Niepowodzenia mnie zahartowały

Za Marcina wyszłam w 2003 r. W tym samym roku na świat przyszła Paulinka. Zamieszkaliśmy na piętrze domu moich rodziców.

Agnieszka Golińskia
Agnieszka GolińskiaChwila dla Ciebie

Mąż pracował z firmie meblarskiej, a ja zajęłam się malutką córeczką. Kiedy miała pół roczku, znalazłam pracę w sklepie spożywczym. Paulinką zajęła się moja mama. Kiedy znów zaszłam w ciążę, cieszyłam się jak dziecko. Agatka przyszła na świat w 2005 r.  Wszystko świetnie się układało. Byliśmy tacy szczęśliwi. Niestety, niedługo potem moja mama dostała udaru. Była sparaliżowana.

- Nie martw się, zaopiekuję się tobą - pocieszałam ją.

Specjalnie dla niej zapisałam się na kurs masażu. Co weekend jeździłam do Warszawy. 

- W Szwecji jest praca na budowie. Wyjadę, zarobię - zaproponował mąż. -

Słusznie. Potrzebujemy pieniędzy. Jedź - powiedziałam nieco zrezygnowana.

A ja zajmowałam się córeczkami, mamą, pracowałam w sklepie. Ciągle w ruchu, ciągle na wysokich obrotach.

- Ałłaaa! - któregoś dnia sprzątałam bagażnik samochodu i uderzyłam się głową w jego klapę.

Jak tylko weszłam do domu, zaczęłam wymiotować. "To pewnie wstrząs mózgu" - pomyślałam. 

- Jedźmy do szpitala! - krzyknął tata. Na miejscu od razu zrobiono mi tomografię komputerową.

- Ma pani tętniaka mózgu- powiedział lekarz.

- Słucham? To jakaś pomyłka - byłam przerażona.

Szybko trafiłam do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Ze Szwecji przyleciał mąż. Lekarze musieli sprawdzić czy mój tętniak w ogóle nadaje się do operacji. Ten zabieg bardzo mnie osłabił.

- Zoperujemy panią, ale dopiero za rok. Pani organizm musi się zregenerować. Proszę się przez ten czas oszczędzać - tłumaczyli lekarze, a ja słuchałam ich przerażona.

- Mam żyć jak na bombie zegarowej? - pytałam.

Wróciłam do pracy w sklepie, ale bardzo na siebie uważałam. Nie dźwigałam ciężkich pudeł, nie przemęczałam się. Czułam, że szef na to krzywo patrzy. Jakby tego było mało, w moim małżeństwie zaczęło się psuć. Marcin znów wyjechał za granicę. Coraz rzadziej się odzywał, przestał nam przysyłać pieniądze. A ja? Musiałam sobie radzić. Dobrze, że miałam dziewczynki. One dawały mi siłę. To było w 2011 r. Zasłabłam w pracy. Karetka zabrała mnie do szpitala. Lekarze podjęli decyzję, że operacja odbędzie się natychmiast.

- To bardzo poważny zabieg. Nie wiemy, jak się skończy - mówił lekarz.

"Boże, ja mam dopiero 29 lat, dwie małe córki..." - kołatało mi się po głowie. Tuż przed operacją przytuliłam je do siebie.

- Posłuchajcie mnie, tam na górze jest niebo, a w nim aniołki. Jak się operacja nie uda, to będę takim aniołkiem i będę na was z góry patrzyła... - tłumaczyłam im, z trudem powstrzymując łzy. Modliłam się i starałam się nie tracić nadziei. Kiedy po operacji zobaczyłam nad sobą pielęgniarki, chciało mi się krzyczeć ze szczęścia. Byłam łysa, z wylewem pod okiem, ale żywa.

"Boże, ja przeżyłam zabieg!" - śmiałam się w myślach. 

Powoli wracałam do siebie. Niestety, półtora miesiąca po operacji, na kilka dni przed Bożym Narodzeniem dostałam wypowiedzenie z pracy.

"Nie rokuje pani na powrót do pracy" - tak napisał szef.

Czułam się podle. Nie dość, że źle wyglądałam, to jeszcze czułam się jak śmieć pozbawiony środków do życia.

"I co ja teraz zrobię? Gdzie szukać pracy?" - płakałam. W 2012 r. pewnego dnia zadzwoniła do mnie znajoma.

- Chcemy razem z koleżankami otworzyć spółdzielnię socjalną - mówiła Halinka.

- Dołączysz do nas? - Chętnie - odparłam.

Ukończyłyśmy kurs i w następnym roku otworzyłyśmy spółdzielnię: Centrum Terapeutyczno-Opiekuńcze "Amelia". Ja zajęłam się masażem, koleżanki: przedszkolem, zajęciami z dziećmi. Dziś pracuję i studiuję fizjoterapię w Warszawie. Mam dwie zdrowe, mądre córeczki. Z Marcinem ostatni raz widziałam się na komunii Paulinki. Od blisko dwóch lat nie mamy ze sobą kontaktu. Podobno pracuje gdzieś w Anglii. Były trudne momenty, przetrwałam je. Wiem, że już nic mnie nie złamie. 

Agnieszki Golińskiej wysłuchała Anna Kamińska

Chwila dla Ciebie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas