Polski raj salonów piękności
Każdego tygodnia setki Niemek przyjeżdżają do Osinowa Dolnego, miejscowości, która liczy zaledwie 200 mieszkańców, ale szczyci się największym zagęszczeniem salonów fryzjerskich na świecie.
Osinów wita je szyldami w cukierkowych barwach i w języku niemieckim: "Friseur salon Zuzanna", "Friseur Ada", "Friseur Teresa".
Popyt na usługi okazał się tak wielki, że nie tylko liczba salonów wzrosła, ale te już istniejące rozrosły się świadcząc usługi w barakach, na przyległych posesjach, a nawet w ogrodach. Wiele z nich poszerzyło też działalność o usługi kosmetyczne, manikiur itp. Ale włosy, które są tutaj obcinane, farbowane, kręcone nie należą do Polek.
W "Salonie Karin", który wita klientki napisem "Willkommen" nie obowiązuje nawet polska waluta. Cenny są podane w euro. Strzyżenie 4 euro, mycie i strzyżenie - 6 euro.
Emerytka Gudrun Knapp jest również zadowolona: - Przyjeżdżam tu co 6 - 8 tygodni, od 15 lat. Zawsze do tego samego salonu. W Niemczech nie mogłabym sobie na to pozwolić. Oprócz tego Gudrun tankuje w Polsce samochód do pełna i kupuje trochę rzeczy dla dzieci - ze względu na kurs waluty wszystko jest tutaj o wiele tańsze.
W Osinowie nie widać śladów recesji. Salony są wciąż pełne. Aby obsłużyć niekończący się potok klientów z Niemiec zakłady są otwierane już o 7 rano - nawet w niedzielę.
Biznes rozwija się doskonale, pomimo że czasami pojawiają się problemy językowe.
- Zostałam fryzjerką ponieważ granica jest niedaleko i jest tutaj sporo pracy" - mówi.
Eugeniusz Swierczyński, nigdy nie przypuszczał, że będzie czesał Niemki w salonie na parterze swojego domu: - Ale były pieniądze do zrobienia. - mówi. - Mamy około 40 klientów w ciągu dnia i zarabiamy około 300 euro dziennie - dodaje. A czego najbardziej obawiają się fryzjerzy z polskiego raju salonów piękności? - Wejścia do strefy euro oczywiście - mówi pan Eugeniusz.
AFP (tłum. i opr. IG)