Randka jak z komedii. Czarnej, nie romantycznej

Pierwsze randki potrafią na długo zostać w naszej pamięci. Czasem z rozrzewnieniem wspominamy je nawet po wielu latach, pamiętając każdy szczegół. Zdarza się jednak, że nie zapominamy o nich z zupełnie innych powodów. Wpadki i niezręczne sytuacje podczas pierwszego spotkania zdarzają się częściej, niż myślimy. Oto kilka autentycznych historii z pierwszych randek, które nasi bohaterowie zapamiętają na długo.

Pierwsze randki nie zawsze należą do udanych. Przekonali się o tym bohaterowie naszego artykułu
Pierwsze randki nie zawsze należą do udanych. Przekonali się o tym bohaterowie naszego artykułu123RF/PICSEL
Wyobrażenia o idealnej randce często rozmijają się z rzeczywistością
Wyobrażenia o idealnej randce często rozmijają się z rzeczywistością123RF/PICSEL

Czy najgorsze randki są tymi ostatnimi? Mówi się, że miłość jest ślepa, ale przy pierwszym spotkaniu trudno rozważać kogoś w kategorii miłości na całe życie. Pierwsze wrażenie robimy na kimś w ciągu zaledwie 15 sekund. W psychologii nazywa się to efektem aureoli lub efektem halo. Polega on na tendencji do formułowania całościowych opinii na temat swojego rozmówcy na podstawie jego wyglądu, mowy ciała, nastawienia itd.

Nie zawsze jednak pierwsze wrażenie zwiastuje kłopoty, które pojawią się w ciągu spotkania. Czasem pierwsza randka okazuje się być tą ostatnią, ale bywa też, że tę nienajlepszą wspomina się z uśmiechem na ustach latami. Zacznijmy jednak może od takiej, po której uśmiech wynika wyłącznie z faktu, że spotkanie dobiegło wyczekiwanego końca.

Stalker z mediów społecznościowych

Piotr zaprosił Martę na kawę. Wcześniej zrobił dokładnych research w jej mediach społecznościowych
Piotr zaprosił Martę na kawę. Wcześniej zrobił dokładnych research w jej mediach społecznościowych123RF/PICSEL

Marta poszła na swoją pierwszą randkę z Tindera. Z Piotrem pisała przez miesiąc i w tym czasie poznała go na tyle, żeby nie bać się spotkania w miejscu publicznym. Zaprosił ją do eleganckiej kawiarni, chwilę się spóźnił, ale spóźnienie nadrobił nienagannym wyglądem i szarmanckimi manierami. Wyglądał tak jak na zdjęciach, a w dobie wirtualnych znajomości to już wiele.

Po kilku łykach kawy mężczyzna poczuł wewnętrzną potrzebę podzielenia się powodami swojego ostatniego rozstania. - Moja była przypominała moją matkę. Manipulowała mną, uzależniła od siebie. A na koniec mnie rzuciła. Wpadłem przez nią w depresję, a ona nic sobie z tego nie zrobiła - zaczął ni stąd ni zowąd. Marta była typem empatycznym, dlatego postanowiła go wysłuchać i dać mu wsparcie. Kiedy jednak dodał, że była zarzucała mu nadmierną zazdrość, w głowie zapaliła się jej kontrolna lampka.

Przed randką umówiła się ze swoim przyjacielem, że w pewnym momencie ten zadzwoni i jeśli spotkanie okaże się klęską, ta zareaguje: "Jak to cię rzuciła? Dobra, jadę". Oczywiście są lepsze sposoby na zakończenie spotkania. Można na przykład powiedzieć: "Wiesz, nie czuję, żeby między nami coś z tego wyszło. Pozwolisz, że zakończymy to spotkanie i rozejdziemy się w swoją stronę". Wymaga to jednak więcej odwagi, zatem ta pierwsza opcja wydała się być łatwiejszym rozwiązaniem.

Zadzwonił telefon, Marta spojrzała, że to właśnie ten przyjaciel. Jej towarzysz zerknął na imię wyświetlające się na ekranie i zapytał: "O to ten Arek, który jest informatykiem? Ten brunet?". Marta przytaknęła i odegrała scenkę. Ale zaraz, zaraz... Nigdy nie wspominała Piotrkowi o swoim przyjacielu. Zapytała więc, skąd wie, czym zajmuje się Arek. Chłopak z Tindera bez cienia zawahania odparł, że przecież trzy lata temu wstawiła zdjęcie z imprezy, na którym był jakiś Arek. A że Arek ma publiczny profil na Instagramie, to sprawdził, czym się zajmuje. Proste? Proste.

Ponieważ Arek "był w potrzasku", Marta oznajmiła, że muszą zakończyć spotkanie, bo przyjaciel potrzebuje pocieszenia. Ale Piotr był typem niedającym za wygraną. Zaproponował, że podwiezie ją do Arka i chętnie go pozna. Marta powiedziała, że w tej sytuacji wolałaby sama wesprzeć przyjaciela. Piotr jednak nie przyjął odmowy. Zarzucił Marcie, że Arek na pewno jest kimś więcej niż tylko przyjacielem, a Marta jest kolejną kobietą, która chce go zranić. Problem poniekąd sam się rozwiązał, bo Piotr obraził się i wyszedł z kawiarni. Bez zapłacenia rachunku.

Butelka wina

Alkohol na randce to nie zawsze dobry pomysł
Alkohol na randce to nie zawsze dobry pomysł123RF/PICSEL

Nie bez powodu podczas pierwszej randki odradza się spożywania alkoholu. Choć w niektórych przypadkach rozładowuje on napięcie, to w nadmiernych ilościach z pewnością nie pomoże nam zrobić dobrego pierwszego wrażenia. Oto dlaczego butelka wina do kolacji może okazać się kluczem do uczynienia z pierwszej randki jednocześnie tej ostatniej. Marcin zaprosił Kamilę na kolację do włoskiej restauracji. A że włoska kuchnia kojarzyła mu się z dobrym winem, zaproponował nowopoznanej znajomej kieliszek czerwonego Pinot Noir. - Dawaj całą butelkę, dobrze się nam rozmawia, a po tym będzie jeszcze lepiej - powiedziała Kamila i rzeczywiście, nie mijała się z prawdą. Po prawie godzinnym spacerze Marcin przyznał, że mieli wiele wspólnych tematów.

Wino smakowało doskonale i świetnie komponowało się z zamówionym makaronem. Problem w tym, że na każdy jeden kieliszek wypity przez Marcina, Kamila zdążyła wypić dwa. Marcin zamówił kolejną butelkę, ale z każdym następnym łykiem wina tematów do rozmowy było coraz mniej. Restauracja zaraz się zamykała, Marcin więc zapłacił rachunek i zaproponował, że zamówi Kamili taksówkę. Stwierdziła, że to ona zamówi w aplikacji przejazd, ale ponieważ mieszkali niedaleko siebie, Marcin postanowił odstawić Kamilę do domu. Nieco się zmartwił, bo dziewczyna zaczynała się już zataczać.

Niestety, gdy wsiedli do taksówki i przejechali pewną część drogi, wypity alkohol dał się Kamili we znaki. Gdy już dojeżdżali, Kamila nie zdążyła otworzyć okna i zwymiotowała. Koszt w aplikacji za tego typu incydent? 500 zł... Marcin podsumowuje, że po dziś dzień cieszy się, że to nie on zamawiał przejazd, bo to on zostałby obciążony za tę przykrą sytuację. Kamila później pisała do niego, czy nie zniechęciła go swoim zachowaniem. Następnej randki już nie było.

Napięty grafik

Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne
Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne123RF/PICSEL

W dzisiejszych czasach odchodzi się od zakładania smokingów do opery. Jeśli nie jest to premiera, coraz więcej osób stawia na niezobowiązującą elegancję, nikogo też nie szokuje widok sportowych butów dobranych do małej czarnej. Ale ponieważ Adam przed pierwszą randką koniecznie chciał zmieścić wizytę na siłowni, niezbyt uśmiechało mu się zabierać ze sobą garnitur na przebranie. Justyna jako miłośniczka muzyki klasycznej chciała zaimponować swojemu koledze ze studiów znajomością opery. Podczas letniego festiwalu grano w niej wiele ciekawych koncertów, zatem kiedy na czwartym roku zaproponował jej jakieś wspólne wyjście, wpadła na pomysł wizyty w operze. Godzina 19 zbliżała się wielkimi krokami, ale przed wejściem nie było ani śladu Adama. Justyna zostawiła więc bilet dla Adama u biletera i napisała mu, żeby odebrał go od niego i wszedł na salę, gdy usłyszy brawa.

Nie chciała wyglądać przesadnie elegancko, postawiła więc na prostą, kremową sukienkę i buty na lekkim obcasie. Z nadzieją, że po koncercie pójdą coś zjeść w pobliskiej restauracji. Po pierwszym utworze dołączył do niej Adam. Usiadł obok niej, a ona kątem oka dostrzegła, że pod siedzeniem chowa sporych rozmiarów torbę z siłowni.

Na sali było ciemno, więc dopiero w przerwie jej oczom ukazał się klasyczny, stonowany, reprezentatywny... strój sportowy. Krótkie, poliestrowe spodenki i "żonobijka". Tak, najbardziej wzorcowa, biała, męska koszulka o najgorszej możliwej nazwie w mowie potocznej. Justyna ze zdziwieniem spojrzała na Adama, w tej swojej pięknej, kremowej sukience. - Oj, nieźle się wystroiłaś. Jak to się mówi? Jak szczur na otwarcie kanału? - zażartował Adam dla rozluźnienia atmosfery. - A ty przypadkiem nie zapomniałeś się przebrać po siłowni? - zapytała Justyna. Adam zaprzeczył. Nie zapomniał, ale ponieważ stracił poczucie czasu podczas ćwiczeń, nie zdążył przebrać się w inne ubrania.

Ta historia ma jednak szczęśliwe zakończenie. Justyna stwierdziła, że nie ma sensu wracać na koncert i zaproponowała spacer nad Wisłę, bo pogoda była piękna tego wieczoru. Ponieważ od wielu miesięcy dobrze się dogadywali, dziewczyna postanowiła nie skreślać Adama przez jego ubraniową wpadkę. Ta pierwsza randka miała miejsce w wakacje dwa lata temu, a na te nadchodzące mają zaplanowany termin ślubu. Tego dnia Adam raczej nie zmieści wizyty na siłowni, toteż nie ma ryzyka, że na tę okazję przywdzieje poliestrowe, krótkie spodenki.

Meta w Warszawie i miła eks

Czasem pierwsza randka okazuje się tą ostatnią
Czasem pierwsza randka okazuje się tą ostatnią123RF/PICSEL

Randki "z Tindera" dla Moniki nie były czymś obcym. Po skończeniu studiów chciała poszerzyć grono znajomych, poznać ludzi z innego otoczenia, aplikacja randkowa była więc dla niej dobrym sposobem do nawiązania kontaktów z interesującymi osobami. Jeden z poznanych tam chłopaków do dziś jest jej najlepszym przyjacielem, a ponieważ jest singielką, zdarzało jej się utrzymywać też kontakty z innymi osobami, które tam poznała, a z którymi nie wyszło nic więcej. Jesień zawsze była dla niej czasem, kiedy lubiła zaszyć się pod kocem z herbatą i obejrzeć dobry film, ale ponieważ miała dosyć robienia tego w samotności, znów wróciła do randkowania. Miała nadzieję, że tym razem może pozna kogoś, z kim spędzi nie tylko jesienne wieczory, ale też zimowe poranki przy kawie, kiedy za oknem pada śnieg i wspólne wypady za miasto wiosną. Typ niezależnej romantyczki.

Antek wpadł jej w oko na Tinderze nie od razu, ale po wymianie kilku wiadomości ją zaintrygował. Na tyle, żeby nie niecierpliwić się po tym, jak po dwóch tygodniach pisania dalej się z nią nie spotkał, bo Antek jako "wolny duch" wyjechał za miasto szukać inspiracji i czytać Marka Hłasko. Ach ten Hłasko, to chyba ze względu na niego Monika postanowiła cierpliwie poczekać, aż przyjedzie do Warszawy. Tak więc nadszedł dzień przyjazdu Antka do stolicy, Monika zdążyła dzień przed zaliczyć woskową depilację nóg i wizytę u kosmetyczki w celu zrobienia starannego pedicure. Ba, wiedziała przecież doskonale, że jeśli randka zakończy się piciem herbaty przy dobrym filmie, to te drobiazgi są niezwykle ważne.

Antek dotarł do Warszawy dopiero po dwudziestej, ale musiał odwiedzić jeszcze koleżankę. Wiadomo, priorytety. Ale za to spotkanie z nim trwało tyle, ile zapowiadał - dokładnie dwie godziny. Dokąd pójść o 22? Sprawdziła na mapie, że pub niedaleko niej jest otwarty do północy, zaproponowała więc takie rozwiązanie. Pierwsze wrażenie? Doskonałe! Żarty na poziomie, był "flow", a Antek wyglądał zdecydowanie lepiej niż na zdjęciach. No i był wysoki, a po randkach z Tindera Monika wiedziała już, że to nie jest oczywiste. Rozmowa płynęła tak samo wartko, jak piwo z nalewaka zamawiane przez Antka. - Nie zrozum mnie źle, nie był pijany, ale ewidentnie lubił smak piwa - opowiada mi żartobliwie Monika.

Nadszedł czas zamknięcia pubu, ale ponieważ byli mniej więcej w połowie wszystkich tematów, które chcieli omówić tego wieczora, Monika zaproponowała, aby przenieśli się do niej. Antek się zgodził, ale najpierw chciał podejść do samochodu, który zaparkował nieopodal. Udali się tam, a Antek wyciągnął walizkę. W zasadzie nie było w tym nic dziwnego, przyjechał w końcu spod miasta po dłuższej nieobecności. Reszta wieczoru minęła bardzo miło, a bohaterowie tej historii usnęli w trakcie oglądania filmu.

Nad ranem Monikę obudził hałas zamykania szafek. Jej oczom ukazał się widok Antka rozpakowującego swoje ubrania i układającego je na szafce. - Co ty właściwie robisz? - zapytała uprzejmie Monika. - Wiesz co, no zostaję do końca weekendu w Warszawie, więc pomyślałem, że będę mógł zostawić kilka ciuchów u ciebie, żebym miał się w co przebrać - odpowiedział, jak gdyby oznajmiał, że zaraz przyrządzi kawę. - To nie możesz zostawić ubrań w walizce? - No nie bardzo, bo zaraz idę do koleżanki po kilka rzeczy, które u niej kiedyś zostawiłem, jak jeszcze byliśmy razem. Tej, z którą się wczoraj widziałem. Mamy świetny kontakt i dalej widujemy się regularnie, ale ona teraz robi remont i narzeka, że moje rzeczy trochę jej przeszkadzają - wyjaśnił Antek.

Jak się okazało, Antek w Warszawie bywał okazjonalnie, a na co dzień mieszkał z rodzicami. A Monika, poza tym, że naprawdę mu się podobała, miała pewną nadrzędną zaletę. Miała swoje mieszkanie, w którym mieszkała sama. Przecież to była dla niego idealna okazja, żeby mieć gdzie spać podczas wizyt w mieście! Szczerość Antka nie opłaciła mu się jednak zbytnio. Kiedy Monika zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi, pożegnała wizję obejrzenia wspólnie tych wszystkich filmów, o których rozmawiali. Ale ponieważ bardzo lubiła kawę, zaparzyła ją dla siebie i dała na wynos w termosie dla Antka (wpisała ten termos w koszty i spisała go na straty). Jej mieszkanie opuścił - rzecz jasna ku jego zdziwieniu - z pełną walizką. Czuł się jednak w obowiązku napisać Monice, żeby się nie martwiła o to, gdzie będzie dziś spał. Dogadał się ze swoją byłą, że może u niej nocować pod warunkiem, że pomoże jej w remoncie.

Żegnają zmarłych i pytają "Dlaczego?". Turcja po katastrofieDeutsche Welle
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas