Adoptowała chorego kota. Zobacz, jak jej się odwdzięczył

On miał amputowane uszy i marne szanse na to, że jeszcze kiedyś znajdzie prawdziwy dom. Ona walczyła z lękami, których nabawiła się po wypadku samochodowym. Razem udowodnili, jak niezwykła więź może zrodzić się miedzy człowiekiem i zwierzęciem.

zdj.ilustracyjne
zdj.ilustracyjne123RF/PICSEL

To podobno była miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy Molly Lichtewalner, studentka cierpiąca na zaburzenia lękowe, zobaczyła Ottisa, od razu wiedziała, że pasują do siebie. Ona od zawsze przyciągała do siebie chore, niechciane zwierzęta, a biały kocur Ottis, również nie miał w życiu łatwo. Lekarze, aby pozbyć się cyst, amputowali mu oboje uszu, tym samym pozbawiając zwierzaka zmysłu słuchu. Kaleki i wiekowy (9,5 roku) kot nie miał wielkich szans na znalezienie domu. Aż pojawiła się Molly.

- Ciepriałąm wtedy na silne zaburzenia lękowe, których nabawiłam się w wyniku wypadku samochodowego - mówi Molly. - Zdecydowałam wtedy, że dobrym sposobem na poradzenie sobie z nimi będzie adopcja zwierzaka, bo nic nie uspokaja mnie tak bardzo, jak tulenie się do futrzastego przyjaciela.

Ottis, którego adoptowała okazał się najlepszym "futrzastym przyjacielem", jakiego dotychczas miała. Kocur jest jej tak wdzięczny, za stworzenie nowego domu, że nie odstępuje swojej pani na krok.

- Życie z nim jest jak sen. To najbardziej oddany i lubiący się tulić kot, jakiego znam - mówi Molly. - Czasem, gdy czuję się wyjątkowo źle, tylko on potrafi mnie uspokoić.

- Jego adopcja była najlepsza rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiła. To ona mnie uratował, a nie ja jego - dodaje.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas