego życia. - Szaleństwo - opowiada Anna o tym czasie. - Hotele w Łodzi w tygodniu, od czasu do czasu wspólne weekendy na Mazurach. Myśleliśmy, że to będzie tylko romans, minie, gdy znudzi nam się spijanie z siebie szampana. Po raz pierwszy przeżyłam coś tak intensywnego. Czułam się kobieco. Czerwień na ustach, czerń na rzęsach. Po miesiącach żar przygasł, a my zrozumieliśmy, że jesteśmy sobie szczególnie bliscy. Byłam naprawdę szczęśliwa. I w małżeństwie było mi lepiej, już nie oczekiwałam od męża zbyt wiele.
Jeśli kupuje Jackowi płytę, to Markowi książkę. Jak z pierwszym je kolację na mieście, robi rodzinie ulubioną zupę. Jest dobrze. Z jednym i z drugim. Aż do nocy, w której siostra Marka widzi Ankę i Jacka ściskających się przed klubem jazzowym. W domu awantura, mąż wściekły, ona kłamie, on wierzy. Z Jackiem postanawiają: "Łódź jest zbyt mała. Musimy się umawiać w Warszawie".
- Nie mogłam powiedzieć Markowi prawdy, bo jak wytłumaczyć mu fakt, że moja druga miłość nie wpływa na uczucia do niego? Że kocham go jak zawsze, tyle że inaczej niż Jacka? Nie zrozumiałby, dostał furii i potem odszedł, a ja zniszczyłabym rodzinę - opowiada. - Mój mąż w związku jest jak turysta w muzeum, który ogląda obrazy, a te obrazy to ja i nasz syn. Myśli, że jest blisko, ale naprawdę daleko. Patrzy na nas, ale go z nami nie ma. Jednak kocham jego wewnętrzne emigracje, erudycję, maniery, bawi mnie sposób, w jaki wciąż próbuje mnie zmieniać. Ale dopóki nie poznałam Jacka, myślałam, że już żaden facet nie będzie śmiał się z moich dowcipów, że będę żyła bez porozumiewawczego mrugania okiem. Dopiero przy nim poczułam się szczęśliwa.
Co jest najtrudniejsze?
Jacek: "Rozwiedźmy się. Wyjdź za mnie". Anka: "Musimy być odpowiedzialni. Za rodzinę, dzieci". Dał jej pierścionek, nie wzięła. Bała się. Smutku rozbitej rodziny. Że syn jej nie wybaczy. Mąż będzie chciał go jej odebrać, a z Jackiem w trakcie wspólnego życia też zaczną się schody. Zrywa z kochankiem. Przez dwa miesiące jest jak chodząca gorycz. Spotykają się znowu. Zaczynają wspólne plany. "Pojedźmy na koncert Stinga", proponuje on. Jadą. "Kupię ci toster w stylu retro - obiecuje jej. - Ale nie mogę mieć w domu rzeczy, które mi przypominają ciebie. - No to kupmy własne mieszkanie".
Anka pożycza pieniądze od siostry. Jacek rusza oszczędności. Kawalerkę w Warszawie zapisują na nią. Zaczynają mieć wspólnych znajomych, Anka nawiązuje znajomości zawodowe, zaczyna prowadzić interesy. W Warszawie spotykają się raz w tygodniu i w co drugi weekend. W Łodzi rozmawiają przez telefon tylko w nagłych sytuacjach. Anka zamyka się wtedy w łazience, odkręca wodę w wannie, udaje, że rozmawia z siostrą. - Po latach nauczyłam się dzielić dwa światy. Kiedy zamykam drzwi domu, zapominam o drugim życiu. Gdy jestem z Jackiem, zapomnieć nie mogę, mam syna, mam z nim stały kontakt.
- Co jest najtrudniejsze?
- Przekroczenie granicy zaborczości i egoizmu. Kiedy Jacek narzeka, że w domu są kłótnie, doradzam: "Zabierz żonę do kina, wbij ten cholerny gwóźdź, kup jej róże bez okazji". Kocham go, chcę jego dobra, więc to potrafię.
- Plany na przyszłość?
- Nie wiem, co będzie. Mój mąż chce mieć drugie dziecko. Ja też. Ale chciałabym je mieć z Jackiem. Więc się zabezpieczam.
Nie pytam, czy jestem jedyna
List do redakcji brzmi następująco: "Droga Pani, kobiety kochają za mocno. Oddają serce, ciało i duszę, a gdy on się znudzi, cierpią i zostają z niczym. Co innego, jeśli tę miłość wyważą, podzielą, na przykład na dwóch. Ja tak zrobiłam. Zakochałam się w Arku i w Tomku.
Arek, jasny blondyn, jest w poniedziałki, środy i soboty. Tomek, ciemny blondyn, we wtorki i piątki. Czasem na odwrót. W resztę dni jestem sama. Nauczyłam się już nie wieszać na facetach. Kupiłam własne mieszkanie, mam w nim tylko swoje rzeczy. Teraz bym oszalała, gdybym co noc musiała kłaść się obok tego samego mężczyzny i gdyby on był przy mnie codziennie. Czar szybko by prysnął. I gdzie romantyczne kolacje? Dawanie sobie maskotek - takich, że wystarczy nacisnąć, a one mówią.
Jeśli jestem z dwoma mężczyznami, żadnym nie zdążę się nacieszyć, wciąż mam głód spotkań. I nie mam lęku: czy jestem dla niego tą jedyną? Jeśli nie, trudno. On też nie jest jedyny. To dla mnie wentyl bezpieczeństwa, żeby mniej bolało. Czy ich kocham? Hm, tęsknię, rozmyślam. To jest miłość nowoczesna. Niezaborcza. Pozdrawiam. W".
"W" to Weronika, ma 29 lat, jest księgową. Z Arkiem spotyka się od ośmiu miesięcy, z Tomkiem od sześciu. Obu poznała przez internet. Obaj wiedzą. Nie każą jej wybierać. Mają układ: jest przyjemnie, spotykamy się, czas pokaże, co będzie dalej. Niby nie ma problemów, wyrzutów, pytań, niby im to nie przeszkadza. Tylko Weronika czasem staje pod oknem Arka, żeby sprawdzić, czy po pracy wrócił do domu. Tylko on ostatnio, gdy dzwonił do niej Tomek, uderzył pięścią w szklane drzwi i rozciął sobie rękę.
Jak żyć, żeby mniej bolało?
Monogamicznie Weronika kochała trzy razy. Pierwszy na studiach. Jeździli w Bieszczady, słuchali punkowej muzyki. Po roku zamieszkali razem. Ona nie widziała poza nim świata. Kiedy zachorował na grypę, by się nim opiekować, nie pojechała z siostrą na weekend do Pragi. I zrezygnowała z wypadu ze znajomymi na Bornholm, bo miał problemy w pracy. Chciał ją wtedy mieć przy sobie. Osiągnęli bliskość. Takie same bluzy z polaru, klapki japonki, identyczne komórki. Pomyliła się. Wzięła do ręki jego telefon: "tobą oddycham, płonę i znikam" - sms od Łucji. Zapytała, nie zaprzeczył. Spakowała go, wyszedł. Nie poprosił o jeszcze jedną szansę. Przez kilka tygodni Weronika nie mogła zasnąć bez xanaksu.
Z kolejnym spotykała się, żeby zapomnieć o pierwszym. Taki był plan. On pytał: "Kiedy znów się spotkamy?", odpowiadała: "No, może za tydzień". Miała wyrzuty, on się angażował: róże, prezenty, weekendy. W końcu zamieszkali razem. Aż wyznała, że chce z nim spędzić resztę życia. Powiedział: "Zabrnęliśmy za daleko. Nie sądziłem, że się aż tak zaangażujesz". Weronika nie rozpaczała. Poszła na kilka seansów psychoterapii.
Z trzecim była chemia. Seks - trzy razy w ciągu nocy. Ale podłączyć pralkę musiała sama. Z samochodem do warsztatu? Sama. "Zostaw wiadomość", słyszała w słuchawce, gdy potrzebowała pogadać. "Przykro mi, mam żonę i dzieci", wyznał po pół roku. Kłamał. Od znajomych dowiedziała się, że jest sam. Po prostu się znudził. Weronika płakała dzień. Odstawiła xanax, zapomniała o psychoterapii. Zmądrzała. Koniec z myśleniem: miłość wszystko zwycięży. Miłość zwycięża kobietę, która wszystko oddaje. Zaczęła się lekcja: jak żyć, żeby mniej bolało.
Bez zobowiązań
Singielką jest półtora roku. Mężczyzn traktuje przedmiotowo. Seks od czasu do czasu. Bez zobowiązań. Ale pragnie ciepła, przytulania. W serwisie randkowym tworzy profil: "Włosy: blond. Oczy: niebieskie. Szukam: mężczyzny, który da mi coś więcej niż seks, ale zaakceptuje fakt, że mam własne życie, że może nie być moim jedynym". Dziś mówi: - To była prowokacja, rodzaj tarczy: nie próbuj mnie skrzywdzić, jestem silna. Nie planowałam wiązać się ani z wieloma, ani z jednym. Potrzebowałam tylko randek, męskiego towarzystwa. Nie myślałam, że się zakocham.
W ciągu tygodnia dostaje prawie dwieście odpowiedzi. Odrzuca tych, którzy proponują seks w trójkącie z kolegą i szukają "pani dla pary". Zostaje dwudziestu. Potem dwóch. Arek. Bo jest przystojny, z nim całe noce może spacerować po mieście, gadać o muzyce, filmach i głośno śpiewać wymyślone piosenki.
Ustalają: jest fajnie, więc są parą. Singli. Jest też Tomek, a z nim tak wielka namiętność, że idą do łóżka na pierwszej randce. Spotykają się, kiedy przyjdzie im ochota, niczego nie ustalają. - Arek był od rozmów, Tomek od uniesień. Nie chciałam rezygnować z żadnego, bo mając dwóch, miałam pełnię. W obu zaczęłam się zakochiwać. No bo ile człowiek by się bronił przed uczuciem, wcześniej czy później serce mięknie. Szybko wyznałam każdemu, że jest ten drugi. Miałam cichą nadzieję, że się wkurzą i będą walczyć. Ale oni zaakceptowali taki układ.
Koleżanki? Jedne gratulowały, niektóre zazdrościły, większość mówiła: "to egoistyczne, niedojrzałe, nie masz uczuć?". Kiedyś Tomek zdawał mi relację: dziś mam randkę. Albo kupował w mojej obecności kwiaty nie dla mnie. Potem poprosiłam: "Okłamuj mnie, ale nie opowiadaj, że jesteś z inną, mów, że idziesz do kolegi". Poprosił o to samo.
Albo ja albo on
Arek: "Nie mogę już tak dłużej. Chcę do ciebie zadzwonić i zastanawiam się, czy on tam jest? Co robicie? Czy w tej samej pościeli? Albo ja, albo on. Wybieraj". Weronika: "Nie bądź zaborczy, nie okłamuję cię, wiedziałeś, w co wchodzisz. Daję ci taką samą wolność". Arek wychodzi. Przez tydzień nie odbiera telefonów. Weronika dzwoni kilkanaście razy dziennie, wysyła maile. Jeździ na wyłączonych światłach pod jego domem. Sprawdza, czy jest sam.
On wraca z pracy, ona prosi, żeby wrócił. Odpycha ją. Weronika ogranicza spotkania z Tomkiem. Mówi: "nie mam nastroju". Po tygodniu Arek się odzywa. Znów się spotykają, ale jest inaczej. Weronika przy Arku wyłącza komórkę, daje mu do zrozumienia, że Tomek się nie liczy, że niedługo to zakończy.
- Więcej uczuć mam dla Arka, gdybym musiała wybierać, wybrałabym jego. Ale jeśli z nim mi się układa, chcę także spotykać Tomka. Arek to liryzm, wieczorami gramy na pianinie melodię z filmu Źródło i uderzając w klawisze, dotykamy się palcami. Tomek to dzikość. Spełnienie ukrytych fascynacji. Przy każdym jestem inna.
Co to jest poliamoria?
- Jakie korzyści daje związek z dwoma mężczyznami?
- Od jednego można uciec do drugiego. Czuję się bardziej "zaopiekowana", niż kiedy byłabym z jednym. I najważniejsze, jak się dzieli uwagę, czas i czułość na dwóch, to się mniej angażuje. Nie wpada w paranoję. Paradoksalnie mam więcej czasu dla siebie. Włoski, fitness, tenis.
- Chcesz mieć dzieci?
- Nie myślę o nich. Zabezpieczam się. Przeczytałam, że kochanie więcej niż jednej osoby nazywa się poliamorią. Socjologowie i futuryści prognozują, że takie związki będą związkami przyszłości. Monogamia była dobra, gdy ludzie żyli po 40 lat. W San Francisco poliamoryści walczą o legalizację związków poligamicznych.
- Co najbardziej boli w takim układzie?
- Zdanie sobie sprawy, że prawdziwa, wielka miłość z jedną osobą nie jest możliwa.
Kochać dwóch, być z jednym
Dorota wkłada obcisłą sukienkę w groszki. Perfumuje mieszkanie. Kilka kropli na zasłony, parę na sofę. Za chwilę przyjdzie Grzesiek, więc ona wyłącza radio w kuchni, bo w nim podają, która godzina. Nie chce, żeby przypomniał sobie nagle, jak jest późno i że powinien już iść. Grzesiek trzy razy w tygodniu przychodzi po ich syna. Ale najpierw rozmawiają. O tym, że Jaś lepiej radzi sobie z matematyką niż z polskim. Że trzeba go wysłać na dodatkowy angielski, pogoda się psuje i jest krach na giełdzie. Ona nie mówi, że myśli o nim codziennie.
Gdy z drugim mężem idzie do restauracji, kiedy mija wystawy sklepów z porcelaną, którą razem z Grześkiem kupowali po tym, jak ją wytłukli podczas sprzeczki. "Co on teraz robi? Z kim jest?", zastanawia się, gdy samochodem wraca z pracy. Dorota ma 36 lat, drugiego męża od roku, opowiada: - Nadal kocham pierwszego, chyba nigdy nie przestałam, ale teraz to miłość platoniczna. Nie chodzę z nim do łóżka, nie spotykamy się potajemnie. Dokonałam wyboru, jestem dorosła, odpowiedzialna. Nie umiałam być z nim. Uczę się żyć bez niego. Można kogoś kochać i pozwolić mu odejść. To rozsądniejsze, gdy ma się drugi związek.
Na sprawie rozwodowej chciało jej się wyć. Sędzia spytała, czy są pewni swojej decyzji, Grzesiek ze spokojem powiedział: tak. Po wszystkim wylądowali na podłodze mieszkania, które opróżnili z mebli przed sprzedażą. Kochali się, zostali do rana. "Zawsze będę cię kochać. - Ja ciebie też", szeptali sobie czule. - Wtedy myślałam, że mówię to, bo jestem zraniona, chcę go zatrzymać. Nie wiedziałam, że można kochać kogoś, nie będąc z nim przez tyle lat.
Włoski związek?
Poznali się na studiach, przed magisterką byli już parą. Ona została lektorką angielskiego, on zaczął pracować w korporacji. Wzięli ślub i przez lata była między nimi wielka przyjaźń i dobry seks. Rano SMS: "już za tobą tęsknię", wieczorem wspólne gotowanie. Dla niego szukała na mieście najlepszego łososia do zamarynowania, wcierała w ciało olejki, robiła konfitury. Teraz wie, że powinna była wyluzować. On zrobił się zbyt pewny, przestał się starać. "Ty chamie. - Ty kretynko" - to dialog z czasów, gdy doszli do momentu wybijania sobie szyb w samochodach i rysowania karoserii.
Częsty obrazek: ona wybiega z domu w kapciach, on ją goni, awantura na całe osiedle. - Terapeutka mówiła: włoski związek, słaba komunikacja, ale się kochacie, o szczęście trzeba walczyć. Ale ja chciałam Grześkowi dać nauczkę. Zaczęłam spotykać się z kolegą z pracy, Wojtkiem. Żeby mąż był zazdrosny, żeby zawalczył. Walczy, ale też zaczyna zdradzać. Doszli do ściany.
- Dobiła nas postawa roszczeniowa i mściwość. Rozstając się, mieliśmy jasność: między nami było albo minus sto, albo plus pięćdziesiąt. Ogólny bilans - ujemny. Po rozwodzie wciąż lądowaliśmy w łóżku, ale ja zaczynałam się coraz bardziej angażować w związek z Wojtkiem. On był miły, czuły, kochany, ale jeszcze wtedy był plastrem. I miał braki. Nie odróżniał kubizmu od impresjonizmu.
W Rzymie właśnie zachodziło słońce. Wojtek ukląkł przed Dorotą na Schodach Hiszpańskich. "Wyjdź za mnie. Wiem, że nie dam ci tak ładnego pierścionka, jaki byś chciała, nie porozmawiam z tobą o psychologii behawioralnej, ale nigdy cię nie okłamię, nie zdradzę. Tylko ja wiem, jaka jesteś naprawdę, i znoszę twoje fanaberie. Przestań się wygłupiać, powiedz tak". - Zgodziłam się. Rozczulił mnie. Grzesiek nigdy by mi nie obiecał takiego oddania - mówi i dodaje: - Ale nie wyszłam za niego z wdzięczności.
Miłość tylko jednemu
Po zaręczynach przestaje spotykać się z byłym mężem. Widują się tylko, gdy przyjeżdża zabrać syna. Ma dwa momenty słabości. Komunia dziecka, dużo gości, sporo wina. Grzesiek łapie ją w przedpokoju za talię i przyciąga do siebie. Całują się. Po chwili Dorota się wyrywa. Drugi: strasznie kłóci się z Wojtkiem, bo on nakrzyczał na jej syna. Pisze SMS do byłego męża: "przyjedź i zabierz mnie stąd, żyję z obcym człowiekiem". Nie wysyła wiadomości, szybko ją kasuje. - Zrobiłam to pod wpływem emocji - mówi.
- Kochasz drugiego męża?
- Tak, teraz to dla niego jeżdżę na drugi koniec dzielnicy po najlepsze świeże ryby. On się nie czepia, gdy mam babskie fochy. Szanujemy się, żadnych wyzwisk, szarpaniny. W nocy nie zasnę, jeśli nie dotkniemy się rękami.
- Skąd wiesz, że kochasz pierwszego?
- To proste, tęsknię, gdy wyjeżdża w delegację i nie widzę go dłużej niż trzy tygodnie. Niedawno miał wypadek na motorze. Złamania w siedmiu miejscach. Motocykl do kasacji. Zlikwidowałam lokatę w banku, kupiłam mu nowy.
- Chciałabyś cofnąć czas do sytuacji przed rozwodem?
- Nie, my nie moglibyśmy być razem. Urządzilibyśmy sobie i dziecku piekło. Romans też nie wchodzi w grę. Można kochać dwóch naraz, ale dawać miłość tylko jednemu.
Natalia Kuc