Na zakupy chodzi sama

Czy można być żoną premiera RP i zjechać windą pełną ludzi, pozostając przy tym nierozpoznaną? Można - o czym przekonaliśmy się towarzysząc Małgorzacie Tusk.

Małgorzata Tusk/fot. Jakub Półtorak
Małgorzata Tusk/fot. Jakub PółtorakINTERIA.PL

Honor budynku uratował portier - widać było, że rozpoznał premierową. Skłonił się i pożegnał, a gdy Małgorzata Tusk zniknęła za obrotowymi drzwiami, szepnął do kolegi: "widziałeś kto to?".

Bez oficjalnych próśb i listów

Żona Donalda Tuska wybrała prywatność. Rzadko kiedy widzimy ją u boku męża, nie próbuje też - korzystając z wyjątkowego statusu - swoich sił w działalności publicznej. I w sumie nic w tym nadzwyczajnego - na całym świecie nie brakuje żon polityków (i mężów polityczek), pozostających w cieniu swoich małżonków.

Z rzadka jednak takiej postawie towarzyszy rezygnacja z atrybutów, jakie daje pozycja współmałżonka. Małgorzata Tusk odprawiła ochronę, nie jeździ rządową limuzyną, sama chodzi na zakupy. I nie ukrywa się w rezydencji, oddzielona od zwykłych ludzi szczelnym kordonem doradców, asystentów i wszelkiej maści karierowiczów.

Efekt przemyślanego "piaru"?

By dotrzeć do żony premiera wystarczył nam jeden telefon - do syna, który niezwłocznie przekazał kontakt matce. Następnego dnia mieliśmy zgodę na wywiad - bez oficjalnych próśb, wymiany pism i przypominających o naszym istnieniu telefonów.

W trakcie naszej ponadgodzinnej rozmowy przekonaliśmy się, że również w bezpośrednich relacjach Małgorzata Tusk nie buduje dystansu. I owszem, znamy zarzuty przeciwników politycznych Donalda Tuska - wobec niego, jego rządu i całej formacji, którą reprezentuje. Że to tylko dobry "piar". Ta filozofia każe wierzyć, że publiczny wizerunek Małgorzaty Tusk to także efekt przemyślanego marketingu. I gra. No cóż, jeśli tak jest, to żona premiera III RP mogłaby udzielać lekcji aktorstwa...

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas