Ta jedna czynność nam nie służy. Osoby inteligentne emocjonalnie doskonale o tym wiedzą
Robimy to niemal odruchowo – na pogodę, na pracę, na sąsiada, który znowu coś wierci w ścianie. Narzekanie stało się tak powszechne, że traktujemy je jak sport narodowy. Tymczasem badania pokazują jednoznacznie: to nawyk, który podcina nam skrzydła. I choć może dawać chwilową ulgę, na dłuższą metę – po prostu szkodzi.

Spis treści:
Narzekanie - cichy złodziej nastroju i motywacji
Gdyby narzekanie było dyscypliną olimpijską, z pewnością bylibyśmy mistrzami. W końcu to jedna z tych czynności, które wielu z nas wykonuje bez zastanowienia. Poranek się jeszcze dobrze nie zaczął, a my już zdążyliśmy jęknąć z niezadowoleniem: "Znowu poniedziałek", "Pada", "Nie chce mi się". Wydaje się, że nic w tym złego - przecież każdy ma prawo do gorszego dnia. Problem zaczyna się wtedy, gdy to nie dzień jest gorszy, tylko sposób, w jaki go interpretujemy.
Psycholodzy od lat zwracają uwagę na mechanizmy, które stoją za narzekaniem. To strategia regulacji emocji - jednak bardzo kiepska. Owszem, przez chwilę można poczuć ulgę, ale tylko na moment. Bo kiedy opowiadamy komuś o tym, co nas zezłościło, sfrustrowało czy rozczarowało, nasz mózg wchodzi w tryb "powtórki z negatywu". Reaguje niemal tak samo, jak podczas pierwotnego zdarzenia. Przeżywamy wszystko jeszcze raz. Tylko że tym razem nie dochodzi do żadnego rozwiązania, a frustracja zostaje - i rozlewa się dalej.
Emocjonalna inteligencja mówi "stop"
Osoby o wysokiej inteligencji emocjonalnej dobrze to rozumieją. One również odczuwają złość, irytację czy smutek. Różnica polega na tym, że nie pozwalają tym emocjom przejąć kontroli. Nie wylewają ich na innych, nie powtarzają w kółko, co poszło źle. Potrafią odczuć - i przetworzyć. Rozpoznać, że coś ich poruszyło, a potem przejść do działania.
Inteligencja emocjonalna to więc świadomość własnych emocji i umiejętność zarządzania nimi tak, by nie szkodziły - ani nam, ani otoczeniu. Zamiast więc narzekać na problem, osoby inteligentne emocjonalnie zadają sobie pytanie: co mogę z tym zrobić? Albo: czy mam na to wpływ?
Czytaj też: Pierwsza randka bez krępującej ciszy? Te pytania uratują cię, gdy kończy się temat pogody
Jeśli odpowiedź brzmi "tak" - działają. Jeśli "nie" - nie drążą, tylko zmieniają kierunek uwagi. To nie znaczy, że ignorują rzeczywistość, ale że nie pozwalają, by to rzeczywistość dyktowała im samopoczucie.

Nie szukaj winnych. Szukaj punktu zwrotu
Nie zawsze da się znaleźć rozwiązanie od razu. Czasem trzeba chwilę pobyć w niewygodnej emocji. Ale różnica między narzekaniem a refleksją polega na intencji. Narzekanie to krążenie w kółko - bez celu, bez nadziei. Refleksja to zatrzymanie się po to, by coś zrozumieć i ruszyć dalej.
Czytaj też: Psycholożka apeluje do Polek, które czują się niedoceniane w związku. Mówi o "ważnej lekcji"
Zamiast więc opowiadać po raz dziesiąty, jak bardzo irytuje cię szef, czy jak niesprawiedliwa była sytuacja w sklepie, spróbuj przyjrzeć się, co naprawdę czujesz. Czy to złość? Poczucie braku wpływu? Zawiedzione oczekiwania? A potem pomyśl, jak możesz zadbać o siebie - tak naprawdę.
Może potrzebujesz rozmowy, ale takiej, która kończy się wnioskiem - a nie tylko echem frustracji. A może warto zapisać swoje emocje, żeby spojrzeć na nie z dystansu. Możesz też zamienić jeden nawyk na drugi - zamiast zaczynać dzień od "Nie chce mi się", zacznij od krótkiej myśli wdzięczności: "Fajnie, że dziś mam czas na kawę", "Dobrze, że nie muszę biec na spotkanie".

Narzekanie to wybór. I można wybrać inaczej
Oczywiście, nikt nie stanie się mistrzem zarządzania emocjami z dnia na dzień. Ale świadomość, że narzekanie to niekonieczna reakcja - tylko nawyk, który można zmienić - jest już początkiem. Można się z niego wyplątać.
Nie chodzi o to, by udawać, że wszystko jest idealne. Chodzi o to, by nie pozwalać negatywności przejmować władzy nad resztą dnia, tygodnia, życia. Bo jak pokazuje nauka - nawet najdrobniejsze zmiany w podejściu potrafią wywołać duży efekt.