Turyści po życiu

Brać z życia pełnymi garściami, kolekcjonować wrażenia i witać zmiany uśmiechem. Kto by nie chciał? Podróżować od przystanku miłość do stacji praca marzeń, a po drodze zdążyć na samolot do Los Angeles. Ile kosztuje ten nowoczesny przepis na szczęśliwe życie? Bardzo drogo...

Liczą się tylko wrażenia, chwile,które kolekcjonujemy na dysku...
Liczą się tylko wrażenia, chwile,które kolekcjonujemy na dysku...ThetaXstock

- Marna jakość - mruczy Grażyna, a ja zastanawiam się: mówi o filmie czy o związku? - Było, minęło - dodaje Grażyna, ale nie ze smutkiem, raczej ze złością. - Znasz takie powiedzenie, że zmiana jest jedyną pewną rzeczą na tym świecie? Wkurza mnie to. Te zdjęcia to właściwie wszystko, co mi zostało po 20 latach dorosłego życia! Masz pojęcie? Żyłam wirtualnie czy co?
Świat, czyli bar sałatkowy
Miasteczko Tłuszcz, parterowy dom z ogródkiem. Ojciec - pediatra w przychodni, mama w okienku na poczcie. Tego nie ma na zdjęciach. - Wyjechałam stamtąd, obiecując sobie: moje życie będzie inne - opowiada Grażyna. - Sami mnie nakłaniali: baw się, jesteś młoda. Tato zachęcał: "Nie ciułaj grosza tak jak my, liźnij świata, córeczko". Liznęła. Studia handlowe w Warszawie, wakacje w Szwecji, stypendium w Holandii. Wypad do Pragi, miłość w Berlinie. Kitesurfing na Helu, jazda konna na Mazurach. Wreszcie podróż życia, Ameryka.

- Nic nie dziwiło mnie bardziej niż dyskusje na temat wejścia Polski do Unii: jak można nie chcieć być Europejczykiem? Pamiętam taki moment: zakochana po uszy siedzę z Pawłem (pierwszym narzeczonym) przy śniadaniu w hotelu. Śmiejemy się, że świat jest jak ogromny bar sałatkowy, tylko od ciebie zależy, z jakich składników skomponujesz sałatkę - swoje życie. Moja miała cudowny smak. - Świat stwarza nam dziś niebywałe możliwości. Możemy wybrać styl życia, dokupić do niego modne dodatki i usługi. Chcesz być kosmopolitą, pragmatykiem czy buddystą? Logomaniakiem czy ekologiem? Zarabiasz, więc wybierasz według gustu i smaku, a oferta jest szeroka. Czy można z niej nie skorzystać? - mówi antropolog kultury dr Waldemar Kuligowski.

- Najtrafniejszą metaforą życia we współczesnym świecie jest turysta - nie tylko w sensie konsumenta oferty biur podróży. To kolekcjoner wrażeń zwiedzający życie, fotografujący swoje związki, nieangażujący się w nic poza samospełnieniem. Dla Grażyny to było święte słowo. Spełnić się, wieść życie aktywne, bogate w doświadczenia i dobrze przyprawione. - Ale chyba źle dobierałam składniki mojej "sałatki" - mówi.

Praca w PR znudziła ją. Paweł odszedł. Przy Marcinie (następnym narzeczonym) czuła się niedoceniana. Poznała Przemka i rzuciła się w największą przygodę: sprzedać wszystko i założyć stadninę pod miastem. Kiedy wykupili konie przeznaczone na ubój, była naprawdę szczęśliwa, czuła, że zrobiła coś prawdziwie ważnego, dobrego. Założyli szkółkę jeździecką, zatrudnili hipoterapeutę. Zimą zaczęli kłócić się o pieniądze.

Dostawa nowych emocji

- Wszystko okazuje się tymczasowe, z krótkim terminem przydatności do spożycia - mówi Grażyna. - To głupie, że gdyby nie te "dowody życia" (wskazuje na zdjęcia w komputerze), o wielu rzeczach, sytuacjach po prostu bym nie pamiętała. Miały być najważniejsze, jedyne, cudowne, a okazały się epizodami. Niestałość, nietrwałość, niepewność - socjolog Zygmunt Bauman nazywa je ceną, jaką płacimy za nieustanną możliwość wyboru i prawo do swobodnego kreowania swojego życia. W końcu, jeśli życie jest sałatką, tak być musi, w konsumpcji liczy się przecież świeżość, a źle wybrany smak nie jest tragedią, można go szybko zagryźć innym.

- Zdjęcia są jak konserwanty dodające trwałości ulotnym zdarzeniom. Stąd urlopy sfilmowane od rana do nocy jako dowody dobrej zabawy, fotografowie uganiający się po kościołach podczas ceremonii, wreszcie cyfrówka na porodówce i flesz wycelowany w niemowlę - mówi Waldemar Kuligowski. - Nic w tym złego, ale warto zdawać sobie sprawę, że po drugiej stronie obiektywu jesteśmy obserwatorami, nie uczestnikami. Nie angażujemy się, nie przeżywamy, tylko kadrujemy, podglądamy i wypatrujemy lepszych ujęć.

Uchodźcy przed nudą

W filmie Otwórz oczy hiszpańskiego reżysera Alejandro Amenabara wszystkie kłopoty głównego bohatera biorą się stąd, że przez dwie kolejne noce widziano go z tą samą dziewczyną. Oddychamy z ulgą, gdy okazuje się, że akcja filmu rozgrywa się w wirtualnym świecie. Ale tę samą pochwałę zmian widzimy na co dzień w reklamach: o "kobietach, które mają zero planów na jutro" marzy przystojniak z coca-colą bez cukru. W salonie sprzedaży telefonów komórkowych napis: "Odwiedź nas, bo z twoją komórką wstyd już pokazać się w towarzystwie"...

- W USA, kiedy wychodzimy z supermarketu z pełną torbą, zadowoleni, że uciszyliśmy konsumenckie tęsknoty, żegna nas billboard: "Drogi kliencie, to, co kupiłeś, już jest stare" - dodaje Kuligowski. - Tak właśnie mi powiedział Przemek: "Myślę, że jesteś dla mnie za stara" - mówi Grażyna. - Jestem młodsza od niego o pięć lat! Po prostu nie chciał się przyznać, że znudziły go stajnie, brak gotówki i miejskich rozrywek. No i ja, ta sama od dwóch lat - opowiada. Sama też była już znudzona. Codzienne czyszczenie koni, monotonny plan dnia, ten sam widok za oknem, ponura mina Przemka. No, flauta po prostu. "Czy jestem tu za karę?", myślała.

Kiedy życie nie smakuje

Grażyna i Przemek sprzedali swój agroturystyczny raj na ziemi, podzielili się pieniędzmi i rozeszli. Obydwoje zaczynają kolejny raz, od początku. Ale tym razem Grażyna nie czuje ekscytacji przed nową "podróżą po życiu". - To chyba jakaś choroba - mówi. - Depresja. Albo starość. Znowu mogę jeść śniadania w kafejce na rogu, ale teraz mi nie smakują. Rogalik jak guma, a kawa, jak to kawa... Nowa praca? Znów muszę udowadniać, jaka jestem świetna, rzutka, prawdziwa rakieta na obcasach. Nowa miłość? Podchody, czekanie na telefony, niepewność... O rany, już nie mam siły.

Całe niebezpieczeństwo pełnego zmian i wrażeń życia to nieuchronność takiego momentu, kiedy nowy początek przestaje nas cieszyć. Dopada nas myśl: wszystko już było. Stres związany ze zmianą zaczyna ciążyć, a nie dostarczać przyjemnej ekscytacji. Bo ile razy można?

- Tego nie wiemy. Nie mamy wzorców, testujemy na sobie styl życia bez precedensu - mówi Waldemar Kuligowski. - Nie było jeszcze w historii takiego pokolenia, w którym każdy mógłby wielokrotnie zmieniać styl życia, miejsce zamieszkania, partnera, pracę, nawet zawód co kilka lat.

- Zmiany są dziś nie tylko możliwością i szansą. Są też koniecznością. Przeciętny Amerykanin zmieni miejsce pracy 11 razy i trzykrotnie się przekwalifikuje. Ale tylko jeden na trzech będzie z tego zadowolony. Reszta zrobi to pod presją: bo ludzie powiedzą, że skostniałem, że się nie rozwijam - mówi socjolog prof. Wilhelmina Wosińska, wykładowca na Arizona State University. Uważa, że na skutek globalizacji ten job hopping (ciągłe zmiany zajęcia), wynikający z przekonania, że zmiana jest synonimem sukcesu, rozprzestrzeni się w Polsce. Europa już dogania Amerykę w statystykach rozwodów (w USA rozwodzi się co drugie małżeństwo). Przyspieszenie to wynika z przekonania, że "już się przy tobie nie rozwijam" jest wystarczającym powodem do rozstania.

Gdzie ta baza?

Wszyscy dziś po trosze jesteśmy życiowymi turystami (albo chcemy nimi być), więc krytykując ten najbardziej nowoczesny styl życia, strofujemy samych siebie. - Ale to dobrze. Największe niebezpieczeństwo to ulec trendowi, nawet nie wiedząc, że mu się ulega - uważa prof. Wosińska. - Nieustanne otwarcie na zmiany ma przecież koszty psychiczne. Od tej zmienności, niepewności, związanych z nimi stresów i lęków "korodują" nam charaktery. Tracimy zdolność do angażowania się, do lojalności.

Kiedy studentów poznańskich uczelni spytano niedawno o wartości, na które warto postawić w życiu, hitem okazała się samorealizacja. Za nią wolność. Lojalność i zaangażowanie na końcu. Bo do czego się przywiązywać, czemu oddać, jeśli wszystko jest tymczasowe?

Nowe mieszkanie Grażyny (już czwarte) to dwa pokoje na warszawskiej Ochocie. Są prawie puste: laptop na kubiku z pleksi, telewizor, nadmuchiwane fotele. - Będę żyć na walizkach. Bardzo do mnie pasuje, prawda? W sypialni tylko wielkie łóżko i nierozpakowane kartony ustawione jeden na drugim. - Nie chce mi się nawet tam zaglądać - macha ręką Grażyna. - Nic wartego uwagi, pamiątki z podróży, trochę książek. Takie tam rzeczy.

Wirówka wrażeń

- Jeśli zatrzymamy się nagle po spędzeniu wielu lat w wirówce wrażeń, możemy poczuć się bankrutami. Jak mówi szwedzki socjolog Thomas Ericsson (autor bestsellera Tyrania chwili), czujemy wtedy, że choć żyliśmy barwnie i szybko, to z tą ogromną prędkością... staliśmy w miejscu - tłumaczy Waldemar Kuligowski. - Jest takie powiedzenie: "doświadczeń nikt nie może nam odebrać", ale w takiej chwili człowiek myśli: jestem jak album na wlepki, a moje przeżycia są naskórkowe, banalne, powtarzalne. Dzieje się tak dlatego, że człowiek intuicyjnie wyczuwa, że w jego wypełnionej zdarzeniami biografii brakuje bliskich.

W książce Ericssona jest mądra puenta: "jeśli chcesz żyć chwilą, to przeżyj w wyobraźni tę ostatnią". Czy będziesz wtedy żałować, że za mało spacerowałaś po plaży, nie obejrzałaś kolejnego filmu, nie kupiłaś szybszego samochodu? Nie sądzę. W końcu zawsze żałujemy, że za mało czasu poświęciliśmy innym ludziom. Do Grażyny wprowadza się przyjaciółka, trzydziestoparolatka po rozwodzie. Żeby przypilnować mieszkania, bo Grażyna planuje następną podróż (je pół porcji i oszczędza na Islandię). Z sypialni znikają kartony razem z wielkim łóżkiem, dobrym dla kochanków. Grażyna jest zadowolona: - Rodzice mówili, że dwoje ludzi to już dom - wspomina. Obie siedzą godzinami przed laptopem i wybierają najlepsze zdjęcia. Powiększony krajobraz z Meksyku wisi już na ścianie. Teraz dokładnie widać, że biały punkt to szczupła kobieta w sportowym kombinezonie, Grażyna. Przy kuchni jej portret na koncercie U2 w Berlinie. - Ależ ty miałaś cudowne życie - mówi przyjaciółka. Grażynie błyszczą oczy. Turysta nie może być sam. Potrzebuje bazy, musi mieć do kogo wracać. Inaczej staje się tułaczem.

Magdalena Jankowska

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas