Kobiety z UE są zdrowsze niż Polki
Mieszkanki krajów unijnych są zdrowsze niż Polki. Jeśli utrzymają się tendencje z lat 90-tych, przeciętne trwanie życia kobiety w Polsce zrówna się z obecnym unijnym za 10 lat.
Na temat zdrowia kobiet dyskutowali w piątek, 15 listopada w Sejmie przedstawiciele organizacji pozarządowych, rządu i parlamentu. Spotkanie zorganizowała Parlamentarna Grupa Kobiet.
Bogdan Wojtyniak z Państwowego Zakładu Higieny podkreślił, że sytuacja zdrowotna kobiet nie zmieni się w Polsce z dnia na dzień. - Ale można zrobić dużo i to niewielkim kosztem - dodał. Chodzi o profilaktykę - przeciwdziałanie największym czynnikom ryzyka. Należą do nich tytoń, wysokie ciśnienie krwi, alkohol, wysoki poziom cholesterolu, nadwaga, dieta uboga w warzywa i owoce, mała aktywność fizyczna.
- Gdyby umieralność kobiet w Polsce była taka sama, jak w Unii Europejskiej, mielibyśmy rocznie 42 tys. zgonów mniej - powiedział Wojtyniak. Dodał, że "hańbą" jest to, że w Polsce tak wiele kobiet umiera na raka szyjki macicy - o 71 proc. więcej niż w krajach unijnych. Receptą na ten problem jest rozpowszechnienie częstych badań cytologicznych. Jedna z uczestniczek spotkania zapytała wiceminister zdrowia Ewę Kralkowską o dostęp kobiet do bezpłatnej opieki zdrowotnej. Kralkowska uważa, że nie mają z tym problemu nawet kobiety bezrobotne, bo są one beneficjentkami opieki społecznej lub urzędów pracy, które zgłaszają je do ubezpieczenia zdrowotnego.
Inny podniesiony problem dotyczył przemocy domowej, która - zdaniem organizacji pozarządowych - jest lekceważona zarówno przez rząd jak i lekarzy. Jedna z uczestniczek opowiadała o 21-letniej, lekko upośledzonej umysłowo kobiecie gwałconej przez swojego ojczyma. Kiedy psycholog zasugerowała ordynatorowi oddziału, na który trafiła ta kobieta, by zgłosić jej sprawę prokuratorowi, lekarz odmawiając odpowiedział, że "nie był świadkiem tych gwałtów".
Uczestniczka zwróciła uwagę, że dokonanie obdukcji i wydanie zaświadczenia przez uprawnionego lekarza (tylko takie zaświadczenie stanowi dowód w sądzie w sprawie o przemocy) kosztuje 60 zł. "Ministerstwo Zdrowia nie robi nic, by to zmienić" - dodała.