Sukces jest na deser

Kiedy oglądałam ją na ekranie, myślałam, że jest beztroska i może trochę roztrzepana. Podczas rozmowy zaskoczyła mnie skupieniem i powagą. Długo pracowałyśmy nad tekstem. Dla Ilony Ostrowskiej ważne było każde słowo, każdy przecinek.

Ilona Ostrowska fot. Andrzej Szilagy
Ilona Ostrowska fot. Andrzej SzilagyMWMedia

Wciąż gdzieś mnie nosi. Mam naturę koczownika, jestem ciekawa świata i ludzi. Uwielbiam już sam moment planowania wyprawy. Zbieram przewodniki, kupuję bilety, kilka razy sprawdzam prognozę pogody. Nie myślę wtedy o niczym innym. Nie dbam o wygody, nie przeraża mnie brak hotelu, wilgoć, robactwo. W Malezji mieszkałam w domku na palach.

Grudniowy numer magazynu
PANI

To były jeszcze czasy, kiedy nie słyszało się o żadnych zagrożeniach, więc biegaliśmy po całym mieście, bawiliśmy się w porcie. Pewnego dnia usłyszałam, że ktoś rozdaje dzieciakom słodycze z samochodu. Zebrałam moją bandę i popędziliśmy tam na wrotkach. Mężczyzna miał czarną brodę i kapelusz z szerokim rondem. Dał nam cukierki, wypchaliśmy sobie nimi kieszenie. Potem zobaczyłam go w telewizji. To był Czesław Niemen.

Kiedyś nie traktowałam aktorstwa serio. Studia we Wrocławiu były przedłużeniem dzieciństwa, zabawą, rodzajem przygody. Nie robiłam żadnych planów, nie myślałam o przyszłości. Mój dom był na drugim końcu Polski, pod Zamościem. Mogłam studiować bliżej: w Krakowie albo w Warszawie. Ale znajomi namawiali mnie na przyjazd do Wrocławia, bo piękne miasto, fajni ludzie, dobry poziom na uczelni. Więc pojechałam. Wtedy decyzje podejmowałam spontanicznie. Bez rozważania "za" i "przeciw". Lekko i bez namysłu. Wszystko jakoś tak

samo wychodziło.

Maria Barcz

Fragment artykułu pochodzi z najnowszego numeru PANI.

Więcej przeczytasz na www.styl24.pl

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas