Prezenty kupuję już we wrześniu

Wyrazista aktorka. Kobieta życiowa, dobrze zorganizowana. Ma wyjątkowe poczucie humoru i dystans do własnej osoby. Sława nie zabiła w niej wrażliwości.

Bożena Dykiel prezenty kupuje już we wrześniu / fot. A.Szilagyi
Bożena Dykiel prezenty kupuje już we wrześniu / fot. A.SzilagyiMWMedia

Charakteryzuje panią olbrzymie poczucie obowiązku. Święta dla kogoś takiego to chyba ogrom pracy?
Bożena Dykiel: - Wszystko robię sama, a prezenty kupuję już we wrześniu.

Jest pani wyjątkowo zapobiegliwa...
- Bo już kiedyś nie zdążyłam. Pracowałam wtedy do późna tuż przed świętami i jak zobaczyłam, co się dzieje w sklepach i jaki chłam wtedy rzucono, to postanowiłam sobie, że nigdy więcej nie zostawię zakupów na ostatnią chwilę.

Skoro prezenty już kupione, to pewnie i lista potraw też ułożona?
- Ja już od dawna nie bawię się w dwanaście potraw, bo i tak połowa z tego pozostaje nietknięta. U mnie na święta są zawsze te potrawy, które lubią moi domownicy: śledzie, sałatka kartoflana, pieczona indyczka faszerowana owocami, obsmażona kapusta i ciasta. No i sama kiszę barszcz.

To barszcz się kisi?
- To moja największa tajemnica. Kupuję około pięciu kilogramów czerwonych buraków. Mąż kroi je w plastry do takiego starego garnka, w którym jeszcze moja mama gotowała pościel. Dodaję cebulę, czosnek, sól, cukier i kromki razowego chleba.

Zalewam to przegotowaną letnią wodą. I ten barszcz sobie stoi. Codziennie tylko usuwam szumowinę, która się zbiera i mieszam łychą.

I długo tak?
- Po tygodniu podgrzewam go i zlewam. No, ale przecież te buraki jeszcze nie oddały całego swojego smaku, więc zalewam je ciepłą wodą, leciutko znowu podgrzewam i zostawiam na cały dzień. Następnego dnia zlewam barszcz i łączę go z tamtym pierwszym.

Toż to cały rytuał!
- Osobno gotuję wywar z grzybów, które potem służyć mi będą do kapusty postnej, i dolewam go do barszczu z tamtych dwóch wywarów. Dodaję czosnek, trochę słodzę i pieprzę. No i robi się z tego po prostu smakowitość.

Wierzę w każde pani słowo. Czuję ten smak...
- Barszcz jest gotowy tydzień przed świętami. Jest gęsty i ma kolor czarny.

A wypieki?
- Moi domownicy przepadają za moją szarlotką. Kiedy mój wnuczek Maksio do mnie dzwoni, to najpierw dopytuje: "Babciu ci już upiekłaś siajotkę"?

Pani jest mistrzynią organizacji!
- A czy mam inne wyjście? Przecież krasnoludki za mnie tego nie zrobią.

To kto pani w kuchni pomaga, wszystko sama?
- W tych sprawach zawsze

mogę liczyć właśnie na Maksia. Odrywam mu spory kawał ciasta. On go zagniata, kroi jabłka plastikowym nożykiem i pomaga jak może przy "siajotce".

A jak z ubieraniem choinki?
- U nas choinka jest żywa i olbrzymia. Kupuję taką na

dwa i pół metra. Wiszą na niej łańcuchy, które moje córki zrobiły jeszcze w czasach, gdy chodziły do przedszkola. I bombki po mamie, z lat pięćdziesiątych.

... i już tylko czekanie na pierwszą gwiazdkę?
- My umawiamy się na konkretną godzinę. Do tradycji już należy, że mój małżonek stroi stół, ponieważ jest w tym mistrzem.

Cóż mu pozostało... Pani króluje w kuchni i pewnie go stamtąd po prostu wygoniła.
- O nie, nie. Samo tak wyszło. Ja w kuchni gotuję, on w kuchni zasiada.

Ile osób gości przy wigilijnym stole Bożeny Dykiel?
- Około dziesięciu. No i moje wnuki. Mam trójkę wnucząt: Maksia, Maciusia i Marysię, która w święta skończy cztery miesiące.

Wnuki są oczywiście najwspanialsze?
- Oczywiście. I bardzo kochają babcię, która świata poza nimi nie widzi.

Czego pani życzyć na tegoroczne święta?
- Dużo zdrowia!

Michał Wichowski

Świat & Ludzie
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas