Czarodziejska Góra

Ten tekst stanowi dopełnienie wydawanego podczas ośmiu lat internetowego pisma "Wojownik Światła Online". Pragnę podziękować ponad stu pięćdziesięciu tysiącom ludzi, którzy regularnie prenumerowali te teksty, a także ponad czterem milionom ludzi, którzy udzielali wsparcia przez cały ten czas, czytając te felietony w internecie.

Paulo Coelho
Paulo CoelhoGetty Images/Flash Press Media

Moim zdaniem jeden z najpiękniejszych regionów na świecie to Langwedocja, kraina leżąca w Pirenejach, na południowym zachodzie Francji. Byłem tam kilkakrotnie i za każdym razem uderzało mnie piękno tamtejszych dolin, gór, roślin i rzek. Jak wiadomo, gatunek ludzki jest nieprzewidywalny - w tym pięknym miejscu narodziła się europejska "herezja": Kataryzm.

Napisano na ten temat wiele książek, można jednak podsumować filozofię Katarów jednym prostym zdaniem: "Wszechświat został stworzony przez szatana. Piękno jest jego dziełem."

W encyklopedii przeczytamy, że Katarzy byli dualistami. Wierzyli w dwóch bogów, dobrego (Boga) i złego (Szatana), którzy stworzyli świat materialny. Dlatego Katarzy składali śluby czystości - nie chcieli mieć dzieci, które byłyby zwolennikami szatana. Uważali się za ludzi "idealnych" i skazywali na cierpienie w imię wiary. Symboliczny koniec ruchu Katarów, którego istnienie doprowadziło do pierwszych krucjat, nastąpił piętnastego marca 1244 roku na zamku Montségur. Po długim prześladowaniu Katarom dano wybór: jeśli nie przejdą na katolicyzm, zostaną zabici. Dwustu pięćdziesięciu "idealnych" mężczyzn, kobiet i dzieci zeszło z góry, śpiewając i rzuciło się w płomienie przygotowanego w tym celu ogniska.

Długo interesowałem się kataryzmem. W 1989 roku poznałem Bridę O'Fern (opisałem ją później w jednej ze swoich książek). Brida była katarką w poprzednim wcieleniu. Na początku tego samego roku poznałem Monicę Antunes. Zostaliśmy przyjaciółmi, a teraz Monica jest moją agentką.

Czułem duchową potrzebę, by odbyć podróż śladem Katarów (chciałem zwiedzić zamki ludzi "idealnych"). Zaproponowałem Monice, żeby się przyłączyła.

Pewnego sierpniowego popołudnia stanęliśmy u stóp góry Montségur. Zamierzaliśmy się na nią wspiąć następnego dnia. Po kolacji udaliśmy się w miejsce, gdzie osiemset lat temu płonął ogień (znajduje się tam skromny pomnik). Staliśmy tam rozmawiając. Pogoda się zepsuła, wiszące nisko chmury zasłaniały ruiny na szczycie gigantycznej góry. Chciałem sprowokować Monicę i powiedziałem, że byłoby ciekawie wspiąć się na szczyt jeszcze tego wieczoru. Moja przyjaciółka nie zgodziła się, a ja poczułem ulgę. A gdyby powiedziała: tak?

Nagle tuż obok zatrzymał się samochód, tej samej marki i barwy co mój. Wysiadł z niego Irlandczyk i spytał - jakbym był jednym z miejscowych - pod jakim kątem najlepiej wspiąć się na górę. Zaproponowałem, żeby wszedł tam z nami nazajutrz, ale Irlandczyk był zdeterminowany. Chciał być na szczycie tamtej nocy i obejrzeć stamtąd wschód słońca. Twierdził, że był Katarem w poprzednim życiu.

- Pożyczycie mi latarkę? - spytał.

Nagle wszystko ułożyło się w całość: Brida, moja potrzeba odbycia podróży śladami Katarów, sposób, w jaki żartowałem z Monicą kilka minut wcześniej i ten mężczyzna z identycznym jak mój samochodem. Uznałem, że to znaki. Idę do wioski, do hotelu, w którym się zatrzymaliśmy i pożyczam latarkę - jedyną, jaką mają.

Monica wydaje się przestraszona, ale namawiam ją do wspinaczki.

- Znak to znak - mówię.

Mężczyzna pyta, gdzie zaczyna się droga.

- Nieważne - odpowiadam. - Trzeba iść pod górę.

Przez jakiś czas (nie pamiętam, ile to trwało) wspinaliśmy się we trójkę na szczyt, nie znając drogi. Była ciemna noc. W otaczającej mgle widzieliśmy tylko na parę jardów. W końcu chmury zostały w dole i ujrzeliśmy niebo pełne gwiazd. Stanęliśmy przed bramą zamku Montségur.

Weszliśmy i zaczęliśmy zwiedzać ruiny. Spojrzałem w niebo, zastanawiając się, jakim cudem dotarliśmy tam bezpiecznie. Doszedłem jednak do wniosku, że lepiej nie zadawać pytań i podziwiać cud. Katarzy patrzyli na to samo niebo i wierzyli, że to szatan stworzył gwiazdy. Nigdy nie zrozumiem Katarów, ale podziwiam konsekwencję, z jaką trwali przy swojej wierze.

Wróciłem kilka razy do Montségur i wspiąłem się na górę, nigdy jednak nie znalazłem drogi, którą szliśmy tamtej sierpniowej nocy 1989 roku.

Tajemnice jednak istnieją.

Wydawnictwo Drzewo Babel
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas