Justyna z Sosnowca:
Z ust moich byłych partnerów słyszałam wiele zdrobnień, sympatycznych "ksywek". Byłam już pieskiem, kotkiem, misiem, a nawet (moi mężczyźni korzystali chyba z atlasu zwierząt) antylopką. W moim życiu byli także obecni pasjonaci ogrodnictwo - przy nich wstępowałam jako różyczka, tulipanek, lilia oraz (o zgrozo!)-chwaścik. Natomiast jeden z najcudowniejszych oraz najsłodszych (w pełnym tego słowa znaczeniu) słowników miłości stworzył mój obecny partner. Z zawodu i zamiłowania jest on cukiernikiem i troszkę z tego cudownego, pachnącego wanilią i cynamonem świata wniósł do mojego domu i życia. To dla niego na co dzień jestem paluszkiem (z racji szczupłej sylwetki), rano rozkwitam jak "pączuś z różanym nadzieniem", kiedy wychodzę do pracy jestem dla niego "słodką kopertą z jabuszkiem".
W chwilach rozkoszy jestem apetyczną eklerką czy też czekoladowym języczkiem. Kiedy bywam nieprzyjemna nazywa mnie słonym preclem-wtedy wiem, ze jest zły. Kukułeczką jestem wtedy, kiedy przy zmywaniu dyskretnie podsuwam mu jeszcze jedną filiżankę do umycia...
Te wszystkie wisienki, bezy i słodkie bułeczki wypełniają nasze codzienne dni, ubarwiając je i osładzając czekoladową polewą. Bo przecież codzienność jest wystarczająco gorzka i szara. Czemu by jej troszkę nie ubarwić i polukrować..?
Praca nagrodzona w konkursie "Tygrysek czy Króliczek?"