Reklama

Test: Generator pary Philips PerfectCare Elite Plus

Znam kobiety, które uwielbiają prasować. Rozluźnia je to, daje czas na myślenie o przyjemnych sprawach, jest dobrą wymówką, żeby w tym samym czasie obejrzeć (kilka!) odcinków serialu. Niestety, ja zdecydowanie do nich nie należę. Gdyby miał mnie ktoś ukarać, do niedawna mógłby mnie właśnie posadzić przed deską do prasowania i kazać walczyć z materiałami. Do niedawna, bo okazało się, że wszystko jest kwestią sprzętu...

Znam kobiety, które uwielbiają prasować. Rozluźnia je to, daje czas na myślenie o przyjemnych sprawach, jest dobrą wymówką, żeby w tym samym czasie obejrzeć (kilka!) odcinków serialu. Niestety, ja zdecydowanie do nich nie należę. Gdyby miał mnie ktoś ukarać, do niedawna mógłby mnie właśnie posadzić przed deską do prasowania i kazać walczyć z materiałami. Do niedawna, bo okazało się, że wszystko jest kwestią sprzętu...

Strata czasu, walka z wiatrakami, bo i tak się wszystko pomnie i świadomość, że musisz się naprawdę namachać, żeby mieć w szafie porządnie poukładane ubrania - to moje podstawowe skojarzenia z prasowaniem tradycyjnym żelazkiem. Choć zawsze zazdrościłam moim obowiązkowym koleżankom poskładanych w równe kwadraty bluzek i spodni z idealnymi kantkami, akurat ta zazdrość nie była konstruktywna. Długo szczytem moich starań było jak najsprytniejsze rozłożenie prania na suszarce - tak, by się jak najmniej zmięło. Najlepiej wcale.

Zalety generatorów pary

Po wielu latach męki z tym, co jednak wypadało wyprasować, dostałam generator pary Philips. Zajął trochę więcej miejsca niż zwykłe żelazko, ale zmiana była niesamowita! Nagle zachciało mi się prasować wszystkie rzeczy, które pakowałam do walizki przed wyjazdem, nie musząc potem codziennie rano szukać żelazka po całym hotelu. Każdego dnia przed wyjściem z domu w kilka minut miałam gotowe ubrania, które mimo - nadal - starannego rozkładania do suszenia, warto jednak było choćby musnąć parą. Ale nie łudźcie się, do wyprasowania wszystkiego w szafie jeszcze mi było daleko.

Reklama

Kilka tygodni temu w moim domu pojawił się PerfectCare Elite Plus - generator pary Philips w nowoczesnym wydaniu. Od poprzedniego różni się mocą, ale też designem i - przede wszystkim - wagą. Jego poprzednik jest biały, z jasnozłotymi elementami. Ten jest zdecydowanie bardziej elegancki - czarno-złoty, z podświetlanymi na niebiesko i zielono (w trybie eco) przyciskami i czujnikami.

Po wlaniu wody do zbiornika (najlepiej zdemineralizowanej) i włączeniu - zwykłym lub w trybie eco - generator zaczyna wytwarzać parę. Do momentu, kiedy można go użyć, mijają dwie minuty. Gotowość do pracy sygnalizuje czujnik, który przestaje migać i cicho piszczy. Sygnał dźwiękowy to cenne usprawnienie w stosunku do poprzedniego modelu, w tym czasie można jeszcze na szybko umyć zęby, albo wytuszować rzęsy (rano każda minuta się liczy!). A jeśli już o minutach mowa - wyprasowanie jednej, prostej rzeczy zajmuje dokładnie tyle czasu. Kolejną niewątpliwą zaletą sprzętu jest waga - żelazko generatora jest niezwykle leciutkie!

Liczy się każda minuta

Mając w domu takie urządzenie jak Philips PerfectCare Elite Plus, trudno mi było nie pokusić się o test, który sprawdzał nie tylko jego wytrzymałość, ale także moją. Zaplanowałam wyprasowanie całej szafy ciuchów. Zaczęłam o 18:23. Na pierwszy rzut poszło 12 t-shirtów (łatwizna, niecała minuta na jeden), cztery bluzy (trochę ponad minuta), pięć bluzek z długim rękawem, w tym dwie z "nietoperzowymi" rękawami, dwie wymiętolone do granic możliwości koszule i trzy sukienki. Udało się to m.in. przy pomocy OptimalTEMP - funkcji, dzięki której generator sam dobiera odpowiednią temperaturę do wybranej tkaniny. Nie trzeba ich wybierać od najdelikatniejszej do najgrubszej i stresować się ich przypaleniem. W 46 minut praca była skończona.

Znając moje umiejętności i cierpliwość, przy pomocy zwykłego żelazka udałoby mi się w tym czasie pokonać same t-shirty. Ale dzięki strumieniowi pary nie musiałam rozkładać do prasowania rękawów - po prostu wyprasowałam je w powietrzu. Do tkanin, z których uszyte są koszule, generator Philips sam sobie dobrał odpowiednią moc strumienia pary, więc z tym również nie musiałam się męczyć. Na początku szukałam jeszcze (z przyzwyczajenia) guzika do spryskiwania materiału wodą, ale okazał się on kompletnie niepotrzebny. Jedyne, co mi przeszkadzało, to fakt, że żelazka nie da się postawić na sztorc, musiałam wyrobić w sobie nawyk odkładania go na deskę do prasowania. Na szczęście bez stresu, że zniszczę jej pokrowiec - zainstalowany w urządzeniu inteligentny czujnik DynamiQ sprawia, że nie ma takiego ryzyka. Wykrywa każdy ruch żelazka, dzięki czemu wytwarza ono parę podczas prasowania i automatycznie wyłącza ją, kiedy nie jest potrzebna.

Nie tylko w poziomie

Przyszła pora na sukienki. Większość z nich wybieram z takich tkanin, które się nie gniotą - czy to w szafie, czy podczas siedzenia. Z generatorem pary można szybko nadać im ładny kształt i odświeżyć je nie ściągając z wieszaka - prasując (czy też parując sukienkę) w pionie. W zestawie z Philips PerfectCare Elite Plus znajdziemy specjalną rękawicę, która chroni przed ewentualnym poparzeniem. Na początku dziwiłam się, że została dołączona do generatora, ale potem poznałam moc najsilniejszego wyrzutu pary. Jest imponujący i faktycznie lepiej uważać. W każdym razie w kolejne trzy kwadranse sukienki były gotowe do wyjścia w nich w każdej chwili.

I kiedy już miałam nadzieję na pokonanie swoich największych słabości, przypomniało mi się, że:
a) w tej szafie jest jeszcze pościel - nie wymagajcie tego ode mnie na razie,
b) ktoś to wszystko teraz musi poskładać.

Czekam, aż Philips wymyśli jeszcze do tego równie przydatne urządzenie, jak generator pary.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy